11.11.2008 | Czytano: 1420

Pech nie jest mu straszny

Tadeusz Błażusiak po groźniej kontuzji jaką odniósł w sierpniu, zadziwia endurowy świat szybkim powrotem do wysokiej formy. W trzecim starcie po kontuzji, mimo potwornego pecha, zajął wysokie pierwsze miejsce. Przypomnijmy, iż w poprzednich dwóch startach, na amerykańskiej ziemi, nowotarżan był trzeci i pierwszy.

Halowy wicemistrz świata w enduro, wystartował Mediolanie w endurocrossie. Były to zawody zorganizowane z okazji trwających we Włoszech targach motocyklowych.

Na starcie stanęło trzydziestu motocyklistów, sama europejska czołówka w tej dyscyplinie sportu. Błażusiak traktował ten start treningowo, jako przygotowanie przed rozpoczynającymi się w najbliższą niedzielę eliminacjami halowych mistrzostw świata. Na starcie pojawił się też, co było sporą sensacją, 7-krotny mistrz świata w trialu Brytyjczyk Doug Lampkin, z którym Błażusiak rywalizował w mistrzostwach świata w tejże dyscyplinie. Okazało się, że po sukcesach Polaka, który w zeszłym roku porzucił trial na rzecz enduro, także inne firmy motocyklowe postanowiły spróbować wykorzystać w enduro czołowych zawodników trialowych. Na starcie zjawił się również Francuz Jerome Bethune - także zawodnik z trialowego „cyrku”.

Błażusiak jak burza przeszedł przez kwalifikacje i bez problemu zakwalifikował się do finału zawodów, wygrywając bieg eliminacyjny. Okazało się, że Lampkin i Bethune nie poszli w ślady Polaka. Obu zawodnikom nie udało się nawet wejść do finału. Nie wystarczą umiejętności trialowe. Trzeba mieć jeszcze szybkość!

Polak jeżdżący w barwach KTM wystąpił w finale i miał świetny start. Jechał na drugiej pozycji. Pod koniec pierwszego okrążenia doszło jednak do pechowe zdarzenia. Na którejś z muld przesunął się transponder, który służy do elektronicznego pomiaru czasu. Urządzenie, które montuje się na przednim teleskopie, przesunęło się tak, iż zaczęło blokować kierownicę przy skręcie w prawo o 60 procent. Błażusiak próbował zmienić położenie transpondera, jednak bezskutecznie i znowu dostarczył nam dreszczyku emocji. Pech przylgnął do niego? Mistrz jednak nie spanikował i z takim problemem sobie poradził. Skupił się na tym, by w ogóle dojechać do mety i…dojechał. Niewiele zabrakło mu, by stanął na „pudle”. Ostatecznie jako czwarty przeciął linie mety. Wygrał Francuz Antoine Meo, przed Hiszpanem Ivanem Cervantesem i Finem Simo Kirrsi.
- Nie mogłem nic zrobić - powiedział Tadeusz Błażusiak. - Transponder pechowo się zaklinował. Skręcanie w prawą stronę było koszmarem, motocykl fatalnie się prowadził. Do tego trasa była szybka, pełna hopek, bardziej crossowa niż trialowa. W takiej sytuacji mogłem się skupić tylko na tym, by dojechać do mety. Po kontuzji twarzy nie ma już śladu. Jestem optymista przed kolejnymi startami. Już nie mogę się doczekać pierwszej eliminacji halowych mistrzostw świata.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama