06.03.2011 | Czytano: 963

Ranne granie

To miały być hity kolejki w hokejowej lidze juniorów. Spotkały się bowiem zespoły ze szczytu tabeli. Były emocje, ale tylko w końcówkach obu spotkań.

W pierwszym meczu torunianie objęli prowadzenie podczas sygnalizacji kary (wprowadzili dodatkowego gracza na taflę) dla jednego z górali. Fani miejscowej drużyny na wyrównanie czekali aż do 16 minuty. Nowotarżanie zdobyli bramkę w przewadze. Gol był autorstwa Guzika, który sprytnie zmienił lot krążka po strzale Szumala spod niebieskiej linii.

Druga tercja to już dominacja miejscowych, którzy zdobyli cztery gole i praktycznie było po „zawodach”. Nawet hokeiści z grodu Kopernika nie mieli złudzeń, bo o ostatnich 20 minutach można powiedzieć tylko tyle, że je dograno. Oba zespoły do swojego dorobku dorzuciły po bramce. Niektórzy już opuszczali stadion, gdy doszło do szarpacki jak mawiają górale, z udziałem kilku hokeistów. Szumal i Huzarski byli najbardziej poszkodowani, bo arbiter nie pozwolił im dograć ostatnich sekund odsyłając ich pod prysznic.

Rewanż rozegrano o niezwykłej porze. O 8 rano! Hokeiści wyraźnie byli niewyspani. Obrona kompletnie nie funkcjonowała z obu stron. Bramkarze mieli spowolnione ruchy. Efektem radosnej twórczości było 16 goli w regulaminowym czasie.

Gospodarze przeważali, większość czasu przebywali w tercji Sokołów, ale w ich akcjach więcej było dymu niż ognia. Krążki wpadały do siatki częściej z prezentów niż z wypracowanych sytuacji. Torunianie wyprowadzali groźne kontry, często kończone bramkowymi zdobyczami. W 48 minucie goście byli już w ogródku i witali się z gąską. Prowadzili bowiem 7:4. Wtedy między słupkami stał już Michałczak, gdyż Niesłuchowski przy jednej z interwencji wepchnięty został zawodników do bramki i tak nieszczęśliwie upadł, że uderzył tyłem głowy w poprzeczkę (ma podejrzenie lekkiego wstrząsu mózgu). Wydawało się, że takiego kapitału torunianie już nie zmarnują. Tym bardziej, iż na gol Podhalan szybko odpowiedzieli i 5 minut przed końcową syreną nadal mieli trzy bramki przewagi. Tymczasem MMKS po upływie około 30 sekund „siadł na konia”, który powiózł go do remisu. 2 minuty i 3 sekundy przed końcem meczu trener Podhala, Łukasz Gil zagrał va banque, wycofując bramkarza. Rywal grał wtedy w czwórkę. Manewr przyniósł efekt w postaci kontaktowego gola. 14 sekund później padło wyrównanie, ale Michałczak już stał bramce. Dogrywka nie przyniosła zmiany, a karne lepiej egzekwowali przyjezdni.

MMKS Podhale – Sokoły Toruń 6:2 (1:1, 4:0, 1:1) i 8:9 (3:3, 1:0, 4:5, 0:0; 0:1) w karnych 1:2.
Bramki dla Podhala: Guzik 2, K. Sulka, Wcisło, Kos, F. Wielkiewicz (I mecz); Wcisło 3, Guzik 2, F. Wielkiewicz, Kolasa, Gacek (II mecz).

MMKS: Niesłuchowski (Michałczak) – K. Sulka, Gacek, P. Wielkiewicz, Wcisło, Kolasa - Szumal, Mrugała, Guzik, F. Wielkiewicz, Olchawski - Plewa, Bielak, Pacyga, Kos, Woźniak - Zembal, Worwa, A. Mielniczek. Trener Łukasz Gil.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama