09.02.2014 | Czytano: 2622

Czekaliśmy na złoto 42 lata!

- Jestem mega szczęśliwy. Dziękuję tym, którzy pomogli mi w sukcesie. To był wyjątkowy konkurs. Kilkanaście godzin temu nie wyglądało to dobrze. Miałem stan podgorączkowy i ból głowy. Najważniejsze w takim konkursie jest przygotowanie mentalne - powiedział mistrz olimpijski na skoczni normalnej, Kamil Stoch.

- To było coś fantastycznego. Po 42 latach mamy złoty medal. Nikt nie będzie wypominał, tak jak Wojtkowi Fortunie, że jednym skokiem wygrał. Kamil zdeklasował rywali. 105,5 i 103,5 m. to nokaut! Nad takim wyczynem nie ma co dyskutować – powiedział pierwszy trener Kamila Stocha, ekspert Sportowego Podhala, Stanisław Trebunia, po wielkim triumfie skoczka z Zębu.

To co wydarzyło się na skoczni normalnej w Soczi przejdzie do historii, tak jak skok Wojtka Fortuny w Sapporo (1972). To było coś spektakularnego. Kamil Stoch zdobył pierwszy medal dla Polski w Soczi, to 15 medal w historii ZIO. Już w pierwszym skoku pobił rekord skoczni (105.5 m) i nad Andreasem Bardalem osiągnął 6,2 pkt. przewagę. Peter Prevec (102,5) był trzeci. Norweg ze Słoweńcem zamienili się miejscami po serii finałowej.

- Jest wspaniale – usłyszałem w słuchawce telefonicznej głos naszego eksperta Stanisława Trebuni, pierwszego trenera Kamila Stoch, po pierwszej serii. – Po kościele dyskutowaliśmy ile trzeba skoczyć, by wygrać. Prorokowałem 104 – 105 metrów i skoczył. 6,2 punktów przewagi to sporo i mam nadzieję, że wytrzyma ciśnienie. Zmobilizowali się Kot i Ziobro. Kubacki tradycyjnie nierówny, szkoda mi go. Gregor Schlierenzauer nie imponował jak zawsze silnym odbiciem z progu. Simon Ammann przymulony, niespokojny lot. To niespodzianki.

- Warunki miał doskonałe. Kamil zdeklasował rywali. Konkurs załatwiony – powiedział po pierwszej serii Adam Małysz. A po drugim skoku dodawał: - Presja go nie powstrzymała. To była formalność. 12,7 pkt. przewagi na normalnej skoczni to przepaść. To bokserski nokaut.

- Nie dyskutuje się nad tak fenomenalnym występem – komentuje Stanisław Trebunia. – Cieszy postawa Maćka Kota i Janka Ziobro. Ich skoki to dobry prognostyk przed kolejnymi startami i konkursem drużynowym.

Maciek Kot był siódmy (101,5 i 98 m), a Jan Ziobro trzynasty (101 i 99 m). Dawid Kubacki nie zdołał się zakwalifikować do serii finałowej (97,5 m).

- Brak mi słów – powiedział trener Łukasz Kruczek. – Dzień był szalony. Pierwsza informacja była, że Kamil jest chory. Dzięki sztabowi medycznemu, że postawili go na nogi. Dzisiaj nie mieliśmy pecha, który ostatnio gdzieś koło nas krążył.

- Mam kocioł w głowie -powiedział mistrz olimpijski. – Nachodzą mnie tysiące myśli. Jestem mega szczęśliwy. Dziękuję tym, którzy pomogli mi w sukcesie. To był wyjątkowy konkurs. Kilkanaście godzin temu nie wyglądało to dobrze. Miałem stan podgorączkowy i ból głowy. Najważniejsze w takim konkursie jest przygotowanie mentalne. To coś też trzeba umieć. Już nie mogę się doczekać dekoracji. Kask to symbol. No nie Polsko! Nie będziemy świętować, bo czeka nas w Soczi jeszcze dużo roboty.

- To sukces całego polskiego sportu – powiedział Maciej Kot. – To może rozwiązać worek z medalami. Pierwszy skok Kamila był rewelacyjny, mimo spóźnionego odbicia, ale dla Kamila w takiej formie to nic nie znaczy. W drugiej serii postawił kropkę nad „i” i pokazał rywalom gdzie ich miejsce. Ja zrealizowałem plan minimum, czyli miejsce w pierwszej dziesiątce. Pozostaje lekki niedosyt, bo była szansa na wyższe miejsce. Do czwartego miejsca było ciasno. Tu trzeba walczyć o medale. Nie udało się, ale jeszcze dwa konkursy.

- Ale mam lokatora w pokoju – powiedział Jan Ziobro. - Ciężko będzie zasnąć. Ja ze swoich skoków i 13 miejsca w debiucie jestem zadowolony. Na normalnej skoczni jest ciasno i trzeba daleko skakać.

Narciarstwo klasyczne – konkurs skoków na skoczni normalnej
1. Kamil Stoch (Polska) – 278 pkt. ( 105, 5 i 103, 5 m)
2. Peter Prevc (Słowenia) – 265,3 (102,5 i 99)
3. Andreas Bardal (Norwegia) – 264,1 (101,5 i 98,5)
7. Maciej Kot – 255,8 (101,5 i 98,5)
13. Jan Ziobro – 252,4 (101 i 99)
32. Dawid Kubacki – 118,3 (97,5)


Dyskwalifikacja Bachledy Curuś
- Szacunek dla Kasi. Pojechała świetnie – powiedział Jaromir Radke o występie Katarzyny Bachledy Curuś. W wyścigu na 3 km wykręcił siódmy czas, ale… po chwili okazało się, że została zdyskwalifikowana. – Rygorystycznie traktuje się stary. Nie można przekroczyć linii. Nie można dotknąć pachołka. Widocznie przeszkodziła w czymś Sablikovej, z którą jechała w parze – mówił po chwili Jaromir Radke.

Szybko okazało się, że panczenistka Porońca Poroniec dwukrotnie przekroczyła linię na ostatniej prostej. BachledaCuruś osiągnęła rezultat 4.06,73, który dał jej siódmą pozycję. Długo na tym miejscu widniała w klasyfikacji, ale kwadrans po zakończeniu konkurencji przy jej nazwisku pojawiły się literki DQ, oznaczające dyskwalifikację. Po 1400 metrach jej biegu wydawało się, że jest ona w stanie pokonać swoją rywalkę z biegu Sablikovą, na ostatnich okrążeniach Polka zdecydowanie osłabła i osiągnęła ostatecznie siódmy czas.

Jej koleżanka klubowa, Luiza Złotkowska sklasyfikowana została na 18. miejscu. - Jestem zadowolona z biegu – powiedziała. - Liczyłam na wynik poziomie 4:12, ale 4:14 też jest przyzwoicie. Zaczęłam od 32 sekund, ostatnie przejechałem w 34, czyli wielkich spadków na okrążeniach nie było. Były zawodniczki, które zaczynały bardzo szybko, a po kilku kółkach się betonowały i finiszowały niemal idąc.

Holenderka Irine Wuest wygrała rywalizację z czasem 4:00,34 i pokonała wielką faworytkę – Czeszkę Martinę Sablikovą. Trzecie miejsce przypadło Rosjance Oldze Graf, która zdobyła pierwszy krążek dla gospodarzy igrzysk.

- Wyniki naszych panczenistek dają nadzieję na medal w drużynie - uważa trener Marek Pandyra, który prowadził w zakopiańskiej SMS Luizę Złotkowską, Natalię Czerwonkę oraz Katarzynę Woźniak. - Kasia, która za przeciwniczkę miała multimedalistkę igrzysk i mistrzostw świata, Czeszkę Martinę Sablikową, wprawdzie trochę w końcówce osłabła, ale pojechała świetnie. Natomiast Luizę i Natalię stać było moim zdaniem na więcej. W sumie jednak widać, że dziewczyny są w formie.

Łyżwiarstwo szybkie – 3000 metrów kobiet
1. Irene Wuest (Holandia) – 4:00.34
2. Martina Sablikova (Czechy) – strata +1.61
3. Olga Graf (Rosja) - +3.13
16. Natalia Czerwonka - +12.92
18. Luiza Złotkowska - + 13.85
Katarzyna Bachleda Curuś - zdyskwalifikowana


Zabrakło jednego celnego strzału
- Dziewczyny nie zawiodły – powiedziała Halina Nowak Guńka, olimpijka, ekspert Sportowego Podhala. – Weronice Nowakowskiej Ziwemniak zabrakło niewiele, jednego celnego strzału. Pobiegła świetnie. Monika Hojnisz z kolei bezbłędnie strzelała, ale gorzej biega. Nie spełniła do końca naszych oczekiwań Krystyna Pałka. Magda Gwizdoń to zawsze niewiadomo, ale wyjdzie strzelanie, albo nie. Tym razem dwa razy spudłowała.

Weronika Nowakowska Ziemniak zajęła siódme miejsce w rywalizacji sprinterek (7,5 km). Nowakowska Ziemniak spudłowała na pierwszym strzelaniu i była bezbłędna na drugim. Do niezłej skuteczności dorzuciła dobry bieg i w momencie, gdy mijała linię mety, była trzecia. Niestety, chwilę później bezbłędna na strzelnicy Włoszka Karin Oberhofer pojawiła się na mecie z drugim czasem i zepchnęła Nowakowską z podium. Do brązowego medalu zabrakło Polce 9,1 s.

- Rosjanie zgotowali nam biathlonowe piekło. To najtrudniejsze trasy po jakich kiedykolwiek biegałyśmy - powiedziała na mecie Weronika Nowakowska Ziemniak.

Złoto z Vancouver obroniła Rosjanka startująca w barwach Słowacji, Anastazja Kuzmina. Została pierwszą zawodniczką w historii igrzysk, której udało się obronić złoty medal. Mimo iż urodziła się w Rosji, to już trzeci olimpijski medal zdobyła dla Słowacji, barwy której reprezentuje od 2008 roku. W co trudno teraz uwierzyć, w Rosji nie mieściła się w kadrze!

Biathlon – 7,5 km sprint kobiet
1. Anastazja Kuzmina (Słowacja) – 21:06.8
2. Olga Wyłuchina (Rosja) – starta +19.9
3. Vita Semerenko (Ukraina) - + 21.7
7. Weronika Nowakowska Ziemniak - +30.8
21. Monika Hojnisz - + 48.3
33. Krystyna Pałka - + 1:21.0
40. Magdalena Gwizdoń - + 1:44.4


Złamany kijek
Dario Cologna triumfował w narciarskim biegu łączonym (15 km Cl + 15 km F). Szwajcar wyprzedził Szweda Marcusa Hellnera i Norwega Martina Johnsruda Sundby’ego. Najlepszy z Polaków Maciej Kreczmer był 39. Paweł Klisz zajął 61., a Jan Antolec - 64. miejsce w gronie 68 startujących.

Przez długie kilometry bieg łączony mężczyzn był partią szachów – na czele była bardzo szeroka czołówka, której nikt nie potrafił rozerwać. Na przebieg rywalizacji większego wpływu nie miała nawet zmiana nart i stylu – kandydatów do medali wciąż nie ubywało. Finisz był imponujący.

- Od startu tempo był zabójcze, trzeba było mocno lecieć, aby od razu nie zostać z tyłu, a przecież później zdarzają się kryzysy, inne sytuacje. W moim przypadku było to złamanie kijka na drugiej pętli klasykiem, gdzieś około 7 km - powiedział 32-letni Maciej Kreczmer. - Chciałem znaleźć się w najlepszej „30”. Pobiegłem na maksa, nie mogłem dziś z siebie dać więcej. Miałem wiele momentów kryzysowych. Żałuję złamania kijka. Mamy buty z klamrami z boku i często podczas zawodów uderza się centralnie o nie. Ja tak właśnie zrobiłem i kijek pofrunął. Na szczęście dość szybko otrzymałem drugi, trochę dłuższy, lecz już go nie zmieniałem - dodał.

Narciarstwo klasyczne – biegł łączony (15 km Cl + 15 km F) mężczyzn
1. Dario Cologna (Szwajcaria)
2.Marcus Hellner (Szwecja) - strata +0:00,4
3. Martin Johnsrud Sundby (Norwegia) + 0:01,4
39. Maciej Kreczmer + 3:32,2
61. Paweł Klisz + 9:03,1
64. Jan Antolec - + 10:03,4


Fruwająca Anderson
Amerykanka Jamie Anderson zdobyła w niedzielę w Soczi złoty medal olimpijski w snowboardowej konkurencji slopestyle. Srebrny krążek wywalczyła Finka Enni Rukajarvi, a brązowy - Brytyjka Jenny Jones. W finale zawiodła najlepsza w eliminacjach Anna Gasser. Austriaczka zajęła dopiero 10. miejsce. Polki nie startowały.

Snowboard – slopestyle kobiet
1. Jamie Anderson (USA) – 95,25
2. Enni Rukajarvi (Finlandia) – 92,50
3. Jenny Jones (USA) – 87,25


Mayer w ślady ojca
Austriak Matthias Mayer zdobył niespodziewanie złoty medal w zjeździe, pierwszej konkurencji igrzysk w Soczi w narciarstwie alpejskim. 23-letni zawodnik wyprzedził o 0,06 s Włocha Christofa Innerhofera i o 0,1 s Norwega Kjetila Jansruda.

Mayer poszedł w ślady ojca - Helmuta, który w 1988 roku w igrzyskach w Calgary sięgnął po srebro w supergigancie. Do tej pory 23-letni narciarz nie wygrał żadnych zawodów Pucharu Świata. Niespodzianką jest dopiero ósma lokata jednego z kandydatów do medalu Amerykanina Bode Millera. Zaskoczenie jest tym większe, że doświadczony alpejczyk wygrał dwa z trzech treningów na Rosa Chutor. 36-letni narciarz przed rywalizacją sam siebie stawiał w roli faworyta i mówił, że chciałby zostać najstarszym zawodnikiem w historii igrzysk, który sięgnie po złoto w narciarstwie alpejskim. Do Soczi z zamiarem startu w zjeździe pojechał Maciej Bydliński, ale z powodu przeziębienia wycofał się z rywalizacji.

Narciarstwo alpejskie – zjazd mężczyzn
1. Matthias Mayer (Austria) – 2:06.23
2. Christof Innerhofer (Włochy) – 2:06.29
3. Kjetil Jansrud (Norwegia) – 2:06.33

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama