30.05.2009 | Czytano: 2056

Szarotka skąpana w szampanie(+zdjecia)

- Jest dziesiąty!. Mamy go! – krzyczał 30 sekund przed końcową syreną kapitan Szarotki, Lesław Ossowski, który miał szczególne powody do radości, bo jest jedynym graczem, który uczestniczył we wszystkich triumfach.

- Od 10 lat jesteśmy najlepsi w kraju, to coś znaczy – mówi niezwykle szczęśliwy kapitan. – Szkoda, że nie mamy trenera. Bo zwycięstwa nasze byłyby okazalsze. Górale pokazali, że trening taktyczny ze Szwedem dał im dużo. Przez dwie tercje grali wyśmienicie i mieliśmy problemy ze sforsowaniem ich linii defensywnych.

Rzeczywiście mistrzowie wyszli na mecz jacyś rozkojarzeni, jakby jeszcze myślami byli gdzieś daleko, a nie na boisku. Pretendent do korony wprost szalał na parkiecie. Świetną grą w tyle wymuszał na przeciwniku błędy. Dawano nie widziałem takiej ilości kiksów w obronie Szarotki. Właśnie po jednym z nich, 3 metry od bramki Siaśkiewicz wyłuskał piłeczkę, natychmiast się obrócił i trafił w okienko. Górale nacierali. Dużo i celnie strzelali. Lipkowski, Podraza i Garb mieli wręcz idealne sytuacje na podwyższenie rezultatu. Tymczasem niewinna akcja rywala i był remis. Jeszcze raz się okazało, że Bocheński nie może mieć nawet chwili swobody, bo „zawijas” ma zabójczy. Niemniej to nominalni gości schodzili na przerwę z jednobramkową przewagą. – To była moja bramka – przyznał Wojciech Batkiewicz, dla którego to był ósmy tytuł mistrza kraju. – Myślałem, że Siaśkiewicz będzie podawał. Zrobiłem ruch w drugą stronę i piłeczka wturlała mi się do bramki między nogami.

- Nie mam żalu do „Batki”, to najlepszy bramkarz w kraju. W ważnych meczach nigdy nie zawodzi, wyciągnął dzisiaj kilka piłeczek. Zaczęliśmy bardzo ospale – twierdzi Lesław Ossowski. – Tak to jest jak od tygodnia słyszy się, że będzie łatwo. Przestrzegałem chłopaków, że Górale nie poddadzą się, bo też mają wielki apetyt na złoto.

Drugą tercję gospodarze rozpoczęli wyśmienicie i już po 45 sekundach wyrównali. Kulesza odebrał piłeczkę w środku pola, a Augustyn pięknie przeciągnął obronę i trafił w długi róg. Po kolejnych 33 sekundach mistrz wyszedł na prowadzenie. Znowu Bocheński ciągnionym strzałem zmusił do kapitulacji Pawlika. Górale jednak wyrównali do szatni.

Gdy w 44 minucie Kostela dał prowadzenie Góralom wydawało się, tym bardziej, iż Szarotce gra się nie kleiła, że może dojść do trzeciego spotkania. – Dzwoni ostatni dzwonek. Jeśli teraz nie pobiegamy, to nie wygramy – krzyczał do chłopaków Artur Kasperek. Pobiegali. To co się wydarzyło w ostatnich 9 minutach zrekompensowało poziom spotkania.

Bohaterem pojedynku został Jarosław Lech, strzelec dwóch jakże ważnych bramek. Popularny „Rekin” zdobył wyrównującą bramkę, a 81 sekund później dał prowadzenie Szarotce. I znowu na nowotarskim lodowisku mieliśmy kołyskę. O piątej urodziła się „Rekinowi” córeczka. – Lubię takie sceny – wykrzyknął, gdy wbiegł na ławkę rezerwowych. - Te dwa gole dedykuję moim dwóm paniom. Nie wiem jak to zrobiłem. Przez dwie tercje nic mi nie szło. Byłem bardzo zmęczony, bo dwie noce nie spałem czuwając w szpitalu przy żonie. Nie wiem skąd wykrzesałem tyle sił w końcówce. Chyba moje dziewczyny mi jakimś sposobem przekazały pozytywną energię – po chwili dorzucił. A już na spokojnie, zmoczony szampanem powiedział: - Górale zagrali mecz życia w obronie. Dobrą robotę wykonał szwedzki trener. Zmienił całkowicie system obrony i mieliśmy ogromne problemy z rozegraniem piłeczki. Nadziewaliśmy się na kontry. Ciężko szło nam zawiązywanie akcji ofensywnych.

Nerwy były na obu ławkach. Szwed bez przerwy pokrzykiwał, dyrygował z ławki. Ale w 55 minucie Garb sprokurował karnego na Kuleszy. – Sędzia nie miał odwagi podyktowania wcześniej karnego dla Górali, a teraz skrzyżował ręce nad głową, a atak był z boku, wcale nie kwalifikował się na karnego – skomentował akcję Ryszard Kaczmarczyk.

Karnego bezbłędnie wykonał Ligas i ławka Szarotki była w siódmym niebie. Odtańczyła taniec radości. – Nie angażujemy się w przędzie – tłumaczył Artur Kasperek. Mistrzowie grali teraz bardzo uważnie w obronie. Górale nacierali z całej mocy. Nerwy jednak sięgały zenitu i brakowało precyzji w wykończeniu akcji. Dwie były takie, po których piłeczka mogła trzepotać w siatce, gdyby nie Batkiewicz.

30 sekund przed końcową syreną Ossowski postawił kropkę nad „i”. Przechwycił piłeczkę przy bandzie i posłał ją do pustej bramki, bo wcześniej goście wycofali bramkarza. Gdy wskazówka zegara dobiegła swego kresu, zapanowała euforia w ekipie Szarotki. Wystrzeliły korki od szampana, zawodnicy padli sobie w ramiona. „Hej, hej Szarotka”. „Jesteśmy najlepsi” – wydobywało się z usta zawodników, którzy byli już przygotowani na taką fetę. Szybko ubrali koszulki z napisem „Mistrz Polski” z gwiazdą na ramieniu oznaczającą 10 tytuł.

- Zdobyliśmy gwiazdę – cieszył się Artur Kasperek.- Dla mnie to piąty tytuł, ale smakuje tak samo jak pierwsze trofeum. Chcemy dorównać Czechom.

- W pierwszej tercji Górale uwierzyli, że mogą z nami powalczyć. Walczyli, ale skończyło się jak zawsze – mówi strzelec dwóch goli Adrian Bocheński.

Na play off dołączył do chłopaków Artur Burkat, który miał 5-letni rozbrat z ligowym unihokejem. Powrót okazał się mistrzowski. – Cieszę się, że mogłem pomóc kolegom. Mieli problemy kadrowe, więc zdecydowałem się powrócić na parkiety. Opłaciło się. Mam złoto – krzyczał.

- Gdy przegrywaliśmy 10 minut przed końcem wierzyłem w chłopaków. Przecież nie raz już wychodzili z takiej opresji. Graliśmy „swoje” i to przyniosło końcowy efekt – twierdzi Wojciech Batkiewicz.

Całkiem inne nastroje panowały wśród Górali. Usiedli na ławce i obserwowali jak rywal bawi się na macie. – Technicznie jesteśmy słabsi – mówi grający prezes Górali, Dominik Siaśkiewicz. – Mam chłopaków, którzy nie zaczynali od unihokeja. Dopiero teraz dochodzą zawodnicy, którzy od młodszych lat zaczynali grać w unihokeja. W dodatku posypała mi się drużyna w końcówce sezonu. Rusnak i Cholewa mieli problemy osobiste, Gotkiewicz i Bisaga złapali kontuzję. Mimo to walczyliśmy. Ktoś musiał przegrać.

- Zeszłoroczne finały stały na wyższym poziomie – twierdzi prezes PZU-F, Marek Budziński. – Dzisiaj była niesamowita walka, która zabiła piękno gry. Górę wzięła dojrzałość Szarotki. Górale grali mądrze w obronie, ale kiedy Szarotka zauważyła, że przeciwnik zagęścił środek pola, zaczęła grać skrzydłami i to przyniosło efekt. Byłem trenerem pięciokrotnego wicemistrza kraju i też nie mogłem ugryźć Szarotki. Wygrał najlepszy.

- Górale zagrali super – twierdzi nasz ekspert Ryszard Kaczmarczyk. – Wyciągnęli wnioski z pierwszego spotkania. Obrona funkcjonowała bez zarzutu. Blokowane były strzały i Szarotka była bezradna. Kompletnie nie wychodziła im gra przez środek. Wszystko jednak świetnie funkcjonowało do 50 minuty. Wtedy pogubił się Garb, chociaż kapitalnie grał przez dwie tercje.

Podczas meczu przeprowadzono kwestę na rzecz chorej Agnieszki Głodziak, zawodniczki Gorców. 17 –latka cierpi na mocne bóle kolan. Ostatnie badania wykazały u niej niemal całkowity brak chrząstki stawowej. Konieczny jest przeszczep, a koszt zabiegu wynosi 40 tys. złotych.

Szarotka Nowy Targ – X3M Górale Nowy Targ 7:4 (1:2, 2:1, 4:1)
0:1 – Siaśkiewicz (5:28),
1:1 – Bocheński (9:58),
1:2 – Siaśkiewicz (11:24),
2:2 – Augustyn – Kulesza (20:345),
3:2 – Bocheński – Wojtak (22:18),
3:3 – Sąder – Siaśkiewicz (38:05),
3:4 – Kostela – Podraza (43:15),
4:4 – Lech – Chlebda (50:50),
5:4 – Lech – Chlebda (52:11),
6:4 – Ligas (54:36 karny),
7:4 – Ossowski (59:30 do pustej).


Szarotka:
Batkiewicz; Kasperek – Burkat, Wojtak (2) – Ligas (2); Ossowski– Chlebda (2)– Lech, Kulesza – Augustyn– Bocheński oraz Budzoń.


X3M Górale:
Pawlik; Starmach – Mirek , Chrobak – Garb; Kostela (2) – Podraza (2) – Lipkowski, Sąder – Bełtowski– Siaśkiewicz (2), Rusnak. Trener Mikael Sjöqvist.

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Patryk Karecki oraz Mateusz Leśniowski

Komentarze







reklama