Z każdym startem przechodzi do historii. W miniony weekend dokonał kolejnego wpisu do księgi rekordów. Po raz czwarty z rzędu wygrał najbardziej ekstremalny rajd na świecie Erzberg Rodeo. Dokonał tego w fantastycznym stylu.
Prażące słońce, kurz, potężne góry – to warunki jakie panowały na trasie. Góry tak wielkie i strome, że z czekanem trudno się na nie wdrapać, a co dopiero wspiąć się na motocyklu. Dla Błażusiaka to bułka z masłem. W tym jest najlepszy na świecie. Młody góral niczym kozica wspina się po skałach. Pokonuje je z taką łatwością, że widzom zatyka oddech. Tylko „ochy” i „achy” było słychać. Jego płynną i szybką jazdę obserwowało i oklaskiwało 45 tysięcy widzów! W tym spora grupa z Nowego Targu.
„Taddy” w prologu wykręcił drugi czas, dzięki czemu startował z pierwszej linii wraz z 50 najszybszymi zawodnikami. Rywale już od startu oglądali jego plecy. Jechał na pierwszej pozycji przez 10 km. Wtedy pechowo uderzył w pieniek drzewa, musiał odbić w bok i zjechał w dół skarpy. Na szczęście Polakowi nic się nie stało, jednak musiał nadrobić trochę trasy i spadł na szóstą pozycję. Szybko jednak wrócił na pozycje lidera. Na pewno nowotarżaninowi w odnoszeniu sukcesów pomaga fakt, iż wyszedł z trialu. Umiejętność pokonywania przeszkód bez podpórek sporo mu dała. Motocrossowcy czy endurowcy mają problemy z podrzuceniem koła, ustawieniem go w taki sposób, by skoczyć w najbardziej odpowiednie miejsca, które nie wybiją jeźdźca z rytmu. Coraz częściej zaczynają trenować trial.
Nic więc dziwnego, że tropem Błażusiaka, jego sukcesów, podążają ludzie z trialowego cyrku. I to jacy. Brytyjczyk Dougie Lampkin, wielokrotny mistrz świata. Dotarł do mety 17 minut za „Taddym”, na trzeciej pozycji. Bardzo dzielnie walczył japoński trialowiec Taichi Tanaka z Osaki. Jest pierwszym Japończykiem, który ukończył Erzberg Rodeo. Wystartował z piątej linii i wyprzedził więcej niż 200 kierowców.
- „Taddy” był dzisiaj klasą dla siebie – przyznał po rajdzie Andreas Lettenbichler z Niemiec, jego największy konkurent. Bawarczyk był drugi. Stracił do Polaka 10 minut.
- To był morderczy rajd – powiedział triumfator. - Jestem bardzo zadowolony z czwartego z rzędu sukcesu. Pokonałem „żelaznych”, gigantów. - Erzberg to mój żywioł. Kocham takie ekstremalne, niebezpieczne rajdy, na których trzeba dać z siebie 200 procent. W tym roku trasa była niezwykle trudna, co pokazuje liczb zawodników, którzy dotarli do mety. Tylko 16 motocyklistów na mecie. To było prawdziwe piekło! Jeszcze w czwartek padał tu ulewny deszcz, a w niedzielę świeciło słońce tak mocno, iż kamienie dosłownie parzyły. Cieszę się, bo w tym roku było bardzo dużo polskich kibiców. Polskie flagi dominowały na widowni, dziękuję wszystkim za wsparcie.
Do finałowej rozgrywki stanęło 500 jeźdźców, z 1800, których stanęło na starcie). W zawodach wzięło też udział w sumie 50 polskich zawodników. Z Nowego Targu po raz drugi wybrał się na Rodeo były mistrz Polski w trialu, nowotarżanin Przemysław Kaczmarczyk. Nie ukończył rajdu. Oprócz niego stolicę Podhala reprezentował Michał Pyzowski i Adam Zych. Dla nich było to pierwsze spotkanie z tak ekstremalną imprezą.
Wyniki:
1. Tadeusz Błażusiak – 1:45:43,
2. Andreas Lettenbichler – 1:56:26,
3. Dougie Lampkin – 2:02.26.
Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia www.erzbergrodeo.at