16.02.2010 | Czytano: 1413

Coś w sercu ścisnęło

Podhale do play off przystąpiło bez Dariusza Gruszki. Niewątpliwie duża to strata, co podkreślają trenerzy. Skrzydłowy trzeciej formacji imponował dynamicznymi rajdami, które potrafił kończyć soczystymi strzałami.

 Potrafił też wprowadzić „gumę” do tercji przeciwnika, co ma ogromne znaczenie, gdy przeciwnik zagęszcza strefę przed swoją „niebieską”. Tak jak to czynili jastrzębianie w pierwszym meczu play off.
„Grucha” poczynaniom kolegów przyglądał się zza bandy. Kontuzja wyeliminowała go z walki w decydującej fazie mistrzostw. Nieszczęśliwe zdarzenie miało miejsce pod Wawelem, w ostatnim meczu sezonu zasadniczego. Zegar pokazywał siódmą minutę...
- Najpierw wszedłem ciałem w Igora Bondarevsa w narożniku lodowiska – opowiada. – Obracałem się i w tym momencie nadjechał Daniel Laszkiewicz. Spięliśmy się barkami. Takich sytuacji w meczu jest mnóstwo i w nie jednej brałem udział. Jednak ta okazała się dla mnie brzemienna w skutkach. Poczułem ból, zjechałem do boksu i już nie wróciłem do gry. Wylądowałem w szpitalu. Diagnoza ścięła mnie z nóg. Zerwanie więzozrostu barkowo –obojczykowego i chirurgiczny skalpel. Lekarze zapewniają, że musi być operacja, bo szybciej wrócę do treningu. Po niej czeka mnie miesiąc przerwy i dwumiesięczna rehabilitacja. Oznacza to koniec dla mnie sezonu. Coś mnie wtedy w sercu ścisnęło. Po raz dugi doznałem tego uczucia, gdy obserwowałem mecz kolegów z Jastrzębiem. Był żal, że mnie nie ma na lodzie, że nie mogę pomóc drużynie w drodze po mistrzowską koronę.

Tym bardziej, iż jego kolegom wybitnie nie szło. W pierwszej tercji jastrzębianie czuli respekt przed góralami. Zabezpieczyli swoją strefę obronną i wydawało się, że jej nie opuszczą. Dopiero strata gola i podanie „ręki” przez górali, zmusiła ich do zmiany taktyki.
- Pierwszej tercji nie widziałem, ale w drugiej dobrze się chłopaki prezentowali – twierdzi Dariusz Gruszka. – Kontrolowali przebieg wydarzeń na tafli. Tymczasem ni stąd, ni zowąd stanęli, a przeciwnik był wszędzie . Za dużo też łapaliśmy kar, tych z gatunków głupich, w tercji ataku. To nas zgubiło. Zabrakło sił w końcówce, a karne to loteria. Drużyna ma potencjał i wierzę, że po tym zimnym prysznicu wygra następne mecze i znajdzie się w półfinale.

Dla „Gruchy” sezon dobiegł końca. Rozegrał w nim 45 spotkań, w których zdobył 11 goli, a przy 20 „maczał” palce. Jak ocenia sezon?
- Nie był zły, ale mógł być lepszy – twierdzi. – Nie do końca jestem zadowolony, oczekiwania miałem zdecydowanie większe. Tym bardziej, iż szczyt formy szykowałem na play off. Ostro trenowałem. Jak widać brodę nawet zapuściłem (śmiech). Chciałem sięgnąć z chłopakami po mistrzostwo kraju. Stać nas na to, chociaż łatwo nie będzie. Cracovia i Tychy będą trudne do przejścia, ale trzeba być dobrej myśli. Miałem też nadzieję, że moją postawę dostrzeże także selekcjoner reprezentacji kraju. Miło byłoby wystąpić z mistrzostwach świata. Marzenia trzeba odłożyć na przyszły rok.

Tekst + foto Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama