31.08.2010 | Czytano: 1048

Rajski z pomocą Podhalu

Najsłabszym ogniwem MMKS Podhale Nowy Targ, co pokazały mecze barażowe i Pucharu Polski, są bramkarze. Dlatego kibice z ulga odetchnęli, gdy dotarła do nich informacja, że Tomek Rajski powrócił do macierzystego klubu i podpisał z nim roczny kontrakt.

Wszyscy na niego liczą. Ma być mężem opatrznościowym zespołu. – Od jednego zawodnika nie będzie zależał wynik drużyny – mówi. – Wszyscy muszą grać dobrze, zostawić serce na lodzie, by cokolwiek osiągnąć w PLH. Jeśli każdy dołoży od siebie cegiełkę, to możemy zaskoczyć niejednego przeciwnika. Trzeba patrzyć z optymizmem w przyszłość. Gdybym nie wierzył w drużynę, to nie podpisywałbym kontraktu.

Tomek wraca po półtorarocznych występach w barwach sosnowieckiego Zagłębia. Przed kilkoma dniami zerwał kontrakt z prezesem Adamem Bernatem, gdyż klub nie wywiązał się z jednego punktu kontraktu, tego najważniejszego, dotyczącego finansów.

- Dobrze wspominam pobyt w Zagłębiu – zapewnia. - Fajne chłopaki, szkoda tylko, że problemy finansowe dotknęły nas wszystkich. Może się to zmieni, czego kolegom życzę, ale do tego momentu kokosów nie było. Dwie strony podpisywały kontrakt i każda powinna się z niego wywiązać. Każdy z nas miał w kontrakcie wyszczególnioną kwotę za jaką gra i w jakim terminie ma ją dostać. I powinien ją otrzymać, a nie tylko cieszyć się, że ma ją na papierze. A tak od pewnego czasu było. Gdybyśmy wiedzieli, że ten zawód nie przynosi profitów, to każdy z nas podjąłby się innej formy zarobkowania. Zmieniłby zawód, ale wtedy hokeja w naszym kraju nie byłoby. Jestem hokeistom zawodowym i nie po to poświęcam prywatny czas, żeby nie mieć z hokeja korzyści finansowych. Nie ukrywam, że opuściłem rodzinny dom i wyjechałem do Sosnowca w celach zarobkowych.

Jeden punkt w kontrakcie pozwolił na jego rozwiązanie i podpisanie nowego z MMKS-em. – W kontrakcie miałem klauzulę, że jeśli będzie 30 dni opóźnienia w wypłacie, to mogę zerwać kontrakt. Tak też uczyniłem. Innych zastrzeżeń nie miałem. Grać za darmo na obczyźnie, to lepiej robić to w rodzinnym mieście, wśród swoich. Jak przychodziłem do Sosnowca, to było super. Chłopaki mówili, że wypłaty dostawali nawet z miesięcznym wyprzedzeniem. To był jeden z lepszych klubów, jeden z niewielu wypłacalnych. Szkoda, że po moim przyjściu nagle się to posypało. To nie jest wina prezesa, bo ktoś inny pociąga za sznurki. To wina tych na górze, od których wszyscy byliśmy uzależnieni. Przez pierwsze dwa miesiące otrzymywałem pieniądze na czas, potem cały czas był poślizg, dwu – trzymiesięczny. Każdy zamiast koncentrować się na meczach i treningach myślał czy dzisiaj dostanie wypłatę, czy też nie. Zastanawiał się co po powrocie do domu powie rodzinie?

Kibice Podhala z niecierpliwieniem czekają na came back Rajskiego. – Nie mogę obiecać, że zagram w kolejnym meczu Pucharu Polski. Wszystko w rękach WGiD PZHL. Mam nadzieję, że nie czeka mnie kolejna niemiła niespodzianka i wszystkie dokumenty będą się zgadzały. Czekam też na sprzęt. Tydzień nie byłem na lodzie. Chciałbym jak najszybciej włączyć się do treningu, bo jest mi potrzebny jak woda rybie. Trzeba też rozbić sprzęt. Na razie się nie spieszę do rozgrywania meczów, bo jest duże ryzyko. Na ligę muszę być gotowy.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama