27.03.2012 | Czytano: 958

Słabi na tafli, mocni w…

To, że w MMKS Podhale źle się dzieje, wiedzieliśmy od dawna. Spadek seniorów do pierwszej ligi nie był przypadkowy. Drużyna juniorów, w której składzie było jedenastu zawodników, którzy występowali w ekstraklasie, również zanotowała wstydliwy występ podczas mistrzostw Polski w Toruniu. Nie sprostała nawet rówieśnikom, którzy nie mieli ogrania ekstraklasowego. Zajęła dopiero piąte miejsce na sześć startujących drużyn. Blamaż – to słowo ciśnie się na usta.

Włodarze klubu, bez przerwy powtarzali, że pierwsza drużyna to strup, który spadł na ich głowy, a ich głównym zadaniem jest praca z młodzieżą. No to mamy dowód tej dobrej pracy, nie tylko szkoleniowej, ale również wychowawczej. Na tafli niczym się nie wyróżnili, w eliminacjach w dwóch meczach strzelili zaledwie dwie bramki, przegrali ze Stoczniowcem i Tychami. Są zawodnicy, którzy marzą o grze w tym drugim klubie. Kto wie, czy teraz tyscy działacze, którzy byli nimi zainteresowani, nie dojdą do wniosku, że mają lepszych swoich juniorów? Po co im obcy?

- Straszliwy zawód – mówi trener Łukasz Gil. – Kilka czynników wpłynęło na taki rezultat. Przede wszystkim spadek pierwszej drużyny. Zawodnicy byli przygnębieni, psychika im siadła. Nie wyglądali też najlepiej pod względem fizycznym. Mieli w nogach mecze z Toruniem o utrzymanie się. Porażka z Gdańskiem, w meczu otwarcia, zdecydowała o naszym wyniku. Gdybyśmy pokonali gdańszczan, to śmiem twierdzić, iż potyczka z Tychami inaczej wyglądałaby. Po wygranej z Gdańskiem bylibyśmy w półfinale, a ta faza rządzi się innymi prawami. Kiedyś musiało do tego dojść. Przez ostatnie lata zawsze z juniorami wracałam jak nie z mistrzostwem, to z miejscem na „pudle”. Trzeba z tej porażki wyciągnąć wnioski. Mieliśmy zespół na medal. Myślałem, że również zawodnicy ze Szkoły Mistrzostwa Sportowego będą lepiej wyglądali. Nie mogę chłopcom odmówić waleczności, ale jeśli strzela się jedną bramkę na mecz, to trudno marzyć o wygranej.

Łukasz Gil jest najmniej odpowiedzialny za wynik. On dostał drużynę na turniej. W sezonie zasadniczym również posiłkował się graczami z pierwszej ligi i juniorami młodszymi, ale to wyglądało znacznie lepiej. Nie zapowiadało toruńskiej klęski. Teraz jednak do ekstraklasowców dołączyli gracze z sosnowieckiej „szkółki”. Czasu na przygotowanie miał bardzo mało.
Na tafli wypadli górale blado, ale za to mocni byli w autokarze, w drodze powrotnej. „Sukces” świętowali w polskim stylu, tak mocno i zaskakująco, że kierowca był w szoku.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama