09.07.2009 | Czytano: 1837

27-metrowy skok na wiwat!

Motocrossowiec Tatrzańskiego Klubu Motorowego z Zakopanego, jeżdżący w klasie MX 85, Jan Stachoń Tutoń w miniony weekend uczestniczył w dwóch imprezach za naszą południową granicą.

W sobotę wziął udział w zawodach z cyklu Pucharu Środkowej Słowacji na torze Kalenik w Vavrisowie, a nazajutrz w Velkych Uhercach w kolejnej rundzie Małokarpackiego Pucharu. Zakopiańczyk stoczył pasjonującą i zwycięską walkę z Marcelem Miskovem, która do białości rozgrzała publikę.

W pierwszym dniu zawodów słoneczna aura była wrogiem zawodników. Upał przekraczał 30 stopni, a dodatkowym utrudnieniem na kamienistym torze był niesamowity kurz. Po każdym treningu na trasie pojawiały się coraz większe dziury, kanty i duże kamienie, które stwarzały ryzyko upadku lub „wytrysku” kamienia spod koła jeźdźca, w zawodnika jadącego za nim. Pomimo tych trudnych warunków do rywalizacji klasy 85 stanął Jan Stachoń Tutoń, który z ojcem uzgodnił, że zawody potraktuje treningowo, bez ryzyka i narażania się na kontuzje.

W kwalifikacjach zakopiańczyk miał pecha. Złapał defekt tylnego koła i zdążył zrobić tylko dwa okrążenia, ale i tak wystarczająco dużo, aby uzyskać czwarty czas okrążenia. W tej kolejności wjechał w maszynę startową.

W pierwszym biegu, po wygranym starcie, prowadził do ostatniego okrążenia. Wtedy Stachoń popełnił błąd i słowacki zawodnik Marcel Miskov objął prowadzenie. W takiej kolejności dojechali do mety.

W drugim biegu Stachoń znów był najszybszy na stracie, lecz dał się wyciągnąć z zakrętu, co skrzętnie wykorzystał Miskov, który objął prowadzenie. Pół okrążenia przed metą Słowak upada na podjeździe, a Stachoń jako pierwszy mija metę, wygrywając całe zawody.

Nazajutrz w Velkych Uhercach tor o długości dwóch kilometrów był doskonale przygotowany, nawierzchnia była gliniasta i przyczepna, z widowiskowymi skoczniami. Po trudnych i niebezpiecznych wyścigach w Vavrisowie zawodnicy z przyjemnością zaczęli się na nim ścigać. Na starcie w czterech kategoriach stanęło 160 zawodników. Warunki atmosferyczne nie uległy zmianie i w dalszym ciągu lał się 30-stopniowy żar z nieba. Tor w przerwach był polewany, co miało duże znaczenie dla bezpieczeństwa zawodników, likwidując niesamowity kurz, który powoduje brak widoczności na trasie.

W klasie MX85 ponownie wystartowała cała czołówka ze Słowacji, Czech i Węgier. Głównym faworytem był Marcel Miskov, który pochodzi ze Skycova, a na co dzień trenuje w Velkych Uhercach. Chciał pokazać się przed tłumnie zgromadzoną własną publiką oraz zrewanżować się Polakowi za porażkę dzień wcześniej. Już w kwalifikacjach zaczęła się ostra walka o „wykręcenie” najlepszego czasu okrążenia, tu najszybszy okazał się zakopiańczyk, wyprzedzając drugiego jeźdźca o prawie dwie sekundy, co dało mu pierwszeństwo wyboru pola startowego. Popełnił błąd zajmując stanowisko z głęboką koleiną, co spowodowało zarzucenie motocykla i w pierwszym zakręcie był dopiero na dziewiątej pozycji. Góralska krew dała jednak znać o sobie. Brawurowa jazda sprawiła, iż z każdym okrążeniem przebijał się do szpicy wyścigu. Miskov był już nie osiągalny i jako pierwszy minął linią mety Stachoń zajmując drugą lokatę był bardzo niezadowolony, gdyż tor wyjątkowo mu odpowiadał. Czuł, że mógł wygrać. Szybo zapomniał o pierwszym starcie i zaczął zbierać siły na drugi wyścig. Złość aż kipiała w nim. Tym razem nasz zawodnik ponownie wjechał pierwszy na maszynę startową, lecz wybrał stanowisko z innej strony. To był strzał w dziesiątkę. Od razu objął prowadzenie i nie oddał go do mety. Wyścig toczył się już pod jego dyktando. Dał pokaz mistrzowskich skoków i pięknej bezbłędnej jazdy. Był poza zasięgiem rywali, zbierając gromkie brawa i duży doping od licznie zgromadzonej publiczności. Gdy wjeżdżał na metę oddał ostatni 27-metrowy skok, a w geście triumfu podniósł w powietrzu rękę do góry. Spontaniczna radość zakopiańczyka spodobała się widzom, którzy długo wiwatowali na jego cześć. Marcel Miskov musiał pogodzić się z porażką, wjeżdżając na metę 17 sekund za Polakiem. Stachoń udowodnił, iż jest w świetnej formie i może rywalizować z najlepszymi.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama