26.01.2013 | Czytano: 1640

„Żyleta” nie pomogła

W Warszawie doszło do konfrontacji dwóch najbardziej utytułowanych zespołów w polskim hokeju. Legia trzynaście razy zdobywała mistrzostwo Polski, a „Szarotki” sześć razy więcej. Rekordzista pod tym w względem okazał się lepszy, mimo kłopotów kadrowych.


Nowotarżanie w ostatniej chwili zostali osłabieni o Damiana Zarotyńskiego, który doznał kontuzji. Jednak nie na lodowej tafli, lecz na… ulicy. W przeddzień wyjazdu poślizgnął się na chodniku i wybił bark. Już trakcie jazdy o wypadku ojca dowiedział się Sebastian Biela i w Zaborni wysiadł z autobusu. Ataki się rozsypały. Szkoleniowiec Podhala zmuszony był do łatania dziur w pierwszej formacji, a przecież już w drugiej, w Bytomiu, wyleciało mu ogniwo (Michalski- złamany obojczyk). Zaś Daniel Kapica po złamaniu szczęki jeszcze nie jest w pełni zdolny do gry. Ze wzmocnienia z zewnątrz nie mógł skorzystać, bo test oblał Słowak Cutt, który po trzech dniach treningów odesłany został do domu. Słowak już po dwóch zajęciach miał nogi z waty.

Gospodarze zmobilizowali kibicowskie siły z „żylety” Pepsi Arena, by wystraszyć górali. Filmiki w Internecie zapowiadały wojnę. Szybko okazało się, że zbrojenia kibiców to za mało, bo nie oni występują na lodowej tafli. Podhalanie nie wystraszyli się gorącego dopingu ( trudno było słyszeć własne myśli), grali to co potrafią, a potrafią zdecydowanie więcej niż warszawiacy.

- Takiego dopingu naprawdę można tylko pozazdrościć – mówi Marek Ziętara. – Niesamowity doping, huk przez 60 minut. Trudno było się komunikować z zawodnikami. Tacy kibice to wielki plus dla miejscowego zespołu.

Legioniści nawet nie próbowali postraszyć przybyszów z gór, którzy szybko przejęli inicjatywę. Gdy wynik otwarł Mrugała, dobijając „gumę” ( górale grali w podwójnej przewadze), przyjezdni już niepodzielnie panowali na tafli. Drugie trafienie „Szarotki” zadały 10 sekund przed końcem pierwszej odsłony. Dwójkową akcję zakończył Ziętara. Gol do szatni zrobił spustoszenie w głowach legionistów, którzy po przerwie jeszcze rozpamiętywali utratę gola, co skrzętnie wykorzystali goście. W odstępie 53 sekund przybysze z Nowego Targu zadali dwa kolejne ciosy. Zakończyli drugą tercję mocnym akcentem. 41 sekund przed syreną Ziętara po raz drugi znalazł sposób na ostatnią instancję miejscowych.

Również trzecią tercję rozpoczęły „Szarotki” od wysokiego „C”. W 24 sekundzie koronkową akcję zakończył trafieniem w „dziesiątkę” Neupauer, a 96 sekund później gratulacje przyjmował Tomasik. Gospodarze honorowe trafienie zdobyli w 55 minucie, grając w liczebnej przewadze. W tej częsci meczu w bramce Legii pojawił się wychowanek Podhala, Krzysztof Zborowski.

- Mecz bez historii – twierdzi Marek Ziętara. - Od pierwszego gwizdka posiadaliśmy inicjatywę. Byliśmy zespołem w każdym elemencie lepszym i jedyną niewiadomą pozostawały rozmiary naszego zwycięstwa. Mimo braków kadrowych w ataku zrealizowaliśmy s zadanie.

Legia Warszawa – MMKS Podhale Nowy Targ 1:7 (0:2, 0:3, 1:2)
0:1 Mrugała (Ćwikła, Łabuz) 7:09 w podwójnej przewadze
0:2 Ziętara (Ištocy, Łabuz) 19:50
0:3 Stypuła (Wielkiewicz) 23:05
0:4 Ziętara (Bomba, Ištocy) 23:58 w przewadze
0:5 Landowski (K. Kapica) 39:19 w przewadze
0:6 Neupauer (Łabuz, Ćwikła) 40:24
0:7 Tomasik (Bomba, Ziętara) 42:00
1:7 Maciejko (Grzesik) 54:31 w przewadze
Sędziowali: Baca – Borucki (obaj Oświęcim), Zoń (Warszawa).
Widzów 700.
Kary: 14 – 8 min.
Legia: Strąk ( 40:00 Zborowski) – Porębski, Grzesik, P. Wąsiński, M. Solon, K. Szaniawski – Połącarz, R. Solon, Maciejko, Rostkowski, K. Wąsiński – Pawłowski, Kran, Vecher, Wolski, Stępski – M. Szaniawski. Trener Lubomir Vitošek.
MMKS Podhale: Rajski – Łabuz, Mrugała, Ćwikła, Neupauer, Olchawski – K. Kapcia, Landowski, Ćwikła, Bryniczka, Stypuła –Talaga, Tomasik, Ištocy, Bomba, Ziętara – Gaczoł, Szal, Wojdyła. Trener Marek Ziętara.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama