08.12.2011 | Czytano: 1002

Jestem odpowiedzialnym człowiekiem

Z Mirosławem Mrugałą, prezesem MMKS Podhale Nowy Targ, rozmawia Stefan Leśniowski.


- Kibice krzyczą: „Mrugała musi odejść”. Co pan na to?
- Takie prawo kibica. Nie ma wyników, więc jest niezadowolenie. Kibice jednak o wielu rzeczach nie wiedzieli. Założyli stowarzyszenie, spotkaliśmy się z nimi, wyjaśniliśmy sobie kilka spraw i nastąpiła zmiana nastrojów na trybunach.


- Czy choć przez chwilę myślał pan o dymisji?
- Rozważałem taką możliwość. Dla mojej rodziny, pracy zawodowej byłoby dobrze, gdybym zrezygnował. Jestem jednak odpowiedzialnym człowiekiem i nie mogłem podjąć takiej decyzji w trudnym okresie dla klubu. Moja rezygnacja jeszcze bardziej skomplikowałaby sytuację. Zostawiłbym wielu ludzi na pastwę losu. W myśl statutu po miesiącu można byłoby zwołać nadzwyczajne „walne” zgromadzenie, ale przez ten okres w zawieszeniu byłyby procedury statutowe, w tym podpisy bankowe. To byłby gwóźdź do trumny. Po wyborze zadaniem zarządu nie było prowadzenie pierwszej drużyny. To niespodziewanie spadło na nas. Nikt wtedy nie zdawał sobie sprawy, jakie to trudne przedsięwzięcie, tym bardziej, gdy mało jest pieniędzy. Nie wiem czy drugi raz zdecydowałbym się na taki krok. Co zrobię w marcu? Trudno odpowiedzieć, ale nie tylko ja, ale grupa ludzi, która podjęła się społecznej pracy, czuje się zmęczona. Mam jednak nadzieję, że uda nam się otworzyć nowy etap współpracy z miastem. Uważam, że nie powinna być na etapie stypendiów. Pieniądze mogłyby być kontrolowane przez ludzi z miasta. Może mają inne spojrzenie, inne lepsze pomysły na budowę drużyny? W niedalekiej przyszłości nieuniknione jest powołanie spółki, bo większość klubów już je tworzy. To zmusza nas do innych działań.


- Ponoć burmistrz nosi się zamiarem zawieszenia stypendiów, z powodu słabych wyników sportowych?
- Dostaliśmy pismo od burmistrza, ale nie ma w nim mowy o zawieszeniu stypendiów na przyszły rok. Są tylko zapytania czy w klubie zaszły jakieś zmiany, z kim rozwiązaliśmy umowę itp. Informacje proceduralne, które zdarzają się na koniec roku. Mamy 7 dni na odpowiedź. Nie chcemy działać pochopnie. Musimy porozmawiać z chłopakami, bo nie ukrywam, że jest kilku młodych, którzy są w orbicie zainteresowań trenera. Mam na myśli Wielkiewicza, który swoimi występami udowodnił, że warto w niego inwestować. By zdopingować go do pracy, trzeba znaleźć dla niego środki finansowe. Dokonać zmian w systemie stypendialnym.


- Wyniki sportowe niepokoją.

- Nas również. Nie ukrywam, że są głosy w zarządzie domagające się zmiany trenera. Usiedliśmy z ludźmi, którzy historycznie i sercem związani są z Podhalem i zastanawialiśmy się, kto mógłby poprowadzić zespół. Okazuje się, że jest bardzo wąskie grono. Trener z zewnątrz, to kwestia dodatkowych pieniędzy. Podobnie ma się sprawa z zawodnikami. Gramy tym, czym dysponujemy. Nikt nie pozbyłby się Kolusza, Malasińskiego, Dziubińskiego gdyby były pieniądze. Zmuszeni byliśmy postawić na ludzi, którzy w innej sytuacji finansowej nie mieliby miejsca w drużynie. Otrzymali dar losu, ale nie wszyscy go wykorzystali. Brak rywalizacji sprawił, iż niektórzy nie poczynili postępów. Grają słabiej niż przed rokiem. Zmiany w kadrze zawodniczej i trenerskiej są konieczne.


- Czyli wietrzenie szatni?

- Nie chciałbym tego tak nazwać. Trzeba się zastanowić, czy z niektórymi ludźmi jest sens dalszej współpracy. Statystyki nie kłamią.

- Na dniach ma pojawić się sponsor generalny, tak przynajmniej zapowiadał rzecznik prasowy.
- Nie chciałbym wychodzić przed szereg. To nie my prowadzimy rozmowy, lecz osoba, która zajmuje się tym zawodowo. We wtorek wraca z zagranicy i zapoznamy się ze szczegółami negocjacji. W to miejsce uderzały już inne hokejowe kluby, ale nie tylko w tym jednym kierunku działamy. Rozmowy długo się toczą i czasami niekoniecznie kończą się żywą gotówką.


- A taka jest potrzebna na wzmocnienia, które są potrzebą chwili.
- Oczekiwania nowych graczy są w granicach 100 tysięcy złotych na cztery miesiące. To spore pieniądze, gdy ich jest mało, gdy pojawiają się poślizgi. Decyzja o ich zatrudnieniu jest trudna i nie mam zamiaru sam jej podejmować. Kilka osób musi wziąć odpowiedzialność na swoje barki.


- Z kim jesteście po słowie?
- Nie mam pamięci do nazwisk i nie jest to złośliwość z mojej strony. Negocjacje przeprowadzano z Finem, który grał w NHL i DEL, a który jest po kontuzji i jest wolnym graczem. Kontakt z nim ma Czuy, który wyraził się o nim, że jest lepszym zawodnikiem od niego. Jeśli nawet nie jest w optymalnej formie, to na polskie warunki byłby dużym wzmocnieniem. Była sprawa czeskiego i słowackiego obrońcy (Kadłubiak – przyp. SL), ale mają aktualne kontrakty, które nie pozwalają na zmianę barw. W orbicie zainteresowań jest też Białorusin (obrońca, były reprezentant – przyp. aut.). Brakuje nam bramkostrzelnego napastnika. Strzelanie goli przychodzi nam z wielkim trudem, a łatwo je tracimy. Rajski ma duże wahania formy. Wyśmienicie bronił z Tychami, ale z Cracovią miał kłopoty. „Pasy” oszałamiającego hokeja nie grały.


- Podhale utrzyma się w lidze?
- Chciałem się nawet założyć, że w obecnym stanie personalnym, jesteśmy w stanie pozostać w lidze. Sport to jednak loteria i nie zawsze z boiska schodzi się z podniesioną głową, mimo iż jest się lepszym.
 

Komentarze







reklama