25.12.2011 | Czytano: 1013

Brutalna prawda o polskim hokeju

Z Andrzejem Słowakiewiczem, trenerem reprezentacji U20 w hokeju na lodzie, rozmawia Stefan Leśniowski.

- Czwarte miejsce dwudziestolatków w mistrzostwach świata trzeciej ligi, to powód do dumy czy niepokoju?
- Mistrzostwa obnażyły brutalną prawdę o naszym młodzieżowym hokeju. Pierwszy niepokojący sygnał był, gdy trzeba było skompletować zespół. Okazało się, że nie można wybrać 25 chłopaków z jednego rocznika. Reprezentację tworzyły trzy roczniki. Zaniedbania są w klubach, gdzie nie ma płynności grup wiekowych. To nie napawa optymizmem na następne lata. To przecież bezpośrednie zaplecze ligowe i seniorskiej drużyny narodowej. Dokładnie przeanalizowałem sytuację w klubach i w żadnym juniorzy nie zagrali sparingu w okresie przygotowawczym. Brak profesjonalnego treningu dwufazowego, wszystko odbywa się na zasadzie odfajkowania jednostki treningowej. Działa to na zasadzie TKKF-u. Nie ma profesjonalnego trenera dla młodzieży od 16 roku życia. O Nowym Targu mówiło się „kuźnia talentów”, ale to już przeszłość. Od trzech lat w Podhalu nie ma najmłodszej klasy sportowej. Trzeba zakasać rękawy i pracować, bo świat nam odjeżdża w zawrotnym tempie. Dzisiaj nawet w trzeciej lidze nie ma „kelnerów”. Ci, którym jeszcze niedawno łoiliśmy skórę, teraz są od nas lepsi. W tych krajach wyraźnie hokej poszedł do przodu, a u nas co roku robi krok, na nawet dwa wstecz. Wszystkie ekipy miały graczy ekstraklasowych, a nawet występujących w obcych ligach. Najlepszy zawodnik turnieju, Chorwat Borna Rendulic, na co dzień gra w Assat Pori. Dwaj jego koledzy w Bratysławie, a bramkarz w Zvoleniu. Kazachowie dysponowali czwórką graczy z KHL, a najlepszy bramkarz turnieju broni w Borys Astama. Tymczasem działacze klubowi w naszym kraju tylko dużo mówią i żądają, a powinni najpierw zrobić porządek na własnym podwórku. Przygotować młodzież do gry. Wtedy będą mogli wymagać i krytykować.

- Damian Kapica, Mateusz Michalski i Kamil Kalinowski to pierwsza trójka mistrzostw w punktacji kanadyjskiej. Czyli tak źle to chyba nie było?
- Indywidualnie mamy kilku graczy, ale nie mamy drużyny. Wspomniana trójka punktowała w jedynym tylko meczu. Na dziewięć goli, zdobyła osiem, ale spotkań było pięć w turnieju. W kolejnych zabrakło stabilizacji i pary, co powinno cechować klasowego dwudziestolatka. Brakowało drużynie odpowiedzialności i dyscypliny taktycznej. Hokej zmienił się. Kto w Popradzie ogląda KHL, to widzi, że przeszedł ogromną ewolucję. To, co pięć lat wstecz było efektywne, dzisiaj nie spełnia wymogów nowoczesnego i skutecznego hokeja. Gra na żywioł już dawno wyszła z mody. Teraz zaczyna się od własnej bramki. W cenie są gracze, którzy potrafią realizować założenia taktyczne.

- Czego zabrakło drużynie, by awansować do drugiej ligi?
- Mankamentów było mnóstwo. Byliśmy gorsi pod bramką przeciwnika, nie potrafimy bramkarzowi utrudnić skutecznej interwencji. Nie uwalniamy się, nie szukamy optymalnej pozycji, wszystko jest na stojąco i o ułamek sekundy za wolno. Wszystko, co robimy, jest łatwe do rozszyfrowania. Mieliśmy problemy z czytaniem i czasem gry, z wyjściami na pozycję w odpowiednim momencie. Obrona zaczyna się od ataku i odwrotnie. Obrońcy rywali potrafili błyskawicznie rozegrać krążek, podać w tempo, uruchomić długim podaniem partnera, my, wywozimy krążek z tercji. Nie umiemy w środkowej strefie zabezpieczać własnej tercji i wyprowadzać szybkich kontr. Z kolei w tercji rywala nasi gracze za dużo kiwali, puszczali „gumę” pod nogą, tracili ją i nadziewaliśmy się na kontrataki. Pracowaliśmy nad poprawą tych elementów, ale trzy tygodnie to za mało, by oduczyć nawyków. Tego powinno uczyć się latami, tymczasem u nas w klubach nie ma treningów indywidualnych. W klubach zagranicznych podczas obozów każdy tydzień poświęcony jest pracy nad innymi elementami - jazda na łyżwach, operowanie kijem, walka pod bandą … Dopiero na tej bazie buduje się zespół. Jeśli zawodnik stoi twarzą do bandy, to obowiązkiem jest agresywnie go zakatować, zmusić do błędu. Natomiast jak się odwrócił, to automatycznie powinno się przejść do systemu obronnego 1-4. U nas to nie zadziałało. Brakowało grania na swojej pozycji. Jeden się spóźnił, drugi źle dograł... Taktyczne zadania gracze wypełnili w 50-60%, wystarczyło, by w 80%, a rezultaty byłyby inne.

- Jak ocenisz graczy Podhala?
- Mrugała bronił słabo. Miał skuteczność 90,38%, ale nie ma się co dziwić, gdyż brak mu ogrania w klubie. Bronił jak umiał. Michalski był najlepszym napastnikiem podającym. Materiał na dobrego hokeistę, ale musi poprzeć to indywidualną pracą. Kapicę stać na więcej niż pokazał. Zjawił się 4 dni przed mistrzostwami, wcześniej leczył kontuzję i zabrakło mu sił na pięć spotkań. Zarotyński uczy się w SMS, był o rok młodszy i trudno było od niego wymagać coś wielkiego. Zagrał na swoim poziomie.

- Namalowałeś czarny i niezbyt optymistyczny obraz rodzimego hokeja. Czyżby był to jego zmierzch?
- To fakt, iż kolorowych odcieni w nim nie ma. Nie może ich być skoro młodzież Podhala, która ma w swoim dorobku tytuły mistrza Polski od seniorów po juniorów młodszych w PLH reprezentuje poziom na ostatnie miejsce. Z takim potencjałem, chyba nie zapomniała grać w hokeja? W klubach musi się zacząć profesjonalna praca od podstaw, z fachowcami, a nie ludźmi z łapanki.

Komentarze







reklama