21.01.2012 | Czytano: 952

Festiwal goli

Prawdziwy festiwal bramkowy zademonstrowali hokeiści Podhala i Sanoka, strzelając 13 goli. Wydawać by się mogło, że mecz był porywającym widowiskiem i kapitalną grą napastników. Do atakujących nie można mieć większych zastrzeżeń, ale takie należy kierować pod adresem dziurawych obron i błędów bramkarzy, szczególnie w pierwszej tercji, w której padło siedem bramek.

Gdyby ktoś pierwszy raz wybrał na mecz i dowiedziałby się, że  toczy się pomiędzy liderem i kandydatem do mistrzowskiej korony, a zespołem zamykającym tabelę i walczącym o ligowy byt, to nie uwierzyłby. Byłby zaskoczony. Jednak na nudę nie mógł narzekał, z powodu ilości goli. Większość strzelonych bramek była pokłosiem nieporadności obydwu zespołów. Choćby gol W. Bryniczki, po wyjściu Odrobnego z bramki i zagraniu wprost na kij nowotarżanina.

- Były błędy – przyznaje trener Podhala, Jacek Szopiński. – My zdobywaliśmy bramki z kontry, a Sanok dwa razy zaskoczył nas strzałami z daleka, a raz Malasiński uciekł obrońcy i wykorzystał sytuację sam na sam. Skuteczność z obu stron była duża. Później bramkarze bronili już lepiej.

- Wyszliśmy słabo skoncentrowani. Jakbyśmy wygrali ten mecz już w szatni - mówi trener sanoczan, Marek Ziętara. – Wiadomo, jakie jest Podhale, gdy poczuje, że można nawiązać walkę. Nie odpuszcza, a my byliśmy ustawieni w pozycji goniącej. Było nam ciężko.

- Świąteczna tercja – skomentował Krzysztof Zapała. – Ona zdecydowała, że szło nam jak po grudzie. Była wymiana, gol za gol. Podhale złapało rytm, a są przecież tam chłopaki, którzy potrafią grać w hokeja i strzelać gole. Wyrównaliśmy, objęliśmy prowadzenie i wydawało nam sie, że już wskoczyliśmy na właściwy tor, a tymczasem zostaliśmy kolejny raz skontrowani.

W przerwie trenerzy musieli nieźle zrugać zawodników za grę w tyłach, bo gole zaczęły padać z mniejszą częstotliwością. Żadna ze stron nie posiadała wyraźnej przewagi. Typowanie zwycięzcy na kilka minut przed ostatnim gwizdkiem przypominało obstawianie ruletki. Gole padały na przemian, w dziwnych okolicznościach, chociaż trzeba przyznać, że były też takie, które zrywały „pajęczyny” z bramek. W drugiej tercji sędzia nie uznali gola dla Podhala na 5:3, a odesłał Bombę na ławkę kar. Wtedy gospodarze wyrównali na 4:4.

Mecz z powodzeniem mógł się zakończyć wygraną gości, a co najmniej zdobyciem jednego punktu. „Szarotki” prześladuje jednak 59 minuta i 51 sekunda. W niej Jastrzębie doprowadziło do dogrywki, w niej Sanok zdobył zwycięskiego gola. Zapała był tym, który pogrążył młodszych kolegów.

- Nie mam litości dla młodych kolegów? Takie jest życie. Teraz wykonuję robotę dla Sanoka – powiedział zdobywca zwycięskiej bramki. – Zamknąłem oczy i wpadło. Było dużo szczęścia.

Wcześniej, w 55 min., Vitek nie wykorzystał rzutu karnego. Trzeba przyznać, iż w końcówce, gdy punkty zaczęły się oddalać od sanoczan, rzucili się do szaleńczych ataków. Wtedy z ogromnym wyczuciem i szczęściem bronił Niesłuchowski.

- To wielki skandal, co sędzia zrobił nam w końcówce meczu – pieklił się Jacek Szopiński. - Czyste wejście ciałem Różańskiego potraktował, jako faul i kazał nam grać w trójkę. Sanok 9 sekund przed końcem zdobył zwycięskiego gola. Mam piętnastu chłopaków, którzy walczą, zostawiają serce na lodzie, a ktoś nieodpowiedzialną decyzją niweczy to wszystko. Nie zasłużyliśmy na przegraną. Zasłużyliśmy nie tylko na remis, ale wygraną. Zaczęło się w drugiej tercji, kiedy Bomba był podcinany i trącił kijem sanoczana. Arbiter zareagował na krzyk równo ze zdobyciem przez nas bramki. Prowadzilibyśmy wtedy 5:3, a tak gospodarze doprowadzili do wyrównania. Zagraliśmy dobre spotkanie. Cały czas graliśmy na styku. Świetnie graliśmy taktycznie rozbijając ataki rywala w strefie środkowej i wyprowadzaliśmy zabójcze kontry. Liczyliśmy na dogrywkę, gdy Różański ciałem zaatakował sanoczana na niebieskiej linii. Czysto, a sędzia to zakwalifikował, jako faul.

- Nie będą komentował tej decyzji. Czy był faul, czy go nie było – mówi Marek Ziętara. – Dostałem przewagę, wziąłem czas i wykorzystaliśmy ten moment. Sędziowanie jest takie, jakie jest.

Ciarko Sanok – MMKS Podhale Nowy Targ 7:6 (3:4, 2:1, 2:1)
0:1 Szumal (Landowski) 1:39,
1:1 Mojžiš (Dronia, Zapała) 2:42,
2:1 Malasiński (Gruszka) 3:57,
2:2 W. Bryniczka (Neupauer) 4:30,
2:3 Neupauer (Kmiecik) 6:54,
3:3 Milan (Mermer, Radwański) 8:27,
3:4 Ziętara (Różański) 13:57 w przewadze,
4:4 Skrzypkowski (Milan) 27:38,
5:4 Malasiński (Gruszka, Dronia) 31:33 w przewadze,
5:5 Kmiecik (Neupauer, Michalski) 33:58 w przewadze,
6:5 Krzak (Vitek, Maciejewski) 47:30,
6:6 Różański ( Czuy, Ziętara) 47:55,
7:6 Zapała 59:51 w przewadze czterech na trzech.

Sędziowali: Wolas – Pilarski i Cudek z Oświęcimia.
Kary: 16 – 22 min.
Widzów 1000.

Ciarko Sanok: Odrobny – Mojžiš, Dronia, Vozdecky, Zapala, Kolusz – Rąpała, Kubat, Gruszka, Dziubiński, Malasiński – Skrzypkowski, Maciejewski, Vitek, Krzak, Strzyżowski – Radwański, Milan, Mermer. Trener Marek Ziętara.
MMKS Podhale: Niesłuchowski – R. Mrugała, Sulka, Różański, Czuy, Ziętara – W. Bryniczka, Łabuz, Kmiecik, Neupauer, Michalski – Landowski, Gacek, Bomba, Wielkiewicz, Szumal. Trener Jacek Szopiński.

Stefan Leśniowski

 

Komentarze







reklama