Po 10 minutach był jednak remis 1:1. Na bramkę Stenki odpowiedziała Piekarczyk, która otrzymała piłeczkę wywalczoną w narożniku przez Krzystyniak. 12 sekund później kolejny raz Stenka wykorzystała gapiostwo rywalek, a potem miejscowe nadziewały się na kontry, niefrasobliwie tracąc piłeczkę w strefie ataku.
Na początku gdańszczanki drugiej tercji prowadziły już 5:1. – Długo gramy piłeczką, spokojnie – mówił do swoich dziewcząt Bogdan Zajdziński. To był błąd. Zapomniał, iż ma do czynienia z góralkami, z którymi nie ma żartów. Nigdy się nie poddają. Rozpoczęły więc pogoń za uciekającym zwycięstwem. Grały bardzo agresywnie, zmuszając przyjezdne do popełniania błędów. W drugiej tercji dwa z nich zostały wykorzystane. Krzystyniak udowodniła, że jak się strzela, nieważne z jakiej pozycji, to musi coś wpaść. Spod bandy zdobyła trzeciego gola. Wcześniej Siuta, po opuszczeniu ławki kar otrzymała podanie od przeciwniczki, ale... - Jak można było tego nie strzelić – wrzasnął trener Arkadiusz Pysz.
Ławka Podhala żyła tym co działo się na boisku. Zawodniczki wzajemnie się dopingowały, a Pysz wędrował za akcją wzdłuż bandy i wymachiwał rękoma. Ciut spokojniejszy był Jacek Michalski, ale były momenty, że nie wytrzymywał ciśnienia i podnosił głos.
Pełna mobilizacja i zaciętość z jaką walczyły gospodynie została nagrodzona. Krzystyniak dwoiła się i troiła. Nie było dla niej straconej piłeczki, Harowała na całej długości i szerokości boiska, a byłe koleżanki jej nie oszczędzały. Uprzykrzały jej życie jak tylko mogły, nie raz w sposób przekraczający zasady fair play. Rzucały na bandę, popychały, a ona wstawała jakby nic się nie stało i nacierała z jeszcze większą furią na ich bramkę. Złośliwość Łęgowskiej, która uderzyła ją kijem w łydkę okrasiła powiedzeniem: – Bez sensu.
Rywalki wiedziały, że z jej strony grozi im największe niebezpieczeństwo, ale z każdą minutą brakowało im sił i Krzystyniak szalała. Dwoma bramkami doprowadziła do wyrównania. – Zawsze daję z siebie wszystko. Nieważne jaki jest przeciwnik. Gdy grałam w Gdańsku, to gole strzelałam krajankom. Walczę dla drużyny – odparła Magdalena Krzystyniak.
Górakom urosły skrzydła. Poszły za ciosem. W 54 i 55 minucie Timek i Siuta sprawiły, iż ławka Podhala oszalała z radości.
- Wierzyłam w wygraną – mówi bohaterka meczu, Magdalena Krzystyniak. – Bardzo mocne trenowałyśmy. Brak koncentracji i błędy w obronie sprawiły, iż musiałyśmy gonić rywalki. Wierzę, że wygramy także w Gdańsku.
Czy zagra w tym meczu Agata Sarna Pohrebny? – Zdecydują o tym badania – mówi. – Mam nadzieję, że będą dla mnie pomyślne. Zła byłam na siebie, że nie mogłam pomóc koleżankom, ale te zagrały super. Nie zraziły się wysokim prowadzenie przeciwniczek.
- Ani przez moment nie zwątpiłem w dziewczyny – twierdzi trener MMKS, Arkadiusz Pysz. – Motorycznie jesteśmy świetnie przygotowani do play off i to się w tym meczu potwierdziło. Dwa miesiące ciężkiej harówki przyniosło efekt. Dziewczyny wytrzymały wysokie tempo do samego końca.
- Nie byliśmy w ogródku – odpiera zarzut trener gdańszczanek, Bogdan Zajdziński. - Nowy Targ tworzy nową szkołę unihokeja. My jeszcze się w nią nie wpisujemy. Ona zbliżona jest do hokeja. Nie gramy tak mocno i nie potrafiliśmy się oprzeć tej agresywności.
MMKS Podhale Nowy Targ – Energa Osowa Gdańsk 7:5 (1:4, 2:1, 4:0)
Bramki dla Podhala: Krzystyniak 3, Piekarczyk, Grynia, Timek, Siuta.
MMKS Podhale: Guzik; Lech – M. Bryniarska, Grynia – Dębska; Siuta – Piekarczyk – Krzystyniak, Skiba – Sarna Pohrebny – Timek. Tylecka, Sopiarz.
Tekst Stefan Leśniowski
Foto Mateusz Budzyk.