02.12.2011 | Czytano: 1090

Show Rajskiego

Chyba nikt nie spodziewał się, że tyszanie (nawet w niekompletnym składzie) będą mieli tak trudną przeprawę z „czerwoną latarnią” tabeli. Nawet mając problemy kadrowe. Natrafili jednak na świetnie dysponowanego Rajskiego. Golkiper „Szarotek” wyczyniał cuda między słupkami. Zwijał się jak w ukropie, bo gospodarze go nie oszczędzali. Próbowali go pokonać strzałami z bliska i daleka.

W pierwszej tercji łapał krążki do „raka” jak muchy po uderzeniach Jakeša, Bagińskiego, Csoricha, Galanta i M. Kozłowskiego. Szczególnie interwencja po strzale Bagińskiego zachwyciła widzów. Szkoleniowcy Podhala zdawali sobie sprawę, że w otwartej grze ich podopieczni nie mają zbyt wiele szans, bo wszystkie atuty są po stronie wicemistrzów kraju, toteż zalecili zawodnikom postawę defensywną z szybkim wyprowadzaniem krążka od któregoś z graczy operujących w strefie neutralnej. Okazało się, że kontry nowotarżan były bardzo groźne i w kilku przypadkach nosiły zarodek bramki. Czuy (7 min.), Kmiecik (8 min.) i Łabuz (18 min.) próbowali pokonać Sobeckiego.

W drugich 20 minutach scenariusz się nie zmienił. Z tym tylko, że 24 minucie gospodarze pokonali Rajskiego. Witecki zdecydował się na rajd przez dwie trzecie lodowiska. Żaden z Podhalan mu w tym nie przeszkodził, również Rajski go nie powstrzymał. Trafił pięknie pod poprzeczkę. Fani tyskiej drużyny byli przekonani, że gol ten złamie górali i kolejne trafienia będą jedynie kwestią czasu. Mylili się. Rajski nadal był dla nich trudną zaporą do sforsowania. Tyszanie do końca drugiej odsłony nie potrafili już udokumentować bramkami swojej przewagi, a sytuacji mieli mnóstwo. Nie trafili - Bagiński, M. Kozłowski, Kotlorz i Witecki. W 29 minucie Rajski obronił najpierw strzał DaCosty i dobitkę Woźnicy. Chwilę później T. Kozłowski nie trafił do pustej bramki, a słupek przyszedł w sukurs Rajskiemu po strzałach Bagińskiego i Woźnicy. Tyszanie nie wykorzystali też 40 i 86 - sekundowych podwójnych przewag. Podhale sporadycznie zatrudniało Sobeckiego, jeśli już to strzałami z dystansu.

Cierpliwość Podhala została nagrodzona w 52 min. W. Bryniczka, który wcześniej kilka razy próbował zaskoczyć Sobeckiego strzałami z dystansu, tym razem znalazł na niego sposób. Po bramce w poczynania gospodarzy wkradł się chaos i byli bliscy stracenia kolejnego gola. Losy meczu rozstrzygnięte zostały w 4 minucie dogrywki. Bramkę na wagę dwóch punktów zdobył Woźnica, padając na lód.

- Oddal strzał życia – mówi trener Podhala, Jacek Szopiński. – Czuje pewien niedosyt, bo w trzeciej tercji mieliśmy więcej sił, stworzyliśmy więcej sytuacji, ale nie udało się zdobyć decydującego ciosu. W ostatniej akcji meczu Różański wyszedł na czystą pozycję i był faulowany. Sędzia udał, że nie widział, podobnie jak w dogrywce, gdy na lodzie było pięciu tyszan. Nas karał na potęgę. Dwukrotnie graliśmy w podwójnym osłabieniu.

Podhale w niedzielę miało rozegrać rewanżowe pucharowe spotkanie z Sanokiem, ale – jak podał zarząd – nie rozegra w związku z trudną sytuacją kadrową. – Kontuzje i choroby przetrzebiły nam skład. Z Tychami z urazami grał Czuy, Łabuz, Jastrzębski i Sulka – tłumaczy trener.

GKS Tychy – MMKS Podhale Nowy Targ 2:1 (0:0, 1:0, 0:1; 1:0)
1:0 Witecki 23:55,
1:1 W. Bryniczka (Bomba, Kmiecik) 51:43,
2:1 Woźnica (Jakeš, Bagiński) 63:45.

Sędziowali: Pachucki (Gdańsk) – Cudek, Pilarski (Oświęcim).
Kary: 8-26 min.
Widzów 1000.

Tychy: Sobecki – Csorich, Jakeš, Bagiński, DaCosta, Woźnica – Kotlorz, Majkowski, M. Kozłowski, Galant, T. Kozłowski – Ciura, Wanacki, Przygodzki, Sośnierz, Banachewicz – Mejka, Bigos, Witecki, Sowa. Trener Jacek Płachta.
MMKS Podhale: Rajski – K. Kapica, Sulka, Ziętara, Różański, Czuy – W. Bryniczka, Łabuz, Kmiecik, Neupauer, Bomba – Landowski, Cecuła, Szumal, Jastrzębski, Michalski – Ćwikła. Trener Jacek Szopiński.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama