16.02.2012 | Czytano: 902

Pozostała walka o życie

Sezon hokejowy w PLH dobiegł końca. W siedzibie 19 – krotnego mistrz kraju panują nienajlepsze nastroje. Nie ma, czemu się dziwić. Po raz pierwszy w historii „Szarotki” zajęły ostatnie miejsce i przyjdzie im walczyć o być albo nie być nowotarskiego hokeja. Dlaczego doszło do takiej sytuacji? - pytam eksperta, Jacka Kubowicza.

- Dla mnie to wielka niespodzianka in minus – twierdzi. – Liczyłem, że chociaż Toruń uda nam się wyprzedzić. Był taki moment, że traciliśmy 1-2 punkty do hokeistów z grodu Kopernika, którzy, byli w naszym zasięgu. Toruń jednak potrafił skubnąć możnych ligi, nam ta sztuka udała się tylko z Cracovią i w meczu o czapkę gruszek z Sanokiem. Dlatego torunianie walkę o byt rozpoczną i zakończą u siebie. To jest ogromny handicap.

Chciałoby się więcej i należało od tej drużyny tego wymagać. Przecież letnie przygotowania przebiegały bez zakłóceń. Były obiekty do dyspozycji, na czas zamrożony lód. Jedynie działacze nie nadążyli organizacyjnie i finansowo. Popełniono wiele bledów w budowaniu drużyny. Wyprzedano graczy, bo nie było innego pomysłu na ratowanie budżetu. Zatrudniono marnych obcokrajowców zza południowej granicy, a Czuy wyciął numer. Zerwanie kontraktu jest karygodne, jeśli spojrzymy na to z perspektywy tego, iż hokeiści z kolebki hokeja byli dla na wzorem profesjonalizmu. Przygotował się u nas, bo przyjechał nieprzygotowany, do końcówki sezonu za Oceanem, bo wiemy, że już zadebiutował w nowej drużynie. Najlepiej było powiedzieć, że jest zła organizacja i atmosfera, ale z perspektywy tych kilku dni wiemy, że nie to było przyczyną jego nagłego wyjazdu. Kto i za co mu płacił?. Szkoda, że opuścił zespół, bo po dobrze przepracowanym grudniu, odzyskał formę i jego piątka mogła wiele zdziałać w play out.

Bolączką zespołu były kary, brak odpowiedzialności za zespół. Łapaliśmy średnio ponad 20 minut w meczu. Jeśli spojrzymy na sytuację kadrową drużyny, gdzie trener często miał do dyspozycji trzy piątki i jednego lub dwóch rezerwowych, to trudno się dziwić, że przegrywaliśmy prowadząc nawet 2-3 bramkami. W osłabieniach grało 7-8 zawodników, a ich organizmy nie są ze stali, mają swoją wytrzymałość, której zabrakło w decydujących fragmentach meczów.

Plusy tej drużyny? Trudno znaleźć. Najlepiej wyraża to tabela. Tylko 21 punktów. Nie jest to budujący rezultat, ale na tyle nas było stać. W okienku transferowym nie uzupełniliśmy składu. Działacze twierdzą, że nie było pieniędzy, ale nie wiem, dlaczego ich nie szukano. Najlepiej rozłożyć ręce i powiedzieć „nie ma”. Bandy są oblepione reklamami, na afiszach jest 30 firm, a zarząd płacze, że pieniędzy „nie ma”. Sytuacja ekonomiczna w kraju jest trudna, ale ten sport nie kosztuje 10 mln złotych. Miasto zdeklarowało pół miliona i trzeba było znaleźć drugie pół, a jakość drużyny poprawiłaby się.

Tekst Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama