30.06.2012 | Czytano: 1818

Ścieżki tortur(+zdjęcia i wideo)

30 hokeistów Podhala przygotowuje się do pierwszoligowych bojów. Wykuwają formę na stadionie lekkoatletycznym, w sali gimnastycznej, „ścigają” się na rowerach stacjonarnych i przerzucają tony żelastwa w siłowni. Marek Ziętara dba, by zawodnicy się nie nudzili. Treningi są urozmaicone, wyciskające pot z graczy.

Sportowe Podhale już tradycyjnie skontrolowało przygotowania. Do zespołu dołączyli uczniowie Szkoły Mistrzostwa Sportowego oraz Bartek Niesłuchowski. Wznowił treningi, po kontuzji Kasper Bryniczka. Zakończył się rok szkolny i trenerzy Marek Ziętara i Rafał Sroka mają już od poniedziałku do dyspozycji niemal wszystkich zawodników. W rannym treningu nie uczestniczą tylko ci, którzy pracują.

– Obecnie skupiamy się na pracy wytrzymałościowo- szybkościowej i szybkościowo – siłowej. Są to inny treningi niż wcześniej, w pierwszej fazie treningowej – informuje Marek Ziętara.

 

Oprócz przerzucania ton żelastwa, litry potu wyciska z zawodników spinning. To już tradycja w fazie przygotowawczej. Trening przypomina wyścig kolarski, ten zawodowy, bo nie od razu rozpoczęło się ściganie na pełny „gwizdek”. Pierwsze kilometry peleton jechał na luzie. Był czas na wymianę ostatnich spostrzeżeń, wskazówek. – To jedyny taki kawałek, gdzie można narzucić sobie własne tempo jazdy. Trzeba było przyjść za pół godziny, to wiadro wody byłoby na parkiecie – informował prowadzący zajęcia. Nie trzeba było 30 minut, by jego słowa sprawdziły się co do joty. Już po kilku tempówkach z zawodników pot lal się ciurkiem. Ręcznik, woda – to nieodłączne atrybuty ćwiczących. Bez nich kałuże wody zlałyby pomieszczenia imitujące największe kolarskie toury świata.

Prowadzący z każda minutą narzucał coraz większe tempo pedałowania, regulował obciążenia, ćwicząc razem z hokeistami. Bardzo ważne w tym ćwiczeniu jest ustawienie siodełka. Nie tylko dlatego, by łatwiej się pedałowało, ale także dlatego, by nie uszkodzić ważnej dla mężczyzn części ciała. Po wstępnym rozjeździe, nadeszła najtrudniejsza faza wyścigu. „Tour de France” wjechał w Alpy. Nie ma zjazdów, są tylko podjazdy o różnej skali trudności. Co kawałek górska lotna premia. „Kolarze” stają na pedała, z grymasem bólu pokonują „wniesienia”. – Spinamy się na najwyższą górę – słychać komendę prowadzącego. – Stajemy i rytmicznie pedałujemy do muzyki. Wytrzymajmy. Jeszcze kawałek. Przed nami największy szczyt. Och, ale to była górka.

Chwila oddechu, czas na uzupełnienie płynów i kolejna górska premia przed zawodnikami. – Jedziemy na maksa. Gaz do dechy. Szybciej jakby miał to być finisz – zachęca prowadzący, po którym nie widać zmęczenia. – Stajemy na pedała, siadamy, stajemy.... Szybko pedałujemy. Zwalniamy do zera – to kolejne rozkazy. Finisz jest bardzo długi, trwa ca 5 minut, a cały wyścig 45 minut. Były też odcinki, na których było rwane tempo. Na koniec ćwiczenia rozluźniające na i poza rowerem. „Koniec wyścigu”. Zawodnicy mokrzy jakby wyszli spod prysznicu. Napoje izotoniczne i ręczniki mają największe powodzenie. Po takim wysiłku trzeba się zrelaksować. Najlepiej w basenie z masażami. Hokeiści wsiedli do samochodów i udali się na Banię. Po pluskaniu, zasłużony odpoczynek, do poniedziałku. A potem kolejny tydzień tortur.

Na zakończenie coś z cyklu podsłuchane, podpatrzone. W programie wyborczym nowych władz był punkt, iż od następnego sezonu liga będzie zawodowa. Otóż nie całkiem to prawda. Nie zanosi się, by była otwarta. Klub musi przekształcić się w spółkę akcyjną. Ale i to nie gwarantuje w nastepnym sezonie gry w PLH. Z naszych informacji wynika, że nadal ma być liga ośmiozespołowa. By z powrotem znaleźć się w gronie najlepszych polskich drużyn, trzeba będzie w walce zapewnić sobie awans. Terminarz i system gry poznamy około 10 lipca. Wtedy na pewno będziemy mądrzejsi. Poznamy też selekcjonerów reprezentacji kraju we wszystkich kategoriach wiekowych. Wróble na dachach ćwierkają, że szykuje się prawdziwa rewolucja.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama