09.10.2012 | Czytano: 1436

Akcja i gol - stadiony świata!

Zegar boiskowy wskazywał 50 minutę pierwszoligowego meczu hokejowego Podhale Nowy Targ – Polonia Bytom. „Szarotki” grały w przewadze. Założyły „zamek”. Gdy ukarany bytomianin powrócił na taflę z ławki kar, Bartek Neupauer spod bandy kapitalnie zagrał na drugą stronę lodowiska do nieobstawionego w kole bulikowym Sebastiana Bieli.

Ten z pierwszego huknął jak z armaty i krążek wylądował w bramce. Golkiper Polonii nie zdołał się przemieścić od słupka do słupka. Gol i akcja – stadiony świata! Takie można oglądać tylko w satelitarnych przekazach z najlepszej europejskiej ligi KHL. - Idealnie siadło – powiedział strzelec gola. 

„Bielos” w tym meczu trzy razy pokonywał bramkarza Bytomia. Dzień wcześniej uczynił tylko raz. W obu potyczkach rozpoczynał festiwal strzelecki. W sobotę już w 15 sekundzie przestrzelił parkany Zbigniewa Szydłowskiego. Nazajutrz pierwsze trafienie było przedniej urody. Trafił w sam winkiel bramki. Strzał był tak szybki, precyzyjny i mocny, że krążek wypadł z bramki. Arbiter nie zauważył czy był gol. Musiał posiłkować się zapisem wideo. Po nim nie miał już wątpliwości i wskazał na środek lodowiska.

- Ja nie miałem wątpliwości. Od razu wiedziałem, że krążek zatrzepotał w siatce. Takie zgarnia ćwiczymy na treningach. Łabuz idealnie mnie uruchomił – powiedział strzelec.

- Po takim meczu chyba nie sposób nie być zadowolonym?
- Jestem zadowolony przede wszystkim z występu całego zespołu. Cieszymy się ze zwycięstwa, z kolejnych trzech punktów i z tego, że mamy ich komplet po czterech potyczkach. Nie ma jednak co popadać w euforię. Kto był na meczu, to widział z jakim przeciwnikiem potykaliśmy się. Przyjechał z dwoma piątkami. Było niemal pewne, że nie wytrzyma trudów dwumeczu, że w pewnym momencie opadnie z sił i tylko kwestią czasu będzie kiedy rozwiąże się worek z bramkami. Tak też się stało. A to, że mnie akurat udało się ustrzelić hat – tricka, to zasługa całej formacji. Gra się po to, by zdobywać gole. To cieszy nie tylko kibiców, ale i nas.

- Nie da się ukryć, że twoje bramki były wyjątkowej urody.
- Nie mnie je oceniać. Po to trenujemy strzały, by krążki jak najczęściej wpadły do bramki. Jeśli gole są przedniej urody, to serce jeszcze bardziej się raduje. Udało się, weszło. Po prostu siadło, jak to się mówi w naszym żargonie.

- Pamiętasz podobne gole z przeszłości?
- Długo już gram w hokeja, więc takich bramek było kilka. Pamiętam hat – trick z Zagłębiem. Bardzo ładną bramkę zdobyłem z Cracovią. Krążek po rykoszecie „zatańczył” w powietrzu, trafiłem go i wylądował w okienku. Gabriel Samolej skomentował ten wyczyn w telewizji, że był to przypadek. Nie zgadzam się. To nie jest takie proste trafić w powietrzu lecący krążek i jeszcze zerwać nim „pajęczynę” z bramki przeciwnika. Ta bramka bardziej mi się podobała od tej, którą strzeliłem w niedzielę.

- W dwumeczu zaaplikowaliście 18 goli bytomianom. Mogło skończyć się lepszym bilansem, bo były okazje ku temu, aby powiększyć dorobek strzelecki. Jak oceniasz skuteczność zespołu?
- Na pewno mogła być lepsza. Pracujemy nad jej poprawą. W pierwszym meczu w Sosnowcu było najgorzej. To dopiero początek sezonu, pierwsze mecze i myślę, że celowniki wyregulujemy na najważniejszą fazę rozgrywek.

Gdy 14 innych hokeistów z nowotarskim rodowodem opuściło okręt, który się zatapiał, Sebastian Biela jest jedynym wychowankiem Podhala, który powrócił na „stare śmieci”. Ostatnie trzy sezony reprezentował barwy Cracovii, z którą w 2011 roku sięgnął po mistrzostwo Polski. Zaś sezon 2008/09 spędził w sosnowieckim Zagłębiu.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama