12.08.2011 | Czytano: 1361

Kozak na motocyklu

- Nie skreślałbym go z walki o zwycięstwo. To kozak, który nigdy nie odpuszcza. Będzie walczył do samego końca. Startowałem z nim w Erzbergrodeo i dwie godziny po nim dotarłem do mety. To zostałeś w „blokach startowych”? Przecież dwie godziny trwał wyścig? Ale tylko dla Błażusiaka – to dialog jaki przeprowadzili komentatorzy ESPN America podczas X Game 17, gdy w finałowym biegu nowotarżanin, Tadeusz Błażusiak zamknięty został na pierwszym łuku.

To obrazuje jak bardzo cenione są umiejętności nowotarżanina na drugiej półkuli. Mieliśmy mnóstwa dowodów na to podczas 7-godzinnej relacji z X Game. Przymiotników określających „boską jazdę” Tadka Błażusiaka było tyle, że zajęłyby całą kolumnę gazety. Ten sportowiec jest bardziej doceniany i popularny w Ameryce, niż w swoim kraju. A przecież to najlepszy endurocrossowiec świata! Wygrał już wszystko co w tym sporcie było do wygrania. Dwa razy zwyciężył w mistrzostwach Ameryki. Obecną edycję w Los Angeles rozpoczął od zwycięstwa. Zrobił pierwszy krok, z siedmiu, w bitwie o trzecią koronę Ameryki. Zarazem został pierwszym zwycięzcą X Game.

„Polska złoty medal” – wykrzykiwał prowadzący zawody, podkreślając narodowość nowotarskiego górala. Aż ciarki po ciele przeszły. Można było czuć się dumnym. To przecież nasz rodak, jeden z nas. Pięć razy z rzędu wygrał Erzbergrodeo. Jest halowym mistrzem świata. Złotymi zgłoskami zapisał się już w historii tej dyscypliny sportu i wcale nie zamierza na tym poprzestać. Nadal chce bić rekordy, bo jak mówi, zwycięstwa go nie znużyły.

Jaka otoczka jest wokół mistrzów za Oceanem mogliśmy się przekonać z relacji „live” na ESPN America z motocyklowej olimpiady. Jeden z obserwatorów humorystycznie stwierdził, iż mistrz wyskakuje nawet z lodówki. Wywiady, pokazy zawodników w akcji, najlepsze ujęcia, sytuacje najbardziej mrożarce krew w żyłach. Podane w taki sposób, że nawet oglądający pierwszy raz ten sport, od razu staje się zagorzałym jego fanem.

Mimo, iż Tadeusz rywalizował głównie w Amerykanami, to kciuki ściskali za niego również amerykańscy fani tego sportu. Dlaczego? – Jego jazda to poezja. On i motocykl to jak świetnie rozumiejące się małżeństwo. Bez słów. Takiej klasy zawodnika nie można nie docenić, mimo iż nie jest Amerykaninem. Jest po prostu the best – wyjaśniał jeden z widzów.

Najbliższy weekend znowu będzie nieprzespany. Obowiązkowo trzeba śledzić kolejną walkę „Taddy’ego”. Rywalizacja przenosi się na północ do Everett w Waszyngtonie, do hali Comcast Arena.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama