12.09.2011 | Czytano: 1618

Niechciany wicemistrzem świata (+zdjęcia)

AKTUALIZACJA !! Mateusz Polaczyk, wychowanek Pienin Szczawnica, został wicemistrzem świata w kajakach jedynkach podczas mistrzostw świata rozgrywanych na torze w Bratysławie. To największy sukces w karierze tego zawodnika, który równocześnie wywalczył sobie prawo startu w igrzyskach olimpijskich w Londynie.

- Medal Mateusza jest pierwszym w historii polskiego kajakarstwa w tej konkurencji – informuje mistrzyni świata, Maria Ćwiertniewicz. - Czekaliśmy na niego bardzo długo, bo od 1973 roku, kiedy to Wojciech Gawroński wypływał brązowy medal. Przez kolejne lata zdobywaliśmy medale w zespole, ale nigdy indywidualnie. 11 września 2011 roku przeszedł do historii. Mateusz, który miał podzielić los brata Grzegorza i na wniosek zwierzchnika nie wystartować, zrobił trenerowi i działaczom związku ogromnego psikusa. Nie wiem jak się teraz czują, ale przy medalu wszyscy się grzali. Jak to zwykle, sukces ma wielu ojców (vide zdjęcia), a porażka jest sierotą. Niewystawienie Mateusza byłoby straszliwą pomyłką. Pomyłką było niewystawienie Grzegorza. Już wielokrotnie w historii polskiego sportu medale zdobywali zawodnicy, delikatnie mówiąc niechciani. Podobnie jak Grzegorza, Mateusz również chciano się pozbyć z reprezentacji. Po wszystkich perypetiach, jakie przeżywaliśmy mamy medal, a wszystkie działania były skierowane, by w walce o kruszec i kwalifikację olimpijską pozostał jeden polski kajakarz. Wierzyłam mocno, że Mateusz weźmie rewanż i uskrzydlony tragedią Grzegorza będzie chciał się odgryźć. Pokazał góralską złość i charakter. Radości nie było końca. Ojca Krzysztofa wrzuciliśmy do wody, on wciągnął Joannę, a Mateusza cały team Polski rozkołysał i plusnął do wody. Ojcu Krzysztofowi spadł kamień z serca, a stoisko z kajakami produkcji ,,Polaczyk” było oblegane. Mateusz startował bowiem na kajaku rodzimej produkcji - model Tango-plus, nad którym osobiście współpracował z ojcem. Srebro to zasługa wielu. Największy Mateusza i ojca, który każdą chwilę spędzał z synem na treningach i szlifował technikę. Już w Bania Luce podczas mistrzostw Europy juniorów, gdzie Mateusz sięgnął po złoty medal, przepowiadano mu sukces na MŚ. Góral nie zawiódł. Polska zespołu nie wystawiła, na wniosek trenera, odsuwając Grzegorza od startu, a który bardzo cierpiał z tego powodu. Wszystko zostało w rodzinie. Mateusz osłodził gorycz ostatnich tygodni. W zespołach zawsze w historii polskiego kajakarstwa mieliśmy medalowe szanse i często je wykorzystywaliśmy. Mam nadzieję, że był to ostatni tego typu wniosek, który nie służy dobru kajakarstwa. Trener twierdzi, że zrobił to dla dobra kajakarstwa. Czekamy na olimpijskie medale, bo tego jeszcze nie mamy w konkurencji kajaków jedynek.

Oddajmy głos bohaterowi finałowego przejazdu. – Tego dnia świetnie czułem się fizycznie i psychicznie. Podszedłem do zawodów bez stresu, z dobrym nastawieniem. Pogoda nie była zbyt dobra. Z powodu wiatru zawody przekładano. Trzy dni nie miałem kontaktu z torem. Grzegorz nie mógł wystartować, ale gdyby stanął na starcie, to również popłynąłby w finale. Niemniej mocno mnie dopingował, podobnie jak cała rodzina. W decydującej rozgrywce popełniłem kilka błędów w górnym odcinku trasy i na 15. bramce. Dobry miałem skok i finisz. Po przeanalizowaniu przejazdu stwierdziłem, że mogłem lepiej popłynąć, szybciej co najmniej o 2 sekundy. Niemniej jestem zadowolony z medalu i kwalifikacji olimpijskiej. Wielka euforia zapanowała po moim starcie. Kąpiel w wodzie była obowiązkowa. Teraz czekają mnie 2-3 luźne starty z marszu, a po chwili odpoczynku, przygotowania do Londynu.

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Maria Ćwiertniewicz
 

Komentarze







reklama