21.05.2012 | Czytano: 1604

Ziętara trenerem Podhala(+zdjęcia)

AKTUALIZACJA: W marcu osiągnął życiowy sukces. W pierwszym roku samodzielnej pracy trenerskiej Marek Ziętara – bo o nim mowa - sięgnął po mistrzostwo Polski. Sanoczanie dużo mu zawdzięczają, ale…

- Mogłem mieć duże pieniądze, ale nie one są najważniejsze. Honor ponad wszystko, to moja dewiza. Mam duże pretensje do prezesa Sanoka, do jego dwuletnich działań, a szczególnie do tych po zakończeniu sezonu. To one spowodowały, że postawiłem honor ponad pieniądze – powiedział Sportowemu Podhalu.

Otrzymał ciekawą propozycję z Cortiny, z czołowego zespołu włoskiej najwyższej ligi i miał wielki ból głowy. Czy ponownie wyjechać do Włoch, gdzie kiedyś spędził kilka lat w roli szkoleniowca, czy pozostać w Nowym Targu, bo wpłynęła też propozycja od MMKS. Dostał do soboty czas do namysłu. Przeważyła ta druga opcja i nie ukrywa, że zdecydowały względy rodzinne.

– Rodzina miała dość mojej tułaczki, mieszkania poza domem. Kilka lat życia na walizkach wystarczy. Wreszcie będę miał okazje pobyć dłużej z dziećmi i żoną – powiedział Sportowemu Podhalu. – Nie tylko ten aspekt zdecydował. Dobro hokeja w Nowym Targu od zawsze leżało mi na sercu. Warto spróbować, pomóc w odbudowie. Są nowi ludzie w zarządzie, którzy starają się postawić klub na nogi zarówno finansowo jak i organizacyjnie. Wydają się być wiarygodni. Zaangażowani są w sprawy, które robią i zaufałem im.

Marek Ziętara wraca do Podhala i to powinna być dobra informacja dla fanów „Szarotek”. Po zakończeniu pierwszej swojej włoskiej przygody, wspólnie z Słowakiem Milanem Jančuška doprowadzili w 2010 roku Podhale do ostatniej 19. korony mistrza kraju. Wtedy chyba nikt nie przypuszczał, iż Podhale w ciągu dwóch lat, z takim potencjałem ludzkim, „zsunie się” do pierwszej ligi.

W Sanoku udowodnił, iż umie pływać, bo puszczony na głęboką wodę nie utonął. – Do odważnych świat należy. Jeśli będziesz ciągle pracował z młodzieżą, to nie poznasz smaku seniorskiego hokeja, całkiem innego, wymagającego innego podejścia i zaangażowania. Dopiero prowadząc seniorski zespół można przekonać się, co jest wart twój trenerski warsztat. Co ty jesteś wart, jako człowiek, pedagog, znawca ludzkich dusz. Każdy gracz jest inny i każdego trzeba mierzyć inną miarą. Na poziomie juniorskim wszelkie trenerskie wady można zatuszować, w seniorach się nie da – mówi.

Podjął się trudnej roli, odbudowy Podhala, przywrócenia blasku najlepszemu klubowi w historii polskiego hokeja. Można rzec, że od podstaw. Dostanie do swojej dyspozycji graczy młodych, juniorów i juniorów młodszych. Dla niego to jednak nie nowość. To on do drużyny mistrzowskiej z 2010 roku wprowadzał młodzież. Przekonał do swojej koncepcji Słowaka. Duet dobrze na tym wyszedł, a Ziętara mówił: - Młodzież mamy zdolną. Może sięgać po najwyższe trofea w najbliższych kilku latach – i chyba sam nie przypuszczał, że będą zdobywać laury… dla Sanoka. Bo ci najzdolniejsi przenieśli się do drużyny z Podkarpacia. Tych, którym na treningach poświęcał dodatkowe minuty. Wszystkich obserwatorów treningów Podhala uderzyło, że 15 – 20 minut po treningu Ziętara zostawał z młodymi i tłumaczył im jak mają zachowywać się w danej sytuacji, jak mają doskonalić poszczególne elementy - techniki kija, strzału, ustawienia na lodzie, uczył wygrywania bulików. Stworzył drużynę perspektywiczną.

- MMKS miał mnóstwo zawodników utalentowanych – wspomina. - Wystarczyło tylko spojrzeć na zwycięzców kategorii młodzieżowych. Młodzi dostali możliwość trenowania z nami, a później szanse gry. Reszta była w ich rękach i... złapali „byka za rogi”. Wielu z nich odegrało znaczące role w finale play off. Teraz budowlę zaczynam od zera. Zdaję sobie sprawę, że czeka mnie karkołomne wyzwanie, ale pracy się nie boję. Trener musi umieść się znaleźć w każdej roli. W takiej, w jakiej byłem w Sanoku, gdzie były finanse i drużynę budowało się taką, na jaką był pomysł oraz w obecnej, gdzie z finansami krucho.

- Kibice zapewne będą wymagający. Chcą szybkiego powrotu do elity. Tymczasem wielu jest takich, którzy twierdzą, iż nawet Scotty Bowman czy Wiktor Tichonow nie zrobiliby wyniku z tymi chłopakami.
- Trzeba dać im szansę. Miałem przykład za czasów pracy z Milanem Jančušką, kiedy wprowadziliśmy do drużyny juniorów. Też wielu było prześmiewców, ludzi, którzy w nich nie wierzyli. Ściągnąłem ich do drużyny i odegrali w niej bardzo ważną rolę w finałowych spotkaniach. Wydaje mi się, że teraz też są tacy chłopcy i tylko trzeba w nich wierzyć. Będę prowadził rozmowy z zawodnikami, którzy grali w zeszłym sezonie, a których widziałbym w zespole. Zobaczę ile chłopaków zdeklaruje się grać, a nie zawieszać łyżew na kołku. Muszę jednak brać pod uwagę, na co nas stać i wierzyć, iż w trakcie sezonu sytuacja się poprawi. Będę musiał pracować z tymi zawodnikami, których będę miał do dyspozycji. Wierzyć, że środowisko zaufa nowym ludziom, którzy objęli władzę w klubie. Wierzę, że sytuacja będzie ulegała zmianie, nastąpi poprawa w finansach i organizacji, a ja zbuduję zespół, który będzie walczył o jak najlepszy wynik.

- Kiedy rozpoczynasz pracę?
- Jutro mamy wstępne spotkanie w chłopakami. Omówimy organizacyjne sprawy, a nazajutrz przystępujemy do zajęć. W tym tygodniu zajęcia będą miały charakter jednofazowy. Muszę się zorientować, kiedy zawodnicy chodzą do szkoły, kiedy mają wolny czas. Od przyszłego tygodnia rusza praca w cyklu dwufazowym. Planuje letnie przygotowania zakończyć w połowie lipca, a po dwóch tygodniach urlopów wyjść na lód.

Wybór Marka Ziętary na trenera jest strzałem w dziesiątkę. Od lat miałem okazję obserwować jego warsztat trenerski. Zaczynał w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Nowym Targu. Już wtedy długimi godzinami siedzieliśmy w pokoiku i wymienialiśmy poglądy na tematy hokejowe. Marek, co jest jego wielką zaletą, potrafi słuchać, wyciągać wnioski. W końcu od każdego można się czegoś nauczyć. Nie tylko mnie tym zaskoczył.

- Bardzo skromny chłopak – mówi o nim Józef Sięka, starszy kolega po fachu, którego poznał we Włoszech. – Starał się chłonąć wiedzę, często dopytując się o różnego rodzaju niuanse. Każdego potrafił wysłuchać. Nie wywyższał się.

Godziny spędziliśmy pod „jedynką”, gdy pracował z Milanem Jančušką. Obłożony książkami, wykresami. Godzinami analizował grę, układał trening. Pracował z sercem, nie tylko od godziny do godziny. Wiele godzin spędziliśmy na wymianę poglądów, na rozmowach o hokeju. Nie obrażał się na krytykę. Gdy trenował sanoczan potrafił po meczu w Nowym Targu zadzwonić i zapytać się: „jak tam wyglądało z góry?”

– Opinie innych tylko pomagają, rzucają inne spojrzenie na to, co robię. Nie zawsze się można z nią zgodzić, lecz w wielu przypadkach pomogła w zdiagnozowaniu sytuacji w zespole – wyjawia.

Poznawałem na bieżąco analizę drużyn, którą przygotowywał przed każdym meczem. Nikogo nie dziwiło, że w hokejowym światku okrzyknięty został bankiem informacji, jak kiedyś Jacek Gmoch w piłkarskiej kadrze za czasów Kazimierza Górskiego.

Pomagać mu w pracy będzie Rafał Sroka, kolejna ikona nowotarskiego hokeja. Był w drużynie, z którą Marek Ziętara sięgał po mistrzostwo kraju. Rafał po tym triumfie zawiesił łyżwy na kołku, ale nie zerwał z hokejem. Pomaga Bogdanowi Dziubińskiemu w treningach z naborem. Teraz swoim ogromnym doświadczeniem będzie służył tej najbliższej przyszłości Podhala.

Do zespołu wraca również Jacek Kubowicz, został mianowany kierownikiem drużyny. – Zawsze jest przyjemnie wrócić do hokeja, który jak dotychczas zajął mi większą część czasu – powiedział popularny „Gibon”.

Sportowe Podhale rozmawia z trzema nowymi członkami zarządu – Robertem Zamarlikiem (prezes), Agatą Michalską i Januszem Kmiecikiem. http://www.sportowepodhale.pl/index.php?s=tekst&id=5095

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama