26.04.2020 | Czytano: 10037

Niezapomniane mecze: Powrót na salony

Kibice hokeja w Nowym Targu z pewnością z rozrzewnieniem wspominają, gdy ich zespół wygrywał Interligę w sezonie 2003/04. Było to okno na świat, możliwość skonfrontowania sił z rywalami prezentującymi inny styl gry.



 W rozgrywkach uczestniczyły trzy polskie drużyny – Podhale Nowy Targ, Unia Oświęcim i GKS Tychy. Rywalizowały z zespołami ze Słowenii, Chorwacji i Węgier.
 
 - To jest okno na świat dla polskiego hokeja. Naszym drużynom brakowało rywalizacji z innymi stylami gry. Trzeba zrobić wszystko, by jak najdłużej utrzymać Interligę – mówił ówczesny trener „Szarotek”, Andrzej Słowakiewicz. To on doprowadził zespół do zwycięstwa w Interlidze.
 
Supremacją górali nie polegała dyskusji. Acroni Jesenice, które w pierwszej rundzie play off wyeliminowało mistrza Polski Unię Oświęcim, w finale z Wojasem Podhale nie miał szans. Podhale zagrało jak za dawnych, dobrych lat. W Nowym Targu  odżyły więc wspomnienia. Nic więc dziwnego, że po końcowej syrenie  zapanowała euforia. Zawodnicy z płonącym kapeluszem zrobili rundę wokół lodowiska, a trybuny nie ustawały, wznosząc okrzyki: „Mistrz, mistrz, Podhale!”.  Grzmiało tak mocno, że zachodziła obawa o konstrukcje obiektu. Ten amatorski chór  w pełni zdał sobie sprawę ze skali sukcesu. Potem były gratulacje, strzelały korki od szampana, a bąbelkowy napój lał się  strumieniami. 
 
Porywający spektakl
 
W pierwszych 40 minutach na lodowisku hulał halny, który zmiótł  przybyszów ze Słowenii. Hokeiści Podhala zaprezentowali styl i poziom z dawnych,  dobrych czasów. Szalone wręcz tempo, różnego autoramentu akcje – zespołowe  i indywidualne, kombinacje dwójkowe i trójkowe – sprawiły, iż rywal padł na kolana. 
 
Pierwsze 10 minut nie zapowiadało późniejszego przebiegu wydarzeń. „Szarotki” rozpoczęły nerwowo. Ponadto „zasieki” obronne  gości ustawione przed własną tercją, sprawiły, iż górale mieli trudności z wtargnięciem składną akcją do ich strefy. Acroni też nie miało zbyt wielu okazji do zatrudniania Krzysztofa Zbrowskiego.
 
Nastawiłem chłopaków, by początkowych minutach zagrali uważnie w obronie, krótko pokryli rywala, by ten nie mógł rozwinąć skrzydeł. W tak ważnych meczach ten kto strzeli pierwszą bramkę, ten przejmie inicjatywę – zdradzał taktykę  trener Podhala, Andrzej Slowakiewicz.
 
Prorocze słowa. Gol Sebastiana Łabuza z niebieskiej zmienił całkowicie obraz spotkania. Nowotarżanie poszli za ciosem. Po ich akcjach ręce same składały się do oklasków. Rywale byli całkowicie zagubieni. W efekcie gole zaczęły padać jak z rogu obfitości. Dwa  padły  w odstępie 32 sekund.   Najpierw Michał Radwański sfinalizował dokładne podanie zza bramki Martina Voznika, a chwilę później  Milan Baranyk popisał się kapitalnym podaniem spod własnej bramki na drugą linię niebieską. Tam krążek „przykleił” się do kija Dariusza Łyszczarczyka, z którym samotnie pognał na bramkę i znalazł lukę między parkanami bramkarza.   To był szok, z którego goście nie potrafili się otrząsnąć. Tym bardziej, iż gospodarze niesieni na fali wspaniałego dopingu  wcale nie zamierzali na tym poprzestać.   „Raz, dwa, trzy –mało” – skandowali kibice. Jarosław Różański wziął sobie to do serca i przeprowadził wspaniałą  indywidualną akcję. Pierwszy jego strzał trafił w obrońcę, ale krążek  z powrotem  znalazł  się na jego kiju i  poprawka była już celna.
 
Drugą tercję goście rozpoczęli z nowym człowiekiem między słupkami.  Krótko jednak zachował czyste konto. Jarosław Różański technicznym strzałem po lodzie ulokował „gumę” w przeciwległym rogu jego bramki.  „Szarotkom” nie przeszkadzało granie nawet w osłabieniu. Właśnie wtedy pokazały, że  kontratak jest ich mocną stroną. W takich okolicznościach szóstego gola zdobył Milan Baranyk. A mogło ich paść o wiele więcej, gdyż  górale nie wykorzystali sześciu sytuacji sam na sam.
 
Gościom  trzeba oddać, że walczyli do końca i Krzysztof Zborowski miał okazje wykazać się swoimi umiejętnościami  Wygrał trzy pojedynki oko w oko, ale największy aplauz otrzymał w 26 minucie. Manfreda już podniósł ręce do góry w geście triumfu, a tymczasem krążek zmierzający w samo okienko kapitalną paradą złapał do „raka”.

W trzeciej tercji tempo akcji siadło.    – Myślami już byliśmy przy rewanżu, który na pewno nie będzie łatwy.  Staraliśmy się wstrzeliwać krążki do tercji przeciwnika, by go trochę pogonić. Dałem też szanse pograć młodzieży – powiedział trener Podhala.
 
SSA Wojas Podhale Nowy Targ  - Acroni Jesenice 6:0 (4:0; 2:0; 0:0)
1:0  Łabuz – Sroka (10:00 w przewadze)
2:0 Radwański – Voznik (12:01)
3:0 Łyszczarczyk – Baranyk (12:33)
4:0 Różański (17:36 w przewadze)
5:0 Różański (22:52)
6:0 Baranyk – Łyszczarczyk (36:15 w osłabieniu)
Podhale: Zborowski; Sroka (2) – Wilczek (2), Łabuz (2) – B. Piotrowski, Gil – Urban; Radwański – Voznik – Różański, Ćwikła – Moskal – Podlipni, Baranyk – Koszarek – Łyszczarczyk, Biela,  Słowakiewicz. Trener Andrzej Słowakiewicz.
Acroni: Kristan (21 Glavić); Vukćević (2) – Sotlar, Kranjc (2) – Klinar, Vidmar – Ćeśnjak; Por – Pretnar – Zrnić (2), Terlikar – Hafner – Tiśler (2), Remar – Manfreda – Burnik, Żbontar – Balderman – Rejboj.  Trener Roman Pristov.
 
„Szarotki” wróciły na salony
 
Na dwie minuty przed końcem spotkania ponad 2 tysiące widzów zgromadzonych na nowotarskim lodowisku, z płonącymi ogniami sztucznymi, wstało z miejsc, by zaintonować pieśń „Mistrz, mistrz, Podhale!...  „Szarotki” po chudych latach wróciły na hokejowe salony. Nim przyszło im fetować zwycięstwo  w Interlidze musiały stoczyć heroiczny bój.
 
- O wczorajszej wygranej już zapomnieliśmy. Każdy mecz jest inny i rywale na pewno będą chcieli się odkuć. Oczekuje od chłopaków podobnej konsekwencji w wykonaniu założeń taktycznym co dzień wcześniej  i poświęcenia. Nie uśmiecha nam się jechać do Jesenic, ale zdaję sobie sprawę, że będzie ciężko  – mówił przed meczem trener „Szarotek”, Andrzej Słowakiewicz.
 
Miał rację. Przeciwnik zdecydowanie wyżej zawiesił poprzeczkę. Nawet utrata gola w 5 minucie ( piękny strzał Jarosława Różańskiego w okienko) nie załamała gości. Szybko doprowadzili do wyrównania, bo błędzie gospodarzy w lotnej zmianie zawodników. Ta bramka spowodowała, iż uwierzyli, że można z góralami powalczyć. Dość długo w tym przeświadczeniu podtrzymywali ich sami gospodarze, którzy nie mogli znaleźć recepty na pokonanie doskonale spisującego się w bramce Roberta Kristiana. Zresztą później uznano go najlepszym bramkarzem Interligi.  Łapał wszystko, przetrzymał nawet potężną kanonadę miejscowych  na początku drugiej tercji  i na trybunach przebąkiwano o najgorszym. Wydawało się, że jakieś fatum zawisło nad nowotarżanami. Wtedy sprawy w swoje ręce wziął duet Michał Radwański i Jarosław Różański. W końcu jeden uznany został najlepszym napastnikiem Interligi, a drugi  jej strzelcem.  Ten ostatni zdobył jakże ważną drugą bramkę. Ich formacja była najlepsza w lidze, a dowodził nimi Martin Voznik.   
 
Bramka Jarosława Różańskiego jeszcze nie dawała komfortu. Tym bardziej, iż Acroni nie poddawało się. Postawiło wszystko na jedną szalę. W końcu co miało do stracenia. Zagrało na dwie „piątki”.  Dopiero gol wszędobylskiego Zbigniewa  Podlipniego (w mgnieniu oka potrafił się uwolnić od  rywala i ...użądlić go)  na sekundę przed końcem drugiej odsłony pozwolił nieco ochłonąć kibicom z emocji.
 
Marcin Ćwikła przestrzelił, krążek odbił się od pleksy i wyszedł przed bramkę. Akurat ja tam stałem i backhandem ulokowałem go pod poprzeczką – mówił  Zbigniew Podlipni.  – Wcześniej miałem dwie „setki” i nie weszły.  
 
Wynik spotkania ustalił Martin Voznik strzałem do pustej  bramki, 81 sekund przed końcową syreną. 10 sekund wcześniej szkoleniowiec Acroni zagrało va banque, wycofując bramkarza. 
 
- Było ciężko, ale skończyło się szczęśliwie – mówił wzruszony Andrzej Słowakiewicz, dla którego  był  to największy sukces w trenerskiej karierze. – Dużo nerwowości było w naszych poczynaniach, ale też i stawka była wysoka. Acroni było równorzędnym i wymagającym przeciwnikiem. Grało podobnym  stylem jak my – ofensywnym, nie stroniło od twardej, agresywnej, ale fair gry. Wykorzystaliśmy atut własnego lodowiska. Cała drużyna zasłużyła na słowa pochwały, za  walkę i serce. Zagraliśmy jak za dobrych lat wielkiego Podhala.
 
SSA Wojas Podhale Nowy Targ – Acroni Jesenice 4:1 (1:1, 2:0, 1:0)
1:0 Różański – Wilczek (4:30)
1:1 Telikar (7:25)
2:1 Różański – Radwański (29:48)
3:1 Podlipni – Gil –Ćwikła (39:59 w przewadze)
4:1 Voznik (58:39 do pustej bramki).
Podhale: Radziszewski; Sroka – Wilczek (2), Łabuz – B. Piotrowski, Gil - Urban (2);  Radwański – Voznik – Różański, Ćwikła – Moskal – Podlipni, Baranyk – Koszarek – Łyszczarczyk. Trener Andrzej Słowakiewicz.
Acroni: Kristan; Vukćević (2) – Sotlar, Krajnc – Klinar (4), Vidmar – Ceśnjak; Por – Pretnar (2) – Zrnić (2), Telikar – Hafner – Tiśler, Remar – Manfreda – Burnik. Trener Roman Pristov.
 
- Co dał Podhalu udział w Interlidze?
 
– na to pytanie odpowiadał trener Andrzej Słowakiewicz.  -  Spotkaliśmy się z zespołami reprezentującymi różne style gry i to takie, które dominują w światowym hokeju. Najwięcej korzyści dały nam konfrontacje z Olimpija Lublana i Acroni Jesenice. Ich system gry oparty był na kanadyjskiej bazie. Słoweńcy grali twardo, agresywnie na całym lodowisku, ale –co warte podkreślenia -  bardzo czysto.  Niestety nie da się tego powiedzieć o węgierskiej  Albie Volan. Zaskoczony jestem in minus postawą tej drużyny. Alba z czteroma obcokrajowcami i siedmioma reprezentantami kraju była mocną drużyną, ale zamiast skupić się na grze, preferowała prowokacyjny i złośliwy hokej   Kontakty z takim zespołem nie podnoszą naszego poziomu. Gdybyśmy w przyszłym roku grali w Interlidze to nie widziałbym miejsca dla Węgrów. Interliga jest bardzo potrzebna polskiemu hokejowi. Dość mamy kiszenia się we  własnym sosie. Musimy być otwarci na świat. Im więcej konfrontacji międzynarodowych, tym więcej korzyści dla polskiego hokeja. Interliga potwierdziła, iż jest mocniejsza niż nasza rodzima ekstraklasa. 

W następnym roku polskie zespoły już nie przystąpiły do rozgrywek. – Szkoda, bo zanosiło się na to, że liga będzie miała możnego sponsora – mówił wtedy Andrzej Słowakiewicz.
 
Był dobrze zorientowany w temacie, bo niebawem Interliga przekształciła się w EBEL (Erste Bank Eishockey Liga) i sponsoringiem objęta została przez austriacki bank. Nas w niej zabrakło, bo działacze w 2004 roku uznali, że zawodnicy grając na dwóch frontach są przemęczeni grą i podróżami. Tymczasem do EBEL dołączyły austriackie i włoskie drużyny, a chorwacki Medvescak Zagrzeb w poprzednim sezonie przeniósł do KHL.
 
Stefan Leśniowski
Zdjęcie Szymon Pyzowski
 

Komentarze









reklama