09.01.2009 | Czytano: 1534

Fatalny początek, radosny koniec

„Szarotki” nie zwalniają tempa. Odniosły kolejne zwycięstwo, chociaż to, w porównaniu z poprzednimi, nie przyszło im łatwo.
- Dużo sił kosztowało nas to spotkanie – przyznał strzelec ostatniej dla Podhala bramki, Krzysztof Zapała.

- Włożyliśmy w niego dużo zdrowia, ale w „szóstce” nie ma łatwych meczów – dorzucał kapitan „Szarotek”, Jarosław Różański.

- Dobrego spotkania nie rozegraliśmy, ale cieszą punkty – potwierdza trener Podhala, Milan Jančuška. - Męczyliśmy się okrutnie w pierwszej odsłonie.

To prawda. Mecz jednak nie po ich myśli się rozpoczął. Już pierwsza interwencja Zborowskiego, w 28 sekundzie, polegała na wyciagnięciu krążka z siatki. Gapiostwo nowotarskiej defensywy z zimną krwią wykorzystał Antonovič. W kolejnych minutach goście zagrali pressingiem i często w tercji środkowej przechwytywali „gumę”, od razu przechodząc do kontrataku. Zborowski miał pełne ręce roboty, ale w pierwszych 20 minutach już nie skapitulował. Sporo szczęścia miał w ostatniej minucie. Po strzale Duszaka krążek znalazł się już za jego plecami, ale zbyt wolno się toczył i tuż przed linią bramkową zdołał go nakryć „rakiem”. – „Zbora” nas ratował - przyznał trener „Szarotek”. - Źle zaczęliśmy, ale później zdołaliśmy się podnieść. Mam nadzieję, że nasza forma będzie szła w górę z chwilą zbliżania się play off – powiedział golkiper Podhala.

Na bezrobocie nie narzekał też jego vis a vis Jaworski, bo też jego kolegom – jak to w hokeju – nie wszystkie akcje udało się przerwać. Strzały Baranyka, Petriny czy Zapały padły jego łupem.

W drugiej tercji już nie błyszczał. Przepuścił trzy gole i wszystkie obciążają jego konto. Najpierw odbił przed siebie strzał Kubenko i przy dobitce Baranyka był bezradny jak dziecko. Tenże Baranyk 6 minut później wyskoczył z boksu i spod bandy ni to strzałem, ni wrzutką pokonał ostatnią instancje przyjezdnych, która błądziła w obłokach. Z kolei przy golu Kačiřa, po odbiciu „gumy” wystrzelonego przez Gruszkę, nie zdążył wrócić do bramki. Pierwsza próba Czechowi nie wyszła, ale widząc, że ostatnia instancja przyjezdnych zgubiła kij, a przy powrocie do bramki wywróciła się, ponowił ją. – „Jawa” jest po kontuzji, dopiero przyzwyczaja się do meczowego rytmu. W kilku przypadkach uchronił nasz zespół od utraty gola – bronił swojego golkipera drugi trener sosnowiczan, wychowanek Podhala, Andrzej Nowak.

Podhale w tej fazie meczu skopiowało system gry sosnowiczan z pierwszej odsłony. Wysoko atakowało i goście mieli już problemy z zawiązaniem składnej akcji. Odpowiedzieli golem T. DaCosty, wykorzystując fatalną zmianę gospodarzy. Okrasą było zagranie Baranyka, który położył krążek na łopatce kija jak jajko na łyżce i zza bramki próbował umieścić w siatce. Tym razem zaoceaniczna sztuczka się nie udała, ale...może następnym razem. – Miałem przez ręce. Małe więc były szanse na powodzenie. Gdybym zaatakował z drugiej strony bramki, to szansa byłaby większa. Nadal będę próbował. Może za którymś razem wyjdzie – odparł najlepszy strzelec PLH, Milan Baranyk.
Kiks meczu przytrafił się Duszakowi. Gdy jego zespół grał w przewadze, nie trafił w krążek na niebieskiej tercji ataku, przejął go Różański, ale nie wykorzystał sytuacji sam na sam.

W trzeciej tercji już w 14 sekundzie Zapała podwyższył na 4:2, a potem bardziej aktywni byli goście. – Spokojnie, wszystko było pod naszą kontrolą. Chcieliśmy dowieść trzy punkty do końca jak najmniejszym nakładem sił. To się nam udało, bo rywal nie był w stanie nas uszczypnąć – tłumaczy Martin Voznik.

Uszczypnął w 48 min. Biela wygrał wznowienie w tercji gospodarzy, a uderzenie Ślusarczyka z pierwszego znalazło, między parkanami, drogę do bramki. Na wyrównanie rzeczywiście nie pozwolili gospodarze, którzy - używając terminologii bokserskiej – na dystans trzymali rywala. Dopomógł im w tym bezmyślny faul Bernata w ostatnich sekundach meczu. W dodatku w tercji ataku, gdy jego zespół grał w przewadze i miał szanse na wycofanie bramkarza.

- Rzeczywiście wyczyn Bernata był nieprzemyślany, ale o wyniku zadecydowało 10 minut drugiej tercji, gdy byliśmy jeźdźcami bez głowy. Po stracie wyrównującego gola zagotowały się głowy i zamiast grać konsekwentnie, to co w pierwszej odsłonie, rzuciliśmy się do ataku, by szybko odrobić straty. Zostaliśmy więc skarceni - powiedział trener Zgłębia, Jan Vavrečka.

- Sporo było nerwowości w naszych poczynaniach. Na to wpłynęła szybko stracona bramka. Stwarzaliśmy sobie sytuacje, ale nie potrafiliśmy je zamienić na gole. Dopiero wyrównujący gol wprowadził spokój na nasze hokejki – powiedział Milan Jančuška.

Wojas Podhale Nowy Targ – Pol Aqua Zagłębie Sosnowiec 4:3 (0:1, 3:1, 1:1)
0:1 – Antonovič – T. DaCosta - Bernat (0:28),
1:1 – Baranyk – Kubenko – Voznik (23:50),
2:1 – Baranyk (29:37 w osłabieniu),
3:1 – Kačiř – Gruszka (32:38),
3:2 – T. DaCosta (32:59),
4:2 – Zapała – Sroka (40:14),
4:3 – Ślusarczyk – Biela (47:48).

Sędziowali: Porzycki (Oświęcim) – Szachniewicz, Moszczyński (Toruń).
Kary: 10 – 14 min.
Widzów 1600

Podhale: Zborowski; Sroka – Sulka (2), Petrina (2) – Dutka, Łabuz (4) – Galant, Gaj; Różański – Zapała (2) – Kačiř, Baranyk – Voznik – Kubenko, Gruszka – Dziubiński – Malasiński, Batkiewicz – K. Bryniczka - Kmiecik. Trener Milan Jančuška.

Zagłębie: Jaworski; Wilczek (2) – Marcińczak, Duszak (2) – Kuc (2), Banaszczak – B. Piotrowski, Pawlak; Antonovič – T. DaCosta (2) – Bernat (2), Opatovsky – Lezo – Jaros, Podlipni – Biela (2) – Ślusarczyk, M. Kozłowski – T. Kozłowski – G. DaCosta (2). Trener Jan Vavrečka.


Tekst: Stefan Leśniowski
Zdjęcia Marcin Zapała  www.mzapala.com

Komentarze







reklama