22.09.2011 | Czytano: 973

Zmienić mentalność

Z kapitanem „Szarotek”, Rafałem Dutką rozmawia Stefan Leśniowski

- Kapitanie, co sie dzieje?
- Zdajemy sobie sprawę, że przegraliśmy pięć spotkań i początek sezonu nie jest taki, o jakim marzyliśmy my i nasi kibice. Uważam jednak, że kiedyś zła passa musi się skończyć. Gramy z każdym przeciwnikiem na kontakt. Żaden nas nie „rozklepuje”, musi wylać mnóstwo potu, by z nami wygrać. Tak było z Cracovią, Jastrzębiem i Tychami. Niektóre osoby spisały nas na starty, że tylko cudem możemy wygrać z możnymi tej ligi. Przykro to słuchać, ale cuda się zdarzają. Nie jesteśmy słabsi od innych i wierzę, że kiedyś i nam zaświeci słoneczko.

- Co czułeś po przegranych meczach?
- Żal, że nie udało sie wykorzystać szansy, jaka pojawiła się z krakowianami, JKH czy Tychami. Z tym ostatnim przeciwnikiem byliśmy blisko remisu. Trzeba zdać sobie sprawę, że nie wszyscy są w optymalnej dyspozycji. By odnosić sukcesy, równo muszą grać wszystkie formacje. Jedna nie pociągnie. Są w zespole zawodnicy doświadczeni, którzy wiedzą, o co w hokeju chodzi i są przekonani, że forma musi nadejść.

- Trudno być kapitanem w takim momencie jak teraz?
- Wiadomo, że inna sytuacja jest, kiedy wygrywamy, a inna, gdy sie przegrywa. Ciężko się rozmawia po takiej serii porażek. Głowy w szatni są spuszczone. Sam jestem załamany i tak naprawdę nie wiem, co w takiej sytuacji mam powiedzieć. Niemniej staram się mobilizować chłopaków. Jastrzębie w ubiegłym sezonie również miało fatalną rundę. Przegrało wszystko, a potem pozbierało się i znalazło się w czwórce. Nie możemy się załamywać. Musimy wierzyć, że będzie lepiej.

- Znaleźliście przyczynę przegranych spotkań?
- Dużo rozmawiamy z chłopakami na ten temat. Doszliśmy do wniosku, że wszystko tkwi w naszych głowach. Siły mamy wystarczająco dużo. Fizycznie nie ustępujemy rywalom. W Oświęcimiu prowadziliśmy po pierwszej tercji, a zaraz po przerwie straciliśmy dwa gole. Dodajmy frajerskie, bo grając w przewadze. Od tego momentu przestaliśmy grać. Tak było w poprzednich spotkaniach. Coś blokuje naszą psychikę. Głowa przestaje pracować, to nogi nie „podają”. Grać musimy do końca, a nie zadawalać się prowadzeniem na początku meczu. Z tyszanami nie byliśmy w ostatniej tercji zespołem słabszym. W niektórych momentach nawet lepszym. Była ogromna szansa, by to spotkanie przeciągnąć na swoją stronę.

- Gdy rozglądasz się w szatni po kolegach, to widzisz przesłanki ku temu, by było lepiej?
- Do każdego meczu przystępujemy z zamiarem wygrania, dania z siebie sto procent, a nawet więcej. Po meczu mamy spuszczone głowy, ale już nazajutrz pełen entuzjazm, by zmienić bieg rzeczy. Przykro jest przegrywać, tym bardziej, gdy na lodzie zostawiło się serducho. Jest w nas złość. Musimy zmienić mentalność. Powinniśmy wychodzić na lodowisko z podniesionymi głowami, piersią wypiętą do przodu i pokazać rywalom, że to my jesteśmy lepsi od przeciwnika i nie da nam dzisiaj rady.

- To takie amerykańskie podejście. Czym zachęcisz fanów, by uwierzyli w Was?
- Zapewniam, że nie złożymy broni, grać będziemy do końca. Pokażemy góralski charter. To, że w pewnych momentach tracimy głowę, nie znaczy, że tak będzie wiecznie. Wiara musi być naszym mottem przewodnim w tym sezonie. Bez niej nic nie zdziałamy. Potrzebujemy jednego punktu, by przełamać niemoc. Wierzę, że karta wtedy się odwróci.

 

Komentarze







reklama