15.08.2010 | Czytano: 1343

Czerwony Byk na KTM znów najlepszy

II AKTUALIZACJA: 27 – letni nowotarżanin Tadeusz Błażusiak potwierdził, iż jest wielki. Nie ma mocnych na niego. Wygrał dugą eliminację mistrzostw Ameryki w Endurocorssie, która rozegrana została w Oklahomie. Wyprzedził Geoffa Aarona ze Stanów Zjednoczonych, podobnie jak Błażusiak jeżdżącego na KTM. Trzeci do mety dojechał na Kawasaki Amerykanin Justin Soule.

Nowotarżanin lubi szybkie trasy, taką jaka była w Oklahomie. – Na takich trasach szybko odjeżdżam rywalom, wypracowując sobie nad nimi przewagę. Jeśli rajd przebiega wolno, jest ciasno, to wtedy nietrudno o kolizję. W Oklahomie jest największy tor w hali, w dodatku potwornie szybki. Będę mógł pokazać swój największy potencjał. Co nieznaczny, że będzie łatwo. Przeciwnicy tanio skóry nie sprzedadzą. Rywalizacja idzie o dużą stawkę i nie będzie zlutuj. Jestem dobrze przygotowany do trzech kolejnych startów o mistrzostwo Ameryki i myślę, że wszystko będzie OK – mówił przed startem.

Rzeczywiście okazał się świetnie przygotowany. Amerykańskie gazety napisały: „Polak wygrał nie tylko z konkurencją, ale także z brutalnym gorącem i wilgotnością”. Czerwony Byk na KTM – bo tak nazywają nowotarżanina amerykańskie media - przyjął wyzwanie Mike Browna, który w pewnym momencie był na czele stawki i był na dobrej drodze do wygrania. Trzeba jednak wytrzymać trudy wyścigu i nie popełniać błędów, a kilka z nich przytrafiło się Brownowi, i ostatecznie ukończył zmagania na 11. miejscu. Najgroźniejszy był Aarona, ale i on nie dał rady Polakowi. Błażusiak to mistrz pełną gębą. Rzadko zdarzają mu się błędy. Potrafi wydobyć z siebie i swojej maszyny wszystko co najlepsze. Nie popełnia błędów technicznych, które mogłyby zaważyć na porażce. Stosuje maksymę „gaz do dechy”. Pruł do przodu ile mocy ma silnik. Rywale mogli się tylko przyglądać jak twardy góral z Nowego Targu robi kolejny krok ku kronie Ameryki.

- To był kolejny rewelacyjny start, ale muszę przyznać że zawody w Oklahomie były bardzo wymagające – mówi Tadeusz Błażusiak. - Temperatura w połączeniu z wilgotnością sprawiły że był to najbardziej wymagający, pod względem fizjologicznym, start ze wszystkich moich startów w endurocrosie w USA. Mimo że na oficjalnym treningu nie zrobiłem najszybszego czasu, popełniłem kilka małych błędów, bardzo podobał mi się tor. Był troszkę szybszy od pozostałych torów i mimo że miał tradycyjne przeszkody typu bele drzewne czy skały był naprawdę super. Mój wyścig kwalifikacyjny przebiegł perfekcyjnie, a najlepszy czas w kwalifikacjach zapewnił mi możliwość wybrania bramki startowej. W finale wystartowałem perfekcyjnie (‘holeshot’) co ułatwiło mi, tak samo jak w Vegas, kontrolowanie przebiegu wyścigu. Mimo perfekcyjnego startu nie obyło się bez mocnej walki z Mikem Brownem. Walka trwała sześć okrążeń, ale w końcu udało mi się odjechać na bezpieczną odległość. Temperatura był bezlitosna. Musiałem troszkę zwolnić i prawie się rozbiłem na ostatnim okrążeniu, ale zdołałem zapanować nad motocyklem i szczęśliwie dowiozłem zwycięstwo do mety. Wygranie dwóch pierwszych rund stawia mnie na dobrej drodze po tytuł mistrza Ameryki. Teraz zostaję na dłużej w USA i już nie mogę się doczekać na kolejną rundę.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama