31.08.2010 | Czytano: 1241

Jacek Kubowicz: Bez litości i wazeliny

- Za „Szarotkami” pierwsze dwa poważne testy z ekstraklasowymi zespołami i... zaczęły się schody – twierdzi nasz stały ekspert, Jacek Kubowicz.

- Z Tychami, według trenera, posiadaliśmy przewagę, ale niestety nie odzwierciedlała tego tabela wyników. Sytuacji sam na sam, ilości trafień w słupek czy poprzeczkę nie pokaże żadna tablica świetlna. Punkty dopisuje się nie za piękno gry i wrażenia artystyczne, ale za bramki. Trzeba zdobyć zawsze jedną więcej niż przeciwnik, by dopisać sobie w tabeli trzy punkty. Nikt z kibiców po pewnym czasie nie będzie pamiętał, że prezentowaliśmy piękny dla oka hokej. Wynik jest najważniejszy, tylko on przetrwa.

Wszyscy wieszają psy na bramkarzach, ale wziąłbym ich w obronę. Prawdą jest, że młodemu Sebastianowi Mrugale brakuje doświadczenia, że nabiera się na zwody napastników, co tylko potwierdza, że ekstraliga to troszkę wyższa półka niż liga juniorów. Ani on, ani Jarek Furca nie wybronią jednak wszystkich meczów na zero i jeszcze pojadą z krążkiem na drugą stronę lodowiska i zdobędą gola. To jest mało realne. Bramkarze trafiają do bramki przeciwnika bardzo rzadko, a jeśli już do w końcówkach meczów do pustej świątyni. Od zdobywania goli są napastnicy i obrońcy, a tymczasem w 120 minutach podopieczni Jacka Szopińskiego tylko raz ulokowali krążek w bramce przeciwnika. Co z tego, że ze Stoczniowcem przez 75 % czasu gry przebywamy w tercji przeciwnika? Oddajemy 150 anemicznych strzałów, z którymi Przemek Odrobny nie ma najmniejszych kłopotów. Efekt z tego naporu jest bardzo mizerny.

Zapewne w kolejnym meczu między słupkami stanie Tomek Rajski, który powrócił z sosnowieckiego Zagłębia. Będzie to duże wzmocnienie, ale on też nie będzie strzelał goli. Być może Jarek Różański, który wraca do Nowego Targu okaże więcej zimnej krwi w sytuacjach podbramkowych. Ma doświadczenie, ale jedna jaskółka wiosny nie czyni. Na pewno będzie to kolejne wzmocnienie. W dalszym ciągu nie wiadomo co z Tomkiem Malasińskim. Sytuacja jest patowa. Chyba sam nie wie gdzie będzie grał.

Sporo dyskusji wywołuje gra na środku Marcina Kolusza. Wielu fachowców nie widzi go na tej pozycji, gdyż nie wykorzystuje ogromnych możliwości jakie w nim drzemią. Na pewno lepiej były wykorzystany na skrzydle, bo jest to jego nominalna pozycja. We wszystkich klubach grał na skrzydle. Pozycja środkowego ogranicza jego przebojowość, ciąg na bramkę, możliwości wyjścia z rogu lodowiska przed bramkę i stworzenie zagrożenia lub zdobycia gola z backhandu. Brakuje mi w tym ataku także wymiany pozycji. Jednak co do ustawienia, to leży to w gestii trenerów. Oni tak to widocznie widzą i oni są odpowiedzialni za wynik. Dojdzie „Różak” i zobaczymy na jakiej pozycji będzie przymierzany. Brakuje nam środkowych, ale nie wyprodukujemy ich z meczu na mecz, czy z rundy na rundę. To długotrwały proces. Zresztą na żadnej pozycji nie ma zastępców. Posiadamy trzy jako tako sklecone ataki i jak widać na razie efekty są mizerne. Boleść będzie jak ktoś wyleci ze składu z powodu kontuzji czy kary meczu. Ze Stoczniowcem karę meczu złapał Bartek Bomba za tzw. byka i to jaka kara go spotka, zdecyduje Wydział Dyscypliny PZHL.

Z kim można powalczyć w lidze? Wydawało się, że gdańszczanie, kryniczanie i janowianie powinni być tymi, na których moglibyśmy gromadzić punkty. Z Krynicą przegraliśmy towarzyską potyczkę, teraz hokeiści znad morza przyjechali w 13-osobowym składzie, po zawirowaniach w przygotowaniu do sezonu, a nie potrafiliśmy im zrobić krzywdy. Strzelili nam pięć goli i wyjechali do domu w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.

Kibice spuścili z tonu. Przerzedziły się trybuny. To nie jest dobry objaw. Miejmy nadzieję, że powodem tak niskiej frekwencji była li tylko ostania niedziela wakacji.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama