15.02.2012 | Czytano: 963

Grać w jednej drużynie

- Nie łapmy się za gardła – apelował wiceburmistrz Eugeniusz Zajączkowski. - Nie kłóćmy się. Skonsolidujmy środowisko w celu uratowania hokeja. Własne animozje niech nie biorą góry – dorzucał radny Jacenty Rajski. To najlepsze konkluzje do ponad 2-godzinnego spotkania Komisji Sportu w temacie „Stan i perspektywy MMKS Podhale”.

Hokejowe środowisko nadal nie gra w jednej drużynie, a tylko w ten sposób można uratować hokej. Spotkanie momentami przeradzało się w osobiste wycieczki, w dodatku nie w temacie.

– Co ja mam powiedzieć chłopakom? – pytał zdenerwowany Jarek Różański. – Rozmawiamy, rozmawiamy, a cały czas jesteśmy w tym samym miejscu. Czy będą zaległe pieniądze? Po co mamy narażać swoje zdrowie, skoro słyszę, że drużyny nie będzie? W grudniu miałem propozycję z innego klubu, mogłem odejść. Mam zapewnienia większości zawodników, którzy teraz grają w obcych klubach, że wrócą, ale muszą mieć do czego wracać.

- Jakie gwarancje dajecie, że utrzymacie się? – zaatakował zawodnika, radny Łapsa. – Zrobimy wszystko, żeby się utrzymać – zdeklarował popularny „Różak”. – Ja z okrętu na pewno nie ucieknę. Nie wiem jak chłopcy, do których wrócę z niczym.

- Przysłuchuje się i dziwię się, że obcy ludzie bardziej walczą o klub z 80-letnią tradycją, niż rodowici nowotarżanie. Ci siedzą z założonymi rękoma – zabrał głos jeden z kibiców, który jak twierdzi jest z Zakopanego, ale żadnego meczu „Szarotek” nie opuszcza, więcej ściąga znajomych z okolicznych miejscowości, zaraża ich hokejem.

W tym stwierdzeniu jest dużo prawdy. Tak było od początku powstania klubu, który zresztą zakładali napływowi ludzie. Doprowadzili go do świetności, ale jak zauważył Marcin Ozorowski, wtedy to były inne czasy. - Kiedyś sport to było serce, teraz rządzi nim pieniądz – trafnie zauważył. Ot, brutalna prawda.

Miał też rację, mówiąc, iż hokej jest mało medialny. Jest słabym nośnikiem, by przynosić wielkim firmom wymierny efekt. Ale to już rola związku, który może szczycić się tym, iż z roku na rok liczba klubów maleje. W ostatnim roku z mapy znikł Stoczniowiec i Naprzód, a zanosi się, że może zniknąć kuźnia hokejowych talentów, Podhale.

- Związek powinien być jak ojciec i ratować swoje dziecko – twierdzi wiceburmistrz, Eugeniusz Zajączkowski. – Nie powstał dla samego siebie. Niech zajmie się dramatyczną sytuacją nowotarskiego hokeja. W poprzednim kryzysie ściągnęliśmy zarząd PZHL na czele z Zenonem Hajdugą. Teraz proponuję to samo. Dajmy pozytywny sygnał, że chcemy hokeja. Niech otrzymamy przynajmniej wsparcie moralne.

Padły głosy, że na nic to się zda, gdyż w Związku są nowotarżanie i najbardziej brużdżą klubowi. Ponadto na maj rozpisane są wybory i być może nowi ludzie nim pokierują. Wiceburmistrz jednak się upierał przy swoim.

– Najlepiej zrobić spółkę z miastem, ale radni nie będą mieli odwagi, by wykupić 100% akcji – kontynuował wypowiedź. – Spółka, ale z określonym partnerem. Dzisiaj miasto jest generalnym sponsorem klubu, o czym sami sternicy klubu informują.

- Jeśli otrzymamy wsparcie od miasta to znajdzie się sponsor – przekonywał członek zarządu MMKS, Andrzej Zając. – Zróbmy pierwszy krok, miasto plus drobni przedsiębiorcy, dopóki nie znajdzie się sponsora. Powołanie spółki będzie niebawem wymogiem, by grać w PLH. Klub, by sprawnie funkcjonował we współczesnych realiach musi mieć profesjonalną kadrę menadżerską – dodawał olimpijczyk, Marek Batkiewicz, przewodniczący Komisji Sportu.

- Nasi rywale o utrzymanie mają 5 mln. budżet, więc nie zasłaniajcie się kryzysem ekonomicznym. Jakoś sobie poradzili. W innych ośrodkach miasto pomaga w znalezieniu sponsorów – włączył się do dyskusji kibic, któremu zarzucono, że Stowarzyszenie Kibiców powinno zadbać o liczniejszą widownię. – Jak ściągnąć ludzi do tak zimnej hali, gdzie szron jest na krzesełkach, zamarznięte są drzwi wejściowe. Ta hala to pomnik – zripostował.

- Co robi klub, by egzekwować pieniądze od firm? – pytał Jacek Kubowicz. - Bandy są oblepione reklamami, na afiszach jest 30 firm, a pieniędzy „nie ma”. Wyceniamy się na 5 tysięcy złotych?

- Tyle jesteśmy warci, ile nam dadzą. Grzech odrzuć 5 tysięcy złotych, jak w klubie się nie przelewa – ripostował prezes MMKS, Mirosław Mrugała.

Z pustego i Salomon nie naleje – to świetne przysłowie. Zawodnicy żyją ze stypendiów. Klub zaś czeka na umorzenie 67 tys. przez źle wypełniony wniosek ( rozbija się o słowa wynagrodzenie – stypendium) – Zdaję sobie sprawę, że nie stać klub na zwrot tych pieniędzy. Jestem przychylnie ustosunkowany do wniosku. To sprawa honorowa, procedura trwa – powiedział burmistrz, Marek Fryźlewicz.

Naczelnik Marcin Jagła poinformował, iż wczoraj otwarty został konkurs na zadania sprzyjające rozwojowi sportu na terenie Nowego Targu, w wysokości 100 tys. zł. i czeka na wnioski.

- Ile własnych udziałów w żywej gotówce załatwił klub? - pytał Eugeniusz Zajączkowski. - 700 tys. zł. – podła odpowiedź z ust prezesa. - Potraficie je udokumentować. Idę o zakład, że klub ma znaczące długi – przyjmował Eugeniusz Zajączkowski. – 150-200 tysięcy złotych. W naszym budżecie ujęte było pół miliona obiecane przez miasto. Wpłynęło ca 300 tys. Brakuje 200 tys. To główny problem zadłużenia. Drużyna to nie tylko wypłaty, ale także sprzęt, transport, podatki… Koszt klubu wynosi ponad 673 tys. – wyjaśniali sytuacje prezes z Andrzejem Zającem.

- Czy po dymisji nie zostawicie zadłużenia? – dopytywał wiceburmistrz.

- Jest opcja dokończenia kadencji, ale nie z pierwszą drużyną – zapowiada Mirosław Mrugała. – Ekstraklasa musi być wyjęta ze struktur, w obecnej nie ma szans istniała. Celem tego zarządu nie była pierwsza drużyna, lecz praca z młodzieżą. Jeśli zostaniemy dłużej, to wywiążemy się z zobowiązań.

- Trzeba jak najszybciej ustalić, co dalej z naszym hokejem? – zabrał głos prezes Old Boys Podhale, wieloletni prezes Podhala, Tadeusz Japoł. - Sezon się kończy, a nowy za pasem. W maju może być za późno. Nie będzie pierwszej drużyny, nie będzie hokeja w mieście. Młodzież już z takim entuzjazmem jak drzewiej nie garnie się do hokeja. Kto ma zająć miejsce obecnego zarządu? Jeśli nie będzie ludzi do objęcia schedy, to może wkroczyć kurator, czyli kolejne pół roku z głowy. Podobnie jak i po sezonie.

Spotkanie zakończyło się zapowiedzią powołania grup roboczych, które opracują podstawy działania. Tematy w wąskim gronie będą omawiane. Wszyscy kibice „Szarotek” z wypiekami na twarzy oczekują na efekty tych prac. Oby nie do lata, bo wtedy będzie już za późno.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama