16.02.2010 | Czytano: 1266

Trzepanie parkanów

- Nie będę dzisiaj trzepał parkanów – mówił podczas porannego rozjazdu Krzysztof Zapała. Popularny „Kazek” dzień wcześniej nie wykorzystał decydującego karnego. Mógł mieć kaca, ale szybko go wyleczył. Był mózgiem zespołu i cichym bohaterem.

Dotrzymał słowa, jako jeden z nielicznych z zespołu Podhala nie trzepał parkanów Kosowskiemu. Trzy razy znalazł sposób na pokonanie rewelacyjnie grające golkipera jastrzębian.
- Rozegrał mecz życia - powiedział trener Podhala, Milan Jančuška. – Gdyby nie on, to już po pierwszej tercji mogło być po meczu. Nieprawdopodobnie bronił. Mam nadzieje, że drugi mu taki występ  nie wyjdzie.

- Podhale musi wygrać, my możemy, ale chcemy – mówił przed meczem trener JKH, Wojciech Matczak. Dla „Szarotek” liczyło się tylko zwycięstwo, ale to goście pierwsi zaatakowali, strzelając z każdej pozycji, mając w pamięci wyczyny Zborowskiego dzień wcześniej. Tym razem „Zbora” był skoncentrowany i żadnego błędu nie popełnił. Zrehabilitował się za słaby poniedziałkowy występ. Koledzy widząc jego pewne interwencje przystąpili do ofensywy.
W 4 minucie przeprowadzili trójkową akcję i Baranyk znalazł sposób na pokonanie Kosowskiego. Od tego momentu toczył pojedynek z nowotarskimi zawodnikami. Wychodził obronną ręką z trudnych opresji. Inna rzecz, że górale mało precyzyjnie strzelali. Albo wprost w niego, albo obok bramki. Obstrzał jego świątyni nie przyniósł rezultatów nawet, gdy gospodarze przez 88 sekund grali w podwójnej przewadze. Goście przetrzymali napór i w końcówce odsłony kilka razy przetrzepali parkany „Zborze”. Podjęli też rękawicę, grając twardo. Bandy i kości trzeszczały. Goście świetną okazję mieli w 14 minucie (Urbanowicz) po „patelni” Suura.

- Jakaż to niesprawiedliwa gra. Powinniśmy prowadzić co najmniej 4:0 – twierdził jeden z kibiców.
W 42 sekundzie drugiej osłony Zapała poszedł za swoim strzałem, objechał bramkę i – jak mawiają hokeiści - z zakrystii pokonał Kosowskiego. Goście jednak nie spasowali. Za drugim razem wykorzystali przewagę pięciu na trzech ( 50 i 36 sekund). Bryk z korytarza międzybulikowego ulokował krążek pod poprzeczką. Podhale również miało 2- minutową podwójną przewagę, ale przeszkodą nie do pokonania był Kosowski. Bronił jak w transie. Kibice bez przerwy łapali się za głowę, nie mogąc pojąć jakim cudem krążek lądował w jego „raku”.
Walka, walka i jeszcze raz walka o każdy centymetr lodowiska – to kolejne minuty. Nie było dla hokeistów straconych krążków. Każdy miał swego opiekuna. Okrasą były piękne i czyste bodiczki, ale także wejścia, które umykały uwadze sędziego.

Przełomowym momentem była 52 minuta. Po strzale Zapały krążek odbił się od Kosowskiego i wpadł do siatki. Bramkarz Jastrzębia padł na taflę. Z wysokości trybun wydawało się, że dostał w głowę. Analiza wideo zaprzeczyła. Najpierw krążek znalazł się w bramce, a potem golkiper zrobił... przedstawienie. Tego samego zdania był trener Wojciech Matczak. Nie chciał wysłuchiwać teorii Kosowski i w pośpiechu udał się do szatni.
- Odbiło mu się od barku – wyjaśnił strzelec gola. – Kolejny ciężki pojedynek rozegraliśmy. Niemniej dla widzów było to ciekawe widowsko. Nie brakowało twardej męskiej gry. Cieszy nas, że przełamaliśmy opór Kosowskiego, który bronił fenomenalnie.
Tym, który dogrywał Zapale na gole był Marcin Kolusz. – Dwie tercje były bardzo wyrównane – twierdzi. – Jastrzębianie zawiesili nam w tych dwóch spotkaniach wysoko poprzeczkę. Cieszymy się ze zwycięstwa, ale zdajemy sobie sprawę, że jeszcze czeka nas trudny pojedynek w Jastrzębiu. Nie może się powtórzyć sytuacja z pierwszego meczu.

- Do mementu utraty trzeciego gola graliśmy niezły hokej. Podhale postawiło nam dzisiaj wyższe wymagania. Zagrało bardzo agresywnie, twardo, walecznie. My podjęliśmy walkę – mówi Jacek Chrabiański, drugi szkoleniowiec JKH. – Trzeci gol zdekoncentrował zespół, czego konsekwencją były kolejne gole. Swoje jednak zrobiliśmy. Wygrana dzień wcześniej dodała nam wiary w siebie i końcowy sukces.
- W piątek będzie grało nam się lepiej. Przeciwnik nie będzie murował bramki, nie nastawi się na grę obronną, lecz zagra otwarty hokej i w tym jest nasza szansa – mówi z przekonaniem szkoleniowiec Podhala i dodaje od razu co należy poprawić. - Musimy zwiększyć dyscyplinę gry. Nie możemy łapać głupich kar. Jeszcze bardziej agresywnie zagrać we własnej tercji. Nie będzie łatwo, ale wierzę, że zrobimy ten jeden brakujący kroczek.

Podhale Nowy Targ – GKS JKH Jastrzębie 5:1 (1:0, 1:1, 3:0)
1: 0 – Baranyk – Kolusz – Zapała (3:24),
2:0 – Zapała (20:42),
2:1 – Byrk – Zdenek – Lipina (25:02 w podwójnej przewadze),
3:1 – Zapała - Kolusz (51:34),
4:1 – Dziubiński – Bakrlik – Suur (52:16 w przewadze),
5:1 – Zapała – Sroka (55:45 w przewadze).
Sędziowali: Wolas – Pilarski, Bucki (Oświęcim).
Stan rywalizacji play off: 1:1.
Kary: 14 -24 min.
Widzów 1200.
Podhale: Zborowski; Ivičič – Sroka (4), Suur (2) – Dutka, D. Galant – Łabuz (2); Baranyk – Zapała - Kolusz, Malasiński – Voznik – Bakrlik (4), Kapica – Dziubiński (2) – Kmiecik. Trener Milan Jančuška.
JKH: Kosowski; Byrk – Wolf, Labryga (2 + 10 za niesportowe zachowanie) – Piekarski (2), Pastryk (2) – Górny; Zdrahal – Zdenek – Lipina (4), Danieluk (2) – S. Kowalówka – Urbanowicz, Kiełbasa – Kąkol (2) - Kulas. Trener Wojciech Matczak.

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Mateusz Leśniowski

Komentarze







reklama