18.07.2009 | Czytano: 2621

Dziewczyny z charakterem

Nowotarski kobiecy basket odniósł w tym sezonie historyczny sukces. Po raz pierwszy zespół z miasta kojarzonego z hokejem awansował do półfinałów mistrzostw Polski i w nich zajął trzecie miejsce, a więc 9-12. w kraju. Uczyniły to kadetki, podopieczne Wojciecha Polaka. Dla szkoleniowca Gorców to ogromny osobisty sukces i nagroda za cierpliwość, sumienną i ciężką pracę. Tylko ci, którzy pracują z kobietami wiedzą ile trzeba mieć cierpliwości, wyrozumiałości i samozaparcia.

W minionym sezonie jego dziewczęta przysporzyły mu więcej radości, niż siwych włosów. – Wygraliśmy, wygraliśmy … - to najczęściej wymykające się słowo z jego ust. Jego podopieczne kroczyły od zwycięstwa do zwycięstwa, aż do półfinałów mistrzostw Polski. W pokonanym polu pozostawiły wicemistrzynie i brązowe medalistki w poprzedniego sezonu. Jego dziewczęta występowały w dwóch kategoriach wiekowych – kadetkach i juniorkach.

- W grupie starszej występowaliśmy tylko dlatego, by więcej grać, a tym samym się ogrywać – przekonuje twórca sukcesu, Wojciech Polak. – Założyliśmy, że im większa ilość spotkań, tym większe prawdopodobieństwo sukcesu. To się sprawdziło.

Jego zespół nie był wysoki. Najwyższe środkowe liczyły 170-174 cm. Tymczasem przeciwnik zawsze miał w składzie co najmniej dwie „wieże”. – Trzeba było wymyślić taktykę, by różnice wzrostowe zniwelować – mówi Wojciech Polak. – Zdaliśmy sobie sprawą, że musimy mieć mocny obwód. Usilnie pracowaliśmy nad rzutami z dystansu i półdystansu. Ze wszystkich półfinałowych turniejów o mistrzostwo Polski byliśmy najlepiej rzucający zespołem za „trzy”. Średnio 8 razy w meczu dziurawiliśmy kosz zza linii 625 cm. Posiadaliśmy dobrze zorganizowaną defensywę z przejściem do szybkiego ataku. Grałem 9-10 zawodniczkami, więc zmuszony byłem do mieszanej gry obronnej. Albo kryliśmy na całym boisku każdy swego, albo strefę za „trzy”, albo strefą.

Kluczem do sukcesu była też psychika zespołu. Dziewczęta pokazały prawdziwy góralski charakter. Nie pękały przed nikim i niczym. Grały do samego końca, bez względu na rezultat. – Wszyscy za to nas chwalili i podziwiali – przyznaje trener. – Z SKS Warszawa, czwartą drużyną w kraju, przegrywaliśmy 20 punktami i w ciągu 4 minut ostatniej kwarty potrafiliśmy zniwelować 11 punktów.

Dziewczęta tworzyły zgrany i rozumiejący się kolektyw nie tylko na parkiecie, lecz także poza nim. Wszystkie walczyły w myśl zasady – jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

Oto jak trener charakteryzuje poszczególne zawodniczki.

Główną rozgrywającą była Paulina KRZYSZTOFIAK o świetnym koźle i umiejętnością gry jeden na jeden. Świetnie radziła sobie z kryciem zarówno gdy rywalka miała piłkę, czy też nie była w jej posiadaniu. Zaliczyła dużo przechwytów, ale też i strat. Dziewczyna o dużej kreatywności, potrafiąca zagrać niekonwencjonalnie.

Na pozycji 1-2 występowała Agata NYKAZA - szybka, o niebywałych zdolnościach w pierwszych dwóch krokach w ataku. Potrafiła wygrać z każdą zawodniczką. Świetny rzut z dystansu, najczęściej w zespole dziurawiła kosz za linii 625 cm. W obronie mocno pracowała rękami i nogami. Jedna z najbardziej walecznych dziewczyn.

Pozycja 2-3 to Iga ŻEGLEŃ, zawodniczka o dużym potencjale, ale nie wykorzystanym do końca. W ćwierćfinałach i półfinałach udowodniła, że stać ją na wiele. Szalona dziewczyna. Nieraz dziwiliśmy się jej zagraniom z „kosmosu”. W obronie brakuje jej cwaniactwa, zachowania dystansu i pracy nóg.

Zadziwiająca historia dotyczy Izabeli PERHON. Gdy zaczynała przygodę z basketem, nikt nie chciał postawić na nią złamanego grosza. To co pokazała w tym sezonie, przeszło wszelkie wyobrażenia. To ona w decydującym meczu o półfinał doprowadziła do dogrywki. Wreszcie to ona zdobyła najważniejsze punkty - 4 sekundy przed końcem meczu. W lidze też w końcówce jej ręka nie drżała. Ma mocną psychikę i dobry rzut za „trzy”. Nie boi się grać jeden na jeden. W obronie brakuje jej koncentracji i musi poprawić pracę nóg.

Paulina JEŻEWSKA ma najlepszą rękę w zespole, dobrze rzuca z dystansu. Motorycznie odstaje od koleżanek, ale kłopoty z kolanami wyłączyły ją na rok z basketu. Powoli odzyskuje „blask”. Jeśli nie jest zmęczona, to na 10 rzutów za „trzy”, siedem „sprzedaje”. Gdy przebywała na boisku, to zagrania były pod nią. Czasami ratowała grę, gdy mieliśmy dużą stratę. Słabiej czuje się w obronie i grze kombinacyjnej. Dobrze zastawia na tablicy i zbiera z deski w ofensywie.

Pozycja 3-4, to Danuta KRAM. Ogromny potencjał, ale nie wierzy w siebie. Silna, waleczna, potrafiąca „wytargać” piłkę przeciwniczce. Brakuje jej boiskowego cwaniactwa. Mało ma ogrania. Były momenty, że zagrała wyśmienicie. Potrafi się zastawić w obronie i zagrać ciałem.

Joanna LEŚNICKA, środkowa, świetnie gra tyłem do kosza. Mało skuteczna, co wynika po części z ogrania i w małej wiary w siebie. Wprowadza dobry nastrój do zespołu. Nigdy nie panikuje. W obronie za wolno się przesuwa i zastawia.

Druga środkowa o dobrej motoryce, to Karolina SŁABY. Biega jak szalona od kosza do kosza. Gdy przebywa na parkiecie, to agresywniej kryjemy. Potrafi „wyszarpać” piłkę. W ataku za bardzo drży jej ręka.

Trzecią rozgrywającą była Aneta CZUBERNAT. Nie trenowała systematycznie, tylko dwa razy w tygodniu i to widać było na parkiecie. Ma jednak ogromne serce do gry.

Karolina ŚCISŁOWICZ grała tylko połowę sezonu. Na początku kariery wiązałem z nią duże nadzieje na jedynce. Czuła piłkę i potrafiła ją rozegrać. Po przejściu do Gimnazjum nr 1 nie mogła się odnaleźć, a potem nadrobić zaległości. Zespół nie był dla niej najważniejszy. W połowie meczu zeszła z parkietu i stwierdziła, że nie będzie już więcej grała.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama