28.01.2011 | Czytano: 1080

„Wypili” za błędy (+zdjęcia)

- Nie byliśmy dzisiaj w najwyższej formie. Niemniej przegraliśmy na własne życzenie. Nie robimy jednak tragedii. Najważniejsze mecze przed nami. Trzeba tylko wyciągnąć wnioski i wyeliminować mankamenty – powiedział po meczu z Zagłębiem trener Podhala, Jacek Szopiński.

Nie było to spotkanie, które mogło zadowolić nawet najmniej wybrednego kibica. Z góry było widomo, że goście schowają się za podwójną gardą, będą czyhać na błędy przeciwnika i kontrować.

- W naszej sytuacji kadrowej nie mogliśmy podjąć otwartej walki. Zdawaliśmy sobie sprawę, że Podhale ma waleczną młodzież - tłumaczył Mariusz Kieca.

- Wiedzieliśmy, iż goście zagrają bardzo wysoko i z kontry – przyznawał Jacek Szopiński, ale...

Jego podopieczni nie mogli jednak przebić się przez gardę rywala. Tylko dlatego, że grali bardzo przejrzyście. Akcjom ofensywnym brakowało polotu, zaskoczenia rywala. Podhalanie posiadali optyczną przewagę, częściej gościli w tercji przeciwnika, ale nic z tych akcji nie wynikało. Brakowało im ognia. Dlatego też w pierwszej tercji kibice nie widzieli bramek. Poziom też ich nie powalił na kolana. Hokeiści mieli jednak przebłyski „talentu”. Przykładem może być akcja dwójkowa Czuya z Różańskim w 11 minucie czy też seria strzałów na bramkę Podhala 4 minuty później. W przerwie kibice zastanawiali się jakim cudem Rajski sparował dwa potężne uderzenia z bliska Twardego i Dołęgi. Jeszcze Łabuz popisał się pięknym strzałem z dystansu, który sprawił kłopoty Dzwonkowi. Byliśmy też świadkami wielkich kiksów, Baranyka w 4 i 7 minucie ( sam był przed bramkarzem) i Tylki ( nie trafił do pustej bramki).

- Szkoda tej tercji, bo mieliśmy kilka wyśmienitych okazji, by zapewnić sobie komfort gry. Zabrakło zimnej głowy w decydujących momentach – twierdzi Jacek Szopiński.

Podhale drugą tercję rozpoczęło z animuszem. Czuy z korytarza międzybulikowego minimalnie chybił (22 min.), a Bomba nie trafił do opuszczonej przez Dzwonka bramki (23 min.). Ale co się odwlecze... W 26 minucie ponownie filmową akcję przeprowadził Różański z Czuyem i ten ostatni mocnym strzałem z pierwszego nie dał szans na skuteczną interwencję Dzwonkowi. Wydawało się, że gol ten podziała mobilizująco na hokeistów. Tymczasem w kolejnych minutach rozpanoszył się chaos. Podania nie znajdowały adresata, a strzały fruwały wysoko nad bramką. Jeden z widzów zauważył, iż nawet na piłkarską bramkę były za wysokie. Jedynym wyjątkiem była akcja pierwszej formacji nowotarżan, po której Różańskiemu milimetrów zabrakło, by ulokować „gumę” w bramce.

Gospodarze chyba mieli zamiar uśpić sosnowiczan i początkowo wydawało się, że im się to udało. Jednak goście obudzili się w 36 minucie kiedy przez 55 sekund grali w podwójnej przewadze. M. Kozłowski jeszcze nie zdołał pokonać Rajskiego, ale gdy tylko jeden z nowotarżan wrócił na taflę Kuc trafił w okienko. 96 sekund później strzał Stokłosy z ostrego kąta obronił Rajski, ale odsłonił większą części bramki po lewej ręce. Gajowi nie udało się wybić krążka, trafił w kij T. Kozłowskiego, a ten za moment utonął w objęciach kolegów.

Gaj za karę usiadł na ławce, a jego miejsce zajął Cecuła. Również Baranyk poszedł pod koc. – Był najsłabszym dzisiaj zawodnikiem, a powinien być jednym z liderów zespołu – wyjaśnił podjętą decyzję Jacek Szopiński. - Prowadząc 1:0 powinniśmy spokojnie kontrolować grę, tymczasem dwie bezsensowne kary nas rozłożyły. Do tej pory nie mogę zrozumieć jak można było stracić drugą bramkę.

Zmiany nic nowego nie wniosły. Podhale nadal szamotało się. Bez ładu i składu W 46 min. gospodarze nadziali się na trójkową kontrę, którą sfinalizował M. Kozłowski. Podhale „próbowało” grać, ale trudno było oszukać defensywę gości, skoro grało się w jednostajnym tempie, bez przyspieszenia. Jeśli już udało się oszukać obrońców Zagłębia, to górale albo strzelali na wiwat, albo wprost w bramkarza. Goście pomylili się w 55 min. („patelnia”), a z uprzejmości skorzystał Kmiecik. 41 sekund przed syreną gospodarze wycofali bramkarza, lecz manewr ten nie przyniósł oczekiwanych rezultatów.

- Każda wygrana cieszy, tym bardziej odniesiona na trudnym terenie i w sytuacji w jakiej znaleźliśmy się – mówi Tomasz Dzwonek. – Cieszę się, że coraz częściej gram. Pewniej interweniuję i dopisuje mi szczęście.

- Każdy zostawił serce na lodzie. Chcieliśmy wygrać, ustabilizować formę, ale za błędy się słono płaci. Kto popełnia ich więcej, ten przegrywa. Nic jeszcze nie jest straconego. Nawet z ósmego miejsca można zostać mistrzem Polski. W ubiegłym roku przegrywaliśmy z Cracovią, a wszyscy wiemy jak zakończył się finał – mówi kapitan Podhala, Rafał Dutka.

MMKS Podhale Nowy Targ – Zagłębie Sosnowiec 2:3 (0:0, 1:2, 1:1)
1:0 Czuy (Różański, Gaj) 25:37,
1:1 Kuc (Duszak) 36:14 w przewadze,
1:2 T. Kozłowski (Stokłosa) 37:50,
1:3 M. Kozłowski (T. Kozłowski, Podsiadło ) 46:05,
2:3 Kmiecik 54:29.

Sędziowali: Meszyński (Warszawa) –Kaczyński (Bytom) i Sebastian Adamoszek (Katowice).
Kary: 22 – 10 min.
Widzów 700.

MMKS Podhale: Rajski – K. Kapica, Łabuz, Czuy, K. Bryniczka, Różański – Dutka, W. Bryniczka, Baranyk, Jastrzębski, Bakrlik – Sulka, Gaj, Kmiecik, Neupauer, Bomba – Cecuła, Tylka, Puławski, Michalski. Trener Jacek Szopiński.
Zagłębie: Dzwonek – Cychowski, Kulik, Twardy, Zachariasz, Dołęga – Kuc, Duszak, Podsiało, T. Kozłowski, M. Kozłowski – Banaszczak, Jaskólski, Jarmutowski, Białek, Stokłosa. Trenerzy: Krzysztof Podsiadło i Mariusz Kieca.

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Mateusz Leśniowski

Komentarze







reklama