Nowy Targ potrzebował sukcesu. Po fatalnych występach hokeistów (ostatnie miejsce z rekordowo niską zdobyczą punktów, z mnóstwem niechlubnych rekordów), nienajlepszych unihokeistów (po raz pierwszy w historii mistrzostw zabrakło ich na podium), honor uratowały unihokeistki (zdobyły wicemistrzostwo kraju) i piłkarze w sportach zespołowych. Zarówno panie jak i futboliści reprezentowali ten sam klub – NKP Podhale, których aktualnie dominuje w stolicy Podhala.
Zajmijmy się piłkarzami, bo osiągnęli ogromny sukces, w który wielu nie wierzyło. Mimo, iż sezon ligowy był bardzo udany. Nowotarżanie zgromadzili 68 punktów i jest to drugi wynik w historii występów w tej klasie rozgrywkowej. Więcej punktów – 76 - zdobyli w sezonie 2018/19. Jesienią podopieczni Tomasza Kuźmy w wielu spotkaniach pokazali, że mają ogromny potencjał i znaleźli się na miejscu, który dawał prawo gry o szczebel centralny w barażach. Trzeba było tylko wiosną utrzymać dyspozycję.
Oczywiście, jak każda drużyna w stawce, także nowotarżanie mieli lepsze i słabsze momenty. Wiosną problem były gry z zespołami z czołówki, a także straty punktów na własne życzenie, gdy się prowadziło. Niemniej słabsze momenty dotknęły też bezpośrednich rywali do barażu (Sandecja od początku była poza zasięgiem) KSZO i Siarkę. Nadrobili to najlepiej, jak mogli, chociaż trzeba przyznać, że z pomocą tarnowian, którzy ograli KSZO. Ostrowianie po tym potknięciu nie potrafili się już podnieść. A potem już się potoczyło: czasem dobrze, czasem źle, jak to w życiu. Drużyna jednak dawała radę i przystąpiła do pierwszej rundy barażowej.
Rezerwy ekstraklasy na rozkładzie NKP
Rezerwy - warszawskiej Legii i Zagłębia Lubin - były faworytami barażowych potyczek. Piłkarze ze stolicy kraju, rywal w półfinale barażu, zajęły drugie miejsce w trzeciej lidze w grupie I. Górale nie wystraszyli się rywala i pokonali go w karnych. Ten mecz mógł się dużo wcześniej rozstrzygnąć, bo górale posiadali przewagę, stwarzali sobie sytuacje, ale zabrakło skuteczności. Podopieczni Tomasza Kuźmy pokazali charakter. Zagrali z zębem i przez większą część byli stroną prowadzącą grę. Legia nie stworzyła sobie zbyt dużo sytuacji golowych, a mimo to najpierw doprowadziła do wyrównania 1:1, a 117 minucie dogrywki wyrównała 2:2. Karne dały nowotarżanom awans do finału barażu. Dramaturgii meczu nie powstydziłby się sam Alfred Hitchcock, twórca dreszczowców. .
Po pierwszym meczu z lubinianami miałem wielki niedosyt. Rezerwy Zagłębia oddały na bramkę Podhala pięć celnych strzałów i trzy znalazły drogę do bramki. Podhalanie mieli ich więcej, ale nie potrafili ich wykorzystać. Przestrzelili karnego, ale na szczęście w doliczonym czasie gry wykorzystali drugą jedenastkę. Ona pozwoliła zachować nadzieję na rewanż w Lubinie.
Podhalanie nie przejęli się zbytnio porażką, bo powiedzieli sobie, że kwestia awansu rozstrzygnie się w rewanżu, a jeden gol to żadna strata. Nie przejęli się również, iż działacze Zagłębia nakazali rozegrać to spotkanie w samo południe na jednym z boisk treningowych. Nie złożyli broni, gdy przyszło im po kwadransie odrabiać stratę kolejnego gola. Goście szybko wrócili do gry, po 120 sekundach i od tego momentu inicjatywa należała do nich. Wysoki pressing zrobił swoje. Efektem było trafienie Kurzei po kolejnej pomyłce Matyska. Gdy w 49 minucie Burkiewicz - 17-latek wypożyczony z Rakowa Częstochowa - zabawił się z rywalami i po wbiegnięciu w pole karne zdobył swoją drugą bramkę, nowotarżanie mogli spokojnie kontrolować przebieg gry. Choć trzeba przyznać, że w końcówce na ich polu karnym kilka razy się zakotłowało, to obrońcy byli bardzo czujni, a swoje zrobił też Styrczula.
Bohaterem został Burkiewicz, zresztą nie w pierwszym meczu tego sezonu. Chłopak, mimo młodego wieku, nie bał się uderzać z dystansu, potrafił idealnie dogrywać zarówno ze stojącej jak i ruchomej piłki, no i trafiał do bramki. W Lubinie jego dwa gole były istotne w ostatnim rozrachunku. To on dołożył wiosenkę była na torcie (czytaj: na ocenie sezonu).
Po końcowym gwizdku arbitra zapanowała ogromna radość w szeregach Podhala. Wyczyn ekipy trenera Tomasza Kuźmy jest historyczny. Nim wesoły autobus udał się w tracę powrotną, w szatni odśpiewano już tradycyjnie Janicka. Feta trwała w nocy na nowotarskim rynku w blasku rac i chóralnych śpiewów.
Po raz drugi na trzecim poziomie
Żyjący piłkarze z lat 70-tych zwrócili mi uwagę, że nie jest to historyczny sukces nowotarskiego futbolu. To prawda, ale historyczny dla NKP Podhale. Wcześniej piłka była w hokejowym Podhalu. NKP awansował na trzeci poziom rozgrywkowy, na takim samym grali nowotarżanie w końcówce lat 70-tych (1977/78), bo wtedy nie było ekstraklasy jak obecnie, tylko właściwa numeracja. Wówczas nowotarżanie po sezonie opuścili trzecioligowe szeregi, chociaż mogli się utrzymać. Nie było jednak takiej woli w sponsorze – jakbyśmy dzisiaj nazwali – NZPS. Można było uratować ten poziom rozgrywkowy, bo propozycja wymiany 3-4 piłkarzy ŁKS na jednego hokeistę, była bardzo korzystna. Leszek Kokoszka, reprezentant kraju zapałał występować w barwach ŁKS, ale musiał odcierpieć karencję. Wymiana dawała mu szansę gry od zaraz. „Kokos” musiał stracić część sezonu, po zakończeniu służy wojskowej w Legii i tak ostatecznie wylądował w Łodzi. A Podhale? Spadło z ligi.
Stefan Leśniowski
Foto Maciej Zubek