28.07.2011 | Czytano: 1826

Koczowniczy żywot (+zdjęcia)

Niemal rok temu podhalańscy kajakarze górscy sięgali po medale mistrzostw Europy na torze w Bratysławie. Wydawało się, że sukcesy otworzą naszym góralom drogę na światowe salony. Były wtedy problemy, ale wydawało się, że w blasku sukcesów zostaną rozwiązane. Tymczasem nic z tego – pisze mistrzyni świata, Maria Ćwiertniewicz, które obecnie na stałe mieszka w Wiedniu. Chłodnym okiem patrzy i ocenia to co się dzieje w polskich kajakach. A dobrze się nie dzieje.

- Rok 2011 jest na czerwono zapisany w kalendarzu i oby był w biało –czerwonych barwach na torze kajakowym w Bratysławie podczas mistrzostw świata, a zarazem w zdobywaniu kwalifikacji olimpijskich – pisze dalej Maria Ćwiertniewicz. - Najlepsi zawodnicy sprawdzają siły w Pucharze Świata, mistrzostwach Europy, ale są i tacy, którzy nie są objęci szkoleniem centralnym. Spędziłam kilka dni na torze w Cunovie i usiłowałam jakoś przeżyć z grupką zawodników ignorowaną i niedocenianą przez PZKaj, nie braną pod uwagę, z różnych względów przez trenerów, a o towarzystwie wzajemnej adoracji to po prostu brak mi słów. Napatrzyłam się i nasłuchałam o problemach, które wydawało mi się, że częściowo znam. Zawodnicy mają ogromny żal do zarządu i przedstawicieli związku na czele z wiceprezesem Zbigniewem Kudlikiem, który od dziesiątków lat dba zwłaszcza o swój dobry wizerunek, sędziego międzynarodowego. Jemu nie chodzi o dobro naszej dyscypliny, lecz o pobicie rekordów uczestnictwa w igrzyskach olimpijskich. Jak mnie pamięć nie myli, to będą to już jego piąte igrzyska olimpijskie w roli arbitra. Nie zapomnimy ci „prezesie wzajemnej adoracji” srebrnego medalu, który odpłynął osadzie Marcin Pochwala – Piotr Szczepański w mistrzostwach Europy w Hiszpanii. Jesteś od lat mało skuteczny. Nie stanąłeś po stronie zawodników, jakbyś zapomniał, że twoim obowiązkiem jest bronić w słusznej sprawie polskich barw. Łatwiej przejść przez życie dziesiątki lat na koszt podatników nie wadzić nikomu i zaliczać rożnej rangi zawody, czasami jako sędzia główny. Muszę przyznać, iż tego się najbardziej obawiamy, bo znamy powiedzenie „cudze chwalicie, a swego nie znacie”. Tak prezesie. Jeszcze nigdy protest nie był rozstrzygnięty na korzyść polskich zawodników. Pan zawsze umywa ręce, znajduje banalne wymówki i odsyła do Kajfasza.

Nadal są dwie, a nawet trzy klasy zawodników – czytamy dalej. - W pierwszej dominuje jednostka wybrana przez centralne dwuosobowe szkolenie ojciec - syn. Wiemy, o kogo chodzi nie mam tu zamiaru tego klanu firmować. Jedno wiem, że pieniądze na wszystko, co tylko dusza zapragnie znajdują się w związku. Prezes PZkaj, Józef Bejnarowicz rozdziela środki po części podatników według swojego widzimisie. Brakuje pani Haliny Pikuły, która przez lata była ostoją w związku. Miała serce na swoim miejscu, a jeśli już chodziło o zawodników to walczyła w ich sprawie jak lwica. Przypomnijmy rok 1999 na torze w Hiszpanii, gdzie potrafiła rozstrzygnąć protesty na korzyść polskiej reprezentacji (srebro Beaty Grzesik). Obecnie nie możemy liczyć na poparcie, gdyż nie mamy nikogo w zarządzie związku, kto wspierałby nas. Na papierze mamy ludzi, którzy dbają jedynie o swój wizerunek, nie zawsze z korzyścią dla slalomu. Druga klasa zawodników to 8 - osobowa grupa objęta szkoleniem centralnym - Mateusz i Grzegorz Polaczyk nasi rodowici Podhalanie. Reszta nadal pod namiotami, prowadzi koczowniczy żywot. Są wśród nas medaliści tegorocznych mistrzostw Europy, Michał Wiercioch i Grzegorz Majerczak. Mimo tych trudności spędzamy do czterech godzin dziennie na torze. Joanna Mędoń Polaczyk w tym sezonie nie miała szczęścia, ale jak tu oczekiwać wyników, gdy z zawodów na zawody trzeba się tułać po Europie busem, podczas gdy ścisła grupa ma komfortowe warunki hotelowe i lata samolotami. Ostatnie mistrzostwa Europy zostały częściowo sfinansowane przez KKK Kraków. Prezes Zbigniew Miazek nie znajduje środków na dalsze szkolenie i dba o swoje interesy. Zasięga telefonicznej informacji osób trzecich, o tym czy zawodniczka jeszcze trenuje. Sam nie ma odwagi bezpośrednio nawiązać kontaktu. Musi mieć jakiś interes w tym, chęć zgłoszenia na mistrzostwa Polski w barwach klubu trenera, prezesa, dyrektora, porostu człowieka biznesu, a w biznesie powinny znaleźć się pieniądze na dalsze szkolenie. Pozostaje zawodniczce prywatnie po spartańsku szlifować formę. Zawodniczka reprezentuje barwa klubu krakowskiego, gdzie zapewniano jej opiekę finansowo – szkoleniową. Trzeba przyznać, że tor jest świetnym miejscem do trenowania, pod warunkiem jednak zapewnienia przez prezesa odpowiednich środków, odżywek, wyżywienia. Wszystko to pozostawia wiele do życzenia. Zawodniczka z Podhala pójdzie w ślady braci Grzegorza, Rafała i za chlebem panie za chlebem wypłynie do Zawiszy Bydgoszcz, gdzie są zabezpieczone w stu procentach finanse na cele szkoleniowe. Już za tydzień mistrzostwa Polski na torze w Krakowie, oczywiście, że przyjadę i będę kibicować grupie twardych podhalańczyków, niedostrzeganych przez związek, pomijanych przez trenerów, za to przez nas docenianych i kochanych – kończy Maria Ćwiertniewicz.


Cóż tu robić z taką rozhasaną gromadka - pięciu synów i dwóch córek? – zastanawiała się glowa rodziny Polaczyków., "papa"Krzysztof.  - Mama brała ich na długie wędrówki po górach, a ja wprowadziłem do mojego ukochanego sportu kajakarstwa górskiego, z którego słynie nasza rodzinna Szczawnica. Dunajec stał się ich ulubionym placem zabaw, a tata zabrał się za robienie kajaków. Rosły kajaki razem z moimi dziećmi i ich zmieniającymi się potrzebami. Jak to w rodzinie - doświadczenia i coraz celniejsze obserwacje młodych mistrzów sportu natychmiast znajdowały odzwierciedlenie w ciągle zmieniających się i udoskonalanych modelach i technologii. Nawet kiedy synowie i córki przyłączali się do reprezentacji kraju zdobywając prawo swobodnego wybory sprzętu na koszt związku, zawsze wracali do warsztatu taty po nowe kajaki. I to na mój koszt, pierony! Pojechały te nasze kajaki w świat, uczestnicząc w mistrzostwach świata i igrzyskach olimpijskich. Od 2002 roku kajaki Polaczyków nie opuściły żadnych mistrzostw świata seniorów, wyłowiły cztery złota, sięgały po mistrzowskie tytuły Europy młodzieżowców i juniorów. W niespełna dziesięć lat zdobyły łącznie 32 medale na mistrzostwach świata i Europy i siódme miejsce na igrzyskach olimpijskich.

Tymczasem używane kajaki moich dzieci były rozchwytywane jak cieple racuchy i wydzwaniali do mnie kajakarze z całego świata pytając się o możliwość kupna nowych modeli. Jednakże dotychczas nowe kajaki były dostępne tylko dla naszej rodziny i dla stosunkowo wąskiego kręgu przyjaciół i znajomych. W końcu w tym bardzo konkurencyjnym sporcie liczy się każda przewaga. Po długiej debacie rodzinnej postanowiliśmy jednak zaprosić świat do przetestowania naszych najnowszych modeli i technologii.

Produkcją kajaków zajmuje się głowa rodziny Polaczyków, Krzysztof.

Komentarze







reklama