11.05.2015 | Czytano: 4849

„Gustlik” odwiedził przyjaciół

Hokejowa wyobraźnia pozwalała mu przechytrzyć nawet największych. Czyniła go mistrzem. Znakomity technik, wyborowy strzelec. Zawodnik o niesamowitym sercu do gry. Aktywny, waleczny. Bardzo lubiany w zespole, taki wesoły jego „duszek” i żartowniś" - tak pisałem o nim w książce „75 lat szarotek”.

O kim mowa? O Andrieju Gusowie, który z Podhalem wywalczył trzy tytuły mistrza kraju. Rozegrał w koszulce z szarotką 103 spotkania, w których zdobył 77 goli, a przy 53 „maczał palce”. Tworzył wyśmienity duet z Andriejem Primą. Wraz z Siergiejem Fedorowem - późniejszą gwiazdą NHL - tworzyli najlepszy atak Junosti Mińsk. 2- krotny mistrz ZSRR juniorów, zwycięzca Olimpiady Rosyjskiej, wicemistrz Spartakiady Narodów (87 mistrz Białorusi z Polymirem Nowopołock (1996). Sukcesy odnosi także na szkoleniowym polu. Jest jedynym trenerem na Białorusi, który z dwoma klubami sięgnął po mistrzostwo kraju. Ostatni tytuł wywalczył miesiąc temu z Soligorskiem, wcześniej z Keraminem Mińsk.

 

Przyjaciele z lodowej tafli - od lewej jacek Szopiński, Andriej Gusow i Marek Batkiewicz.

„Gustlik” odwiedził stare nowotarskie kąty. Spotkał się z przyjaciółki. Takiej okazji nie mogliśmy przepuścić. Umówiliśmy się z nim na rozmowę.

- Kupę lat się nie widzieliśmy. Co porabiałeś od momentu opuszczenia Podhala?

- Sporo się działo. Po wyjeździe z Polski grałem w rosyjskich klubach najwyższej ligi - AK Bars Kazań, Amur Chabarowsk i dwa lata na jej zapleczu w Dinamo Energia Jekaterinburg. Po powrocie na Białoruś przez sezon grałem w Keraminie Mińsk i Dinamo Mińsk. W tym ostatnim klubie zakończyłem czynną przygodę z kijem i krążkiem. To już 11 lat. Z hokejem jednak nie zerwałem. Zająłem się szkoleniem. Rozpocząłem nowy etap życia jako asystent głównego trenera w Brześciu. Pracowałem tam półtora roku. Później w Keraminie przez trzy lata byłem głównym trenerem, a od sześciu lat prowadzę zespół Szachtiora Soligorsk. Prowadziłem kadrę Białorusi do 18 lat, z którą awansowałem do grupy A, a także U20. Byłem asystentem w pierwszej reprezentacji kraju podczas dwóch mistrzostw świata. W Pucharze Polesia samodzielnie prowadziłem pierwszą drużynę narodową. To było przed igrzyskami olimpijskimi w Vancouver.

Andriej Gusow obok bramkarza Aleksandra Gawrilonoka

- Co porabiają twoi przyjaciele z lodowej tafli – „Sasza” Aleksiejew i Andriej Prima?

- „Sasza” pracuje ze w mną w klubie. Jest dyrektorem sportowym. „Primka” trenuje młodzież w Jekaterinburgu.

- Jak wspominasz pobyt w Podhalu?

- Jak się wraca po latach, to docenia się to, czego wcześniej się nie dostrzegało. Jest mi bardzo miło, że ludzie poznają mnie na ulicy. Cześć „Gustlik” i pytają „co ja tutaj robię?”. Pozdrawiam ich wszystkich. Życzę ich wszystkiego najlepszego, a przede wszystkie zdrowia. Czas leci, życie leci, wszystko się zmienia. Nowy Targ bardzo się zmienił. Jestem dumny, że wróciłem, że mogę się spotkać z kolegami i powspominać dawne czasy. Mam kontakt z Markiem Batkiewiczem i Danielem Laszkiewiczem. Śledzę wydarzenia hokejowe w Polsce. Znam problemy Podhala. W zeszłym roku odwiedziłem Kraków.

- Twój obecny klub nie nawiązałby kontaktów sportowych z Podhalem?

- Nie jestem zamknięty na kontakty. Chyba przed dwoma laty kontaktował się ze mną prezes Podhala, który chciał mnie zatrudnić. Wtedy byłem związany kontraktem. Rozważam jednak możliwość przygotowań mojej drużyny do sezonu w Nowym Targu. Być może, jeśli wszystko wypali, to od 15-30 lipca chciałbym tutaj przeprowadzić obóz. Ostatnio letnie przygotowania mieliśmy w Czachach. Myślę, że do Nowego Targu byłoby nam bliżej i taniej, a ponadto widzę, że jest tu baza do treningów.

- Ewald Grabowski.  Czy jako trener wzorujesz się na nim?

- Nie porównuję się do Grabowskiego, to była stara radziecka szkoła. Bliżej mi do Stanisława Fryźlewicza, z którym również pracowałem w Podhalu. Jego stosunek do zawodników bardziej mi odpowiadał. W swojej trenerskiej pracy staram się mieć z zawodnikami normalne, demokratyczne stosunki. Nie wprowadzam stanu wojennego jak Łotysz. Jeśli jednak zawodnicy nie realizują założeń taktycznych, nie próbują przyjąć mojej filozofii gry, to wtedy mają problem. O tym wiedzą i starają się zadowolić moje gusta.

- Hokej się zmienił? Jest bardziej techniczny czy siłowy?

- Siłowy. Więcej jest schematów taktycznych. Kiedyś graliśmy techniczny hokej, w którym było sporo improwizacji. Od swoich zawodników wymagam, żeby realizowali taktyczne niuanse. Jeśli ktoś nie realizuje mojego pomysłu na grę, to mu dziękuję.

- Ilu twoich wychowanków gra w tegorocznych mistrzostwach świata w białoruskiej reprezentacji?

- Aktualnie z mojego klubu tylko Iwan Usenko. W sumie pięćdziesiąt procent, tych, których trenowałem w Keraminie i Szachtiorze. Teraz grają w KHL. Tak to już jest, że wybijające się jednostki trafiają do najlepszej ligi Europy.

"Gustlik" na treningu

- KHL wyszła już poza teren byłego ZSRR. Powstała mocna EBEL. Kiedyś była Interliga z udziałem polskich drużyn oraz liga wschodnioeuropejska, w której grała SMS. Kraje łączą się, tworzą ligi. To dobry pomysł?

- Świetny. Trzeba grać jak najwięcej z zespołami wymagającymi, prezentującymi różne style gry, bo tylko wtedy można podnosić poziom. Zawodnicy i trenerzy się uczą. Kiszenie się we własnym sosie nie prowadzi do postępu. Na Białorusi mamy 4-5 mocnych zespołów. Gdyby je przyłączyć w jedną ligę z 3-4 zespołami z Polski, 2-3 z Łotwy czy tyluż Rosji z regionu moskiewskiego, by daleko nie jeździć, to byłoby wspaniale. Ale to nie zależy od naszych chęci, tylko do pieniędzy.

- Hokej na Białorusi chyba nie narzeka na brak pieniędzy. Hokej to oczko w głowie głowy państwa.

- Nie powiem, że jest gruba kasa. Dużo zależy od ekonomii. My też odczuwamy sankcje nałożone na Rosję. Odbiły się rykoszetem. Dolary idą w górę, a kontrakty mamy w rosyjskich rublach. Codziennie jest drożej i drożej. Nie wiedzę, żeby coś było taniej. Nigdzie chyba tak nie ma. Chwała prezydentowi, że wspiera hokej, że buduje nowoczesne lodowiska. Mamy drużynę w KHL. Na każdy mecz przychodzi 15 tysięcy widzów, dla których jest to znakomita rozrywka. Szkoda, że mało w Dinamo gra Białorusinów.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama