06.06.2010 | Czytano: 1582

Fenomen na motorze

Takich zwrotów używają dziennikarze z całego świata po kolejnym wielkim wyczynie nowotarżanina Tadeusza Błażusiaka. To co ten młody góral wyczynia na ekstremalnych endurowych trasach, przechodzi ludzkie pojęcie. Podkreślają to najwięksi fachowcy. „Taddy” wygrywa wyścigi niemal na zawołanie. Zgrania wszystko co jest najcenniejsze w sporcie motocyklowym.

Z każdym startem przechodzi do historii. W miniony weekend dokonał kolejnego wpisu do księgi rekordów. Po raz czwarty z rzędu wygrał najbardziej ekstremalny rajd na świecie Erzberg Rodeo. Dokonał tego w fantastycznym stylu.

Prażące słońce, kurz, potężne góry – to warunki jakie panowały na trasie. Góry tak wielkie i strome, że z czekanem trudno się na nie wdrapać, a co dopiero wspiąć się na motocyklu. Dla Błażusiaka to bułka z masłem. W tym jest najlepszy na świecie. Młody góral niczym kozica wspina się po skałach. Pokonuje je z taką łatwością, że widzom zatyka oddech. Tylko „ochy” i „achy” było słychać. Jego płynną i szybką jazdę obserwowało i oklaskiwało 45 tysięcy widzów! W tym spora grupa z Nowego Targu.

„Taddy” w prologu wykręcił drugi czas, dzięki czemu startował z pierwszej linii wraz z 50 najszybszymi zawodnikami. Rywale już od startu oglądali jego plecy. Jechał na pierwszej pozycji przez 10 km. Wtedy pechowo uderzył w pieniek drzewa, musiał odbić w bok i zjechał w dół skarpy. Na szczęście Polakowi nic się nie stało, jednak musiał nadrobić trochę trasy i spadł na szóstą pozycję. Szybko jednak wrócił na pozycje lidera. Na pewno nowotarżaninowi w odnoszeniu sukcesów pomaga fakt, iż wyszedł z trialu. Umiejętność pokonywania przeszkód bez podpórek sporo mu dała. Motocrossowcy czy endurowcy mają problemy z podrzuceniem koła, ustawieniem go w taki sposób, by skoczyć w najbardziej odpowiednie miejsca, które nie wybiją jeźdźca z rytmu. Coraz częściej zaczynają trenować trial.

Nic więc dziwnego, że tropem Błażusiaka, jego sukcesów, podążają ludzie z trialowego cyrku. I to jacy. Brytyjczyk Dougie Lampkin, wielokrotny mistrz świata. Dotarł do mety 17 minut za „Taddym”, na trzeciej pozycji. Bardzo dzielnie walczył japoński trialowiec Taichi Tanaka z Osaki. Jest pierwszym Japończykiem, który ukończył Erzberg Rodeo. Wystartował z piątej linii i wyprzedził więcej niż 200 kierowców.

- „Taddy” był dzisiaj klasą dla siebie – przyznał po rajdzie Andreas Lettenbichler z Niemiec, jego największy konkurent. Bawarczyk był drugi. Stracił do Polaka 10 minut.

- To był morderczy rajd – powiedział triumfator. - Jestem bardzo zadowolony z czwartego z rzędu sukcesu. Pokonałem „żelaznych”, gigantów. - Erzberg to mój żywioł. Kocham takie ekstremalne, niebezpieczne rajdy, na których trzeba dać z siebie 200 procent. W tym roku trasa była niezwykle trudna, co pokazuje liczb zawodników, którzy dotarli do mety. Tylko 16 motocyklistów na mecie. To było prawdziwe piekło! Jeszcze w czwartek padał tu ulewny deszcz, a w niedzielę świeciło słońce tak mocno, iż kamienie dosłownie parzyły. Cieszę się, bo w tym roku było bardzo dużo polskich kibiców. Polskie flagi dominowały na widowni, dziękuję wszystkim za wsparcie.

Do finałowej rozgrywki stanęło 500 jeźdźców, z 1800, których stanęło na starcie). W zawodach wzięło też udział w sumie 50 polskich zawodników. Z Nowego Targu po raz drugi wybrał się na Rodeo były mistrz Polski w trialu, nowotarżanin Przemysław Kaczmarczyk. Nie ukończył rajdu. Oprócz niego stolicę Podhala reprezentował Michał Pyzowski i Adam Zych. Dla nich było to pierwsze spotkanie z tak ekstremalną imprezą.

Wyniki:
1. Tadeusz Błażusiak – 1:45:43,
2. Andreas Lettenbichler – 1:56:26,
3. Dougie Lampkin – 2:02.26.

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia www.erzbergrodeo.at

Komentarze









reklama