- To rekord frekwencji w Europie– mówi jego menedżer i trener, Wojciech Błażusiak. – Od lat uczestniczę w podobnych zawodach w Hiszpanii i nie spotkałem się jeszcze z tak ogromną widownią. Z pewnością byłoby ich jeszcze więcej, ale hala więcej nie mogła pomieścić. Wielu fanów sportu motorowego odeszło z kwitkiem od kas. Organizatorzy połączyli dwie imprezy wysokiej rangi – halowe mistrzostwa świata w trialu z naszym enduro. Dlatego organizatorzy zmuszeni byli do zwężenia toru, a więc w końcowym sukcesie ogromną role odgrywał strat. Były tylko dwa, trzy miejsca, gdzie można było bezkolizyjnie wyprzedzać.
- Był to dla mnie wspinały wieczór. Spotkała mnie przyjemność startowania w obecności tylu widzów. Nie mogłem ich zawieść. Mimo, iż miałem zapewnione zwycięstwo w kalifikacji generalnej pojechałem na sto procent – powiedział Tadeusz Błażusiak.
Czasówki nie wygrał. Wylosował kiepską grupę. Zawodnicy przed nim padali i trzeba było zwolnić, by nie wziąć udziału w kraksie. W klasyfikacjach już był najszybszy. Uciekł rywalom bardzo szybko. Finał składał się z trzech wyścigów.
- Zaraz po starcie pod gruntem był płaski kamień, który „zwinął” Tadeusza. Spadł aż na szóstą pozycję – komentuje jego brat Wojciech. – Musiał gonić i była to popisowa jazda w jego wykonaniu. Z każdym okrążeniem łykał rywali. Gdyby były jeszcze dwa ( siedem okrążeń mają finaliści do pokonania – przyp. SL), to jestem przekonany, że wyprzedziłby Brytyjczyka Davida Knighta, który wygrał pierwszy wyścig. Tadziu minął linię mety na drugiej pozycji, a trzeci był Hiszpan Daniel Gibert. W drugim finałowym biegu Tadziu rewelacyjnie wystartował. Pierwszy wyszedł z bramki. Rywale nie dotrzymali mu koła i z każdym okrążeniem ich strata się powiększała. Za jego plecami finiszował Hiszpan Ivan Cervantes, trzeci był David Knight. Trzeci wyścig był pod kontrolą Tadzia, chociaż na starcie doszło do spięcia z Knight’em i obaj spadli na dalsze miejsca. Niemniej rzucili się w pościg. Tadziu był drugi za Cervantesem, ale szybszy od Knighta.
- To jest dla mnie ważne zwycięstwo, właśnie tu w Barcelonie, gdzie jest mój drugi dom – mówi Tadziu Błażusiak. – W Hiszpanii spędzałem i spędzam dużo czasu. Miałem 12 lat, gdy po raz pierwszy byłem w tej hali. Wtedy pomyślałem, że fajnie byłoby tutaj wygrać. Moje marzenia spełniły się po 15 latach. Jestem niezwykle szczęśliwy. Tor był fajny, w miarę długi, ale niestety wąski. Bardzo ważne były więc starty. Mało było odcinków, gdzie można było wyprzedzić rywala. W pierwszym biegu musiałem ciężko pracować, w drugim poszło gładziutko. W ostatnim wyścigu było troszkę bałaganu z kilkoma jeźdźcami, ale najważniejsze, że wygrałem. To były wspaniałe dla mnie miesiące. Zostałem mistrzem Ameryki w Endurocrossie i teraz wywalczyłem Puchar Świata. Dziękuję mojemu zespołowi, rodzinie, kibicom i sponsorom. Zostaję w Hiszpanii, a potem biorę kurs na Włochy. Wezmę tam udział w ekstremalnej próbie. Zawody rozpoczną się o siódmej rano, a zakończą prawie w nocy. Rozegrane zostaną wysoko w górach, gdzie spadł śnieg, co jeszcze bardziej utrudni rywalizację. Wybierają się tam wszyscy najlepsi. Zapowiada się fascynująca walka.
Wyniki Pucharu Świata Indoor Enduro 2010: 1. Tadeusz Błażusiak – 174 pkt., 2. Ivan Cervantes – 115, 3. Joakim Ljungren (Szwecja; Husaberg) - 95.
Stefan Leśniowski