14.06.2009 | Czytano: 1855

Błażusiak przeszedł do historii (+zdjecia)

Jeszcze nie tak dawno zachwycaliśmy się jego stratami w trialu motorowym. Jak śmigał po kamieniach niczym kozica. Jak pokonywał odcinki, które trudno byłoby przejść na nogach, nie korzystając z czekana. Śledziliśmy jego postępy w mistrzostwach świata. Co roku piął się w górę. Był już ósmym trialowcem na świecie i…Nagle porzucił tą dyscyplinę sportu...

Niespodziewanie, za namową kumpli, pojechał do Austrii na najbardziej ekstremalny rajd motocyklowy w Europie - Erzberg Rodeo. Piekło – tak mówią o nim ci, którzy w nim startowali. Dodajmy, iż pojechał na swoim Gas Gasie, nieprzygotowanym do tak ciężkich prób. Zadziwił cały świat motocyklowy. „Człowiek” nie z tej branży okazał się rewelacją zawodów. Naruszył hermetyczny układ, pokonując wielce utytułowanych rywali.

Ten sukces zaprocentował podpisaniem kontraktu z KTM. W ubiegłym roku, już na fabrycznym motorze, również okazał się najlepszy. Nie pozostawił złudzeń, że w „te klocki” jest najlepszy. Wszyscy więc oczekiwaliśmy na tegoroczny start. Ściskaliśmy kciuki za Taddy’ego, by przeszedł do historii, jako pierwszy zawodnik, którzy trzy razy z rzędu wygra Erzberg Rodeo. Wygrał! Brawo Tadziu!

Tegoroczne zawody były najtrudniejsze w historii – tak można wyczytać na oficjalnej stronie Erzberg Rodeo. Dlatego wynik jaki „wykręcił” zrobił wrażenie na obserwatorach. Drugiego na mecie Brytyjczyka Grahama Jarvisa, także byłego trialowca, wyprzedził o blisko 42 minuty! A czwarty zawodnik miał do Błażusiaka stratę 2,5 godziny!

Błażusiak zmagał się z piekielnie trudną trasą, wiodącą górskimi ostępami wokół kamieniołomu rudy, z duszną pogodą (30 stopni C), z 1500 rywalami z całego świata (500 z nich awansowało do niedzielnego finału), ale także z zatruciem żołądkowym, które dopadło Polaka w czwartek. Po wypadku jaki miał w Stanach Zjednoczonych, Taddy w światku motocyklowym nosi przydomek „Niezniszczalny”. Dlatego w polskim obozie nie było słychać larum z powodu zatrucia. Wszyscy wiedzieli, że na trasie Błażusiak zapomni o dolegliwościach. Będzie gaz do dechy i prucie do mety. Rzeczywiście "Niezniszczalnemu" udało się pokonać słabość i w niedzielnych zawodach triumfował ku uciesze 35 tys. widzów. Do mety dojechało tylko 20 z 500 zawodników startujących w finale. O tym, jak trudny to był rajd, świadczy przypadek Brytyjczyka Douga Lampkina, 7-krotnego mistrza świata w trialu, który zasłabł w czasie jazdy, spadł z motocykla i został odtransportowany helikopterem do szpitala. Podobnych przypadków było jeszcze kilkanaście!

- To był piekielnie trudny rajd, moim zdaniem nawet za trudny - ocenił Tadeusz Błażusiak. - W piątek czułem się naprawdę fatalnie. Na szczęście dostałem odpowiednie leki i zdołałem pokonać chorobę oraz zregenerować siły. Cieszę się, tym bardziej, że nikomu nie udało się wygrać trzy razy z rzędu Erzberg Rodeo. Właśnie dowiedziałem się, że mój motocykl z tej okazji trafi do muzeum KTM. Będzie go można zobaczyć w takim stanie, w jakim minął linię mety. Nie zostanie umyty, by pokazać, jak ekstremalnie trudna to była wygrana. Pozdrawiam wszystkich polskich kibiców, którzy mnie dopingowali. Polskie flagi wokół trasy dodawały mi ducha!

Wyniki: 1. Tadeusz Błażusiak (Polska; KTM) - 1 godz. 35 min; 2. Graham Jarvis (Wielka Brytania; Sherco) - +42 min., 3. Andreas Lettenbichler (Niemcy; BMW) - +45 min.

Stefan Leśniowski
foto: www.erzbergrodeo.at

Komentarze







reklama