23.12.2008 | Czytano: 1377

Mieszanka młodości i doświadczenia

Za nami pierwsza część sezonu zasadniczego w PLH, po której nastąpił podział na dwie grupy „silniejszą ( zespoły z miejsc 1-6) i słabszą ( pozostałe). W nich rozgorzeje walka na całego, o jak najlepszą pozycję wyjściową przed play off. Kibice Podhala mają powody do zadowolenia, gdyż do drugiej fazy sezonu zasadniczego ich ulubieńcy przystąpią z pierwszego miejsca.

Przed sezonem mało kto liczył, że „Szarotki” będą na samym szczycie. Dawno takiego widoku nie oglądano. Nawet w 2007 roku, kiedy sięgały po mistrzostwo Polski. Bossowie klubu też byli bardzo ostrożni w przedsezonowych prognozach. – Gdyby nie zawirowania z lodem, nie zmiany personalne w zespole, to mówiłbym o medalowych aspiracjach. Teraz… walczymy o przeżycie, stać nas na siódme miejsce Chciałbym wierzyć, że tysiące kilometrów, które pokonaliśmy w poszukiwaniu lodu, nie obniżą formy sportowej zespołu. Nie jesteśmy finansowymi potentatami, a obóz na Słowacji kosztuje nas ca 30 tysięcy na tydzień. – tak mówił prezes Andrzej Podgórski. Miał prawo się asekurować, bo też finansowo i kadrowo zespół przed pierwszym gwizdkiem nie wyglądał najlepiej. Do tego te coroczne perturbacje z lodem. Z drużyny odeszło pięciu podstawowych grajków – Zbigniew Podlipni, Sebastian Biela, Łukasz Wilczek, Bartłomiej Piotrowski (Zagłębie) i Dariusz Łyszczarczyk (Jastrzębie). W ich miejsce trzeba było dokooptować młodzież. I to była druga z niewiadomych. Nikt nie wiedział na co młodzież stać. Szybko okazało się, że warto w nią inwestować. Zaskoczyła wszystkich. Szkoda tylko, że sytuacja wymusiła pokoleniową zmianę. Szkoda, że wcześniej bano się zaryzykować. Być może polski hokej nie straciłby 52 hokeistów w przedziale wiekowym 18 -23 lat. Nie bruździło, by niechlubnych statystyk, o których w Nowym Targu wszyscy pamiętają.

- Dopuszczenie młodych do gry, to wielki plus nowotarskiego hokeja. Od lat dopominałem o odmłodzenie zespołu. Dobrze, że sytuacja spowodowana odejściem starszych graczy do Zagłębia i Jastrzębia wymusiła na działaczach i trenerze zatrudnienie juniorów. Dzięki temu powstał ciekawy zespół; mieszanka młodości z rutyną. Jeśli nie zaowocuje to sukcesem w tym sezonie, to na pewno w przyszłości. Tylko w taki sposób można odnosić sukcesy. Nie da się grać samymi młodymi, ani samymi „repami”. Młodzi zresztą odwdzięczyli się dobrą grą. Dużo goli strzelają, a mało tracą. To jest budujące. Mają zadatki na zawodników dużego formatu. Trzeci atak to nowa siła Podhala. Gra Krystiana Dziubińskiego, Dariusza Gruszki i Tomka Malasińskiego nie tylko kibicom przypadła do gustu. Przebojowość, szybkość, chęć dania z siebie wszystkiego w każdym meczu – to ich atuty. Oby im tylko woda sodowa do głowy nie uderzyła – przestrzega trzykrotny olimpijczyk, Gabriel Samolej.

- Mają jeszcze gorące głowy, które w stan wrzenia wchodzą pod bramką przeciwnika – mówi Milan Jančuška, ale ogólnie jestem z nich zadowolony. Nie tylko z nich, ale także z pozostałych młodych, którzy pokazali się z dobrej strony, zaznaczyli swoje ambicje. Trzecia formacja jest niebezpieczna i potrafi punktować. Młodego Maćka Sulkę przesunąłem do obrony i ten manewr okazał się strzałem w dziesiątkę. Wszyscy młodzi potrafili sobie znaleźć miejsce w drużynie i mają przed sobą perspektywy. Warunek jest tylko jeden: muszą nadal ciężko pracować, by podnosić swoje umiejętności.
Wizja Jančuški staje się realna?

To trener jest głównym twórcą sukcesów „Szarotek”. - Dawno seniorzy nie prezentowali tak poukładanego hokeja – chwali go trener Ryszard Kaczmarczyk. - Grają na pozycjach. Byłoby fajnie, gdyby przeniosło się to na grupy młodzieżowe. W Toruniu już tak jest. Fiński trener narzuca grupom młodzieżowym sposób grania. W tym kierunku powinniśmy iść.

Z przyswojeniem wizji Jančuški gracze mieli sporo problemów w poprzednim sezonie. Sporo wody upłynęło w Dunajcu, by gra jego podopiecznych cieszyła oko fachowców, a co najważniejsze wywindowała ich na sam szczyt ligowej tabeli.

- Sukces ten odnieśliśmy dzięki stabilizacji formy – twierdzi trener, Milan Jančuška. – W tak długim i ciężkim sezonie nie można było też uniknąć wpadek. W większości spotkań prezentowaliśmy wysoki poziom.

Prawdziwym sprawdzianem jego zespołu był grudzień. Grano praktycznie co drugi dzień. Taki napięty kalendarz wymagał żelaznego zdrowia. Tego nie zabrakło jego podopiecznym. – Ten miesiąc udowodnił, iż dobrze jesteśmy przygotowani pod względem fizycznym – z satysfakcją mówi Milan Jančuška. - Zawód sprawili mi chłopacy w Pucharze Polski. Pragnęliśmy wystąpić w finale, ale… Nie ma złego, co by na dobre nie wyszło. Przez to zyskaliśmy więcej czasu, by doładować akumulatory na zbliżające się 10 spotkań drugiej fazy sezonu zasadniczego. Bardzo ważnej fazy, bo decydującej o kolejności przed play off. Pracowaliśmy nad kondycją i taktyką. Ten czas był także wodą na młyn tych zawodników, którzy leczą kontuzje - Marka Priechodsky’ego i Piotra Ziętary.

W grudniu rozwiązał się dylemat z zwyższającym się obcokrajowcem. Z „Szarotkami” pożegnał się Ladislav Paciga. Raczej było do przewidzenia, ze to na niego wypadnie. Prezentował się najsłabiej, zresztą trener tyskiego zespołu, do którego przeszedł, też kręcił nosem na jego postawę. – Obcokrajowiec powinien był dwa razy lepszy od krajowego grajka, a takim nie jest Paciga. Sprawił mi zawód – mówił po meczu z Podhalem, Miroslav Ihnačak.

Z pozostałych stranieri Milan Jančuška jest bardzo zadowolony. – Jak nie być, skoro Milan Baranyk jest najproduktywniejszym graczem ligi – mówi. - Z Martinem Voznikiem i Viktorem Kubenko tworzą strzelecko produktywne trio. Marian Kačiř później dołączył do nas i trzeba mu dać troszkę więcej czasu, by odzyskał formę. Wierzę, że razem z Jarkiem Różańskiem (długo pauzował z powodu kontuzji) i Krzyśkiem Zapała ( po chorobie), będą – jak w poprzednim sezonie – „maszynką” do zdobywania goli. Marek Priechodsky zaś jest najlepszym defensorem w polskiej lidze. Martin Petrina to walczak, dla którego żaden krążek nie jest stracony.

Trzech to góra
Jak zwykle przy okazji obcokrajowców jest bardzo gorąco. Są zwolennicy i przeciwnicy i gry w PLH. Od kilku lat jasno swoje poglądy precyzuje Gabriel Samolej. – Niezmiennie twierdzę, że pięciu stranieri, to zbyt dużo jak na nasza ligę. Trzech to góra. Jeżeli chcemy odbudować reprezentację, wizytówkę dyscypliny, to musimy ściągać graczy w górnej półki, a nie na chybił, trafił, by zatkać dziurę jak to dzisiaj bywa. PZHL musi wyznaczyć kryteria jakimi należy się kierować w zatrudnianiu stranieri. „Obcy” muszą prezentować wysoki poziom, być od naszych zawodników dwa – trzy razy lepsi. Tylko od takich można się czegoś nauczyć. Tylko w ten sposób można podnosić poziom dyscypliny. Zdaje sobie sprawę, że na wysokiej klasy graczy nie stać naszych klubów. Ich wymagania finansowe są bardzo duże, ale wtedy da się szansę naszym chłopakom i nic na tym nie stracimy. Kiedyś Niemcy zasypali DEL obcokrajowcami i szybko wylądowali w grupie B. Niemniej jeszcze szybciej wyciągnęli z tego wnioski. Postąpmy podobnie.

Równanie w dół
Czy liga jest atrakcyjna? Czy podniósł się jej poziom? To tylko niektóre pytania, które nurtują sympatyków. Spróbuje na nie odpowiedzieć, trzykrotny olimpijczyk, Gabriel Samolej.

- Bez wątpienia liga jest atrakcyjna dla kibica, bo ciągle są przetasowania w tabeli. Każdy, z każdym może wygrać. To oznaczałoby, że poziom ligi się wyrównał. Niestety nie w górę – twierdzi Gabriel Samolej. – W takiej sytuacji w dalszej części rozgrywek wszystko może się jeszcze zdarzyć. Z dotychczasowej obserwacji wynika, że nawet ósmy zespół może stanąć na najwyższym stopniu podium. Uważam bowiem, że JKH i TKH stać na sprawienie psikusa w play off. To oznaczałoby wyeliminowanie zespołów z pierwszego i drugiego miejsca już w pierwszej rundzie. W tej fazie mistrzostw decydować będzie nie tylko fizyczne, ale także psychiczne przygotowanie. Po małym potknięciu, może się w szeregi potentatów, którzy grać będą pod presją, wkraść nerwowa atmosfera. A wtedy…

Czołówka prezentowała nierówną formę. Największą stabilizację zaprezentowało Podhale, chociaż i ono miało wpadki. Nowotarżanie zdecydowanie lepiej grają u siebie. Na wyjeździe jest obawa o rezultat. Cieszy mnie, iż w Podhalu wreszcie znalazło się miejsce dla młodych graczy.


Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama