I liga. Karabin maszynowy
W pierwszym meczu nowotarżanie oddali na gdańską bramkę 54 strzały. Gracze Stoczniowca odpowiedzieli 16 razy. Już z tej wyliczanki widać kto w tym meczu dominował. W drugim spotkaniu w strzałach było 57:23. Mniejsza ilość strzałów w sobotę, ale większa ich ilość znalazła drogę do bramki niż nazajutrz. W pierwszym meczu padło trzynaście krążków do gdańskiej bramki, w drugim – siedem.
Z boksu stoczniowców często padała komenda (zalecenie) „gramy swoje”. I rzeczywiście – „swoje” to brak jakiejkolwiek koncepcji, najczęściej bezradne uganianie się za krążkiem i zbyt szybkimi (na warunki gdańszczan) nowotarżanami. Totalna martwota woli i umiejętności. Oba wyniki są naprawdę minimalnym odzwierciedleniem przewagi gospodarzy. A to, że po pierwszej tercji drugiego meczu był remis, przypisać wypada rozkojarzeniu „Szarotek”. Albo zostały zaskoczone tzw. modern-stylem rywala, albo też - świadomi swojej wyższości – rozpoczęli mecz w myśl zasady o góralskiej gościnności. Gospodarze „zatrybili” w drugiej odsłonie. Zaczęli dokumentować swoją przewagę od 26 minuty i w ciągu 138 sekund zdobyli dwie bramki, a potem już poszło. Chociaż zdenerwowani przybysze znad morza zaczęli grać w innym stylu. Może chcieli zagrać jak w NHL, czyli ostro, ale nawet tego nie potrafili dobrze robić. Jedni mówią o ostrości, drudzy o przeszkadzaniu. Powiedzmy, że przyjezdni przeszkadzali, ale i to nie wychodziło, bo za takie przeszkadzanie byli karani. Może to był kolejny styl – prowokować, osłabiać rywala, kłuciami kija zmuszać go do reakcji nie zawsze zgodnej z regułami gry. Doprowadzać do bójek i przepychanek. To ostatnie się udało, bo posypały się kary meczu.
Podhale zainkasowało w weekend sześć punktów i to cieszy, bo w końcu w lidze zawsze gra się o punkty, które w ostatecznym rozrachunku sporo znaczą. Niemniej rywal był na tyle słaby, że trudno pokusić się o jakąś ocenę. Z tym poczekamy na mocniejszych przeciwników. Cieszy to, że nie tylko Kamiński miał dobrze nastawione celowniki, ale pozostali jego koledzy potrafili posłać krążek do bramki, a nawet ustrzelić hat – tricka. Może to będzie zaczyn na pewność w sytuacjach bramkowych.
Wyniki: SMS PZHL Katowice – Fudeko Gdańsk 0:1 i 3:4; MMKS Podhale Nowy Targ – Stoczniowiec Gdańsk 13:3 i 7:1; Sabers Oświęcim – Naprzód Janów Katowice 6:2 i 8:1.
| Mecze | Punkty | Z | Zdk | P | Pdk | Bramki | ||
| 1 | Fudeko GAS Gdańsk | 8 | 21 | 6 | 1 | 0 | 1 | 31:18 |
| 2 | Sabers Oświęcim | 6 | 16 | 4 | 2 | 0 | 0 | 29:13 |
| 3 | Naprzód Janów Katowice | 10 | 13 | 2 | 3 | 4 | 1 | 36:40 |
| 4 | MMKS Podhale NT | 6 | 10 | 3 | 0 | 2 | 1 | 31:18 |
| 5 | Opole United | 6 | 9 | 2 | 1 | 2 | 1 | 27:23 |
| 6 | SMS PZHL Katowice | 8 | 8 | 2 | 0 | 4 | 2 | 27:28 |
| 7 | Stoczniowiec Gdańsk | 7 | 1 | 0 | 0 | 6 | 1 | 11:48 |
CLJ. Było tak blisko, ale dały znać o sobie stare demony
Juniorzy starsi zaliczyli w weekend wyjazd do lidera – MOSM Tychy. Wrócili na tarczy. O obu konfrontacjach będą chcieli jak najszybciej zapomnieć. W sobotę nie podskoczyli miejscowemu zespołowi. Nazajutrz powalczyli i nawet zwycięstwo mieli na wyciągnięcie ręki, ale…No właśnie znowu w decydującym momencie pojawiła się nieodpowiedzialność. Tak co sezon i jedno, i to samo. Co nam na myśli? Otóż prowadząc 3:2 w końcówce meczu dostali szansę gry w przewadze. I co? Pozwolili tyszanom doprowadzić do wyrównania. Mało tego potem jeszcze złapali karę i 10 sekund przed regulaminowym zakończeniem meczu stracili gola i…wrócili z pewnego miasta bez zdobyczy.
Wyniki: GIEKSA Katowice – JKH GKS Jastrzębie 2:6 i 2:5; MOSM Tychy – MMKS Podhale Nowy Targ 9:3 i 4:2; Naprzód Janów Katowice – Polonia Bytom 2:8 i 2:5.
| Mecze | Punkty | Z | Zdk | P | Pdk | Bramki | ||
| 1 | MOSM Tychy | 8 | 24 | 8 | 0 | 0 | 0 | 55:14 |
| 2 | Polonia Bytom | 7 | 15 | 5 | 0 | 2 | 0 | 37:22 |
| 3 | JKH GKS Jastrzębie | 8 | 12 | 5 | 0 | 3 | 0 | 40:27 |
| 4 | Sokoły Toruń | 7 | 12 | 4 | 0 | 3 | 0 | 42:25 |
| 5 | GIEKSA Katowice | 8 | 11 | 4 | 1 | 3 | 0 | 39:26 |
| 6 | MMKS Podhale | 7 | 4 | 1 | 0 | 5 | 1 | 20:40 |
| 7 | Naprzód Janów | 8 | 9 | 0 | 1 | 7 | 0 | 16:42 |
| 8 | AH Legia Warszawa | 5 | 1 | 0 | 0 | 4 | 1 | 6:49 |
Stefan Leśniowski










