02.11.2024 | Czytano: 7824

THL. Wypijmy za błędy

Wypijmy za błędy na górze. Tam nie zmienia się nic od kilku lat. Znasz prawdę o głowie i murze… – to troszkę zmieniony tekst Ryszarda Rynkowskiego.



 
Jak co roku przed sezonem są wielkie zapowiedzi, transfery, które – mówiąc językiem młodzieży – kibiców jarają. Potem jest wielka klapa i rozczarowanie najwierniejszych sympatyków 19-krotnego mistrza Polski.  Kibice po raz kolejny nabici zostali w butelkę. Wielu zachłysnęło się – jak napisali na transparencie – „wizją i fantazją włodarzy bez pokrycia”. Nastroje są fatalne. Ludziom związanym z „Szarotkami” pewnie jest niesamowicie przykro. Krwawi ich serce.  Od kilku sezonów majstrowano przy wizytówce Nowego Targu i to majsterkowanie przynosi wymierne efekty. Wyniki 1:10, 1:9, 2:9, 1:11, 1:10, 0:18 – są  tego najlepszym dowodem.  Ostatni rezultat to najwyższa porażka Podhala w historii występów w ekstraklasie od sezonu 1955/56, od kiedy powstały regularne rozgrywki zwane ligą. A bagatela, górale w tej klasie rozgrywkowej grają 68 sezon i rozegrali już 2746 spotkań! Tak źle nie był nawet wtedy, gdy Podhale raczkowało w lidze. Tak źle nie było nawet wtedy, gdy „Szarotki” spadały z ligi. Takie wyniki wpływają negatywnie na morale graczy. Tak z ręką na sercu żal mi tylko zawodników, bo nie za swoje grzechy muszą znosić upokorzenia.  Kibice z klubów rywalizujących z Podhalem wspierają chłopaków, bo nie wyobrażają sobie ligi bez „Szarotek”. Są jednak wpisy w mediach społecznościowych domagające się głów winnych.
 
Mało nas
 
Zielonego światełka w  tunelu nie widać. Kolejne lata mogą być jeszcze smutniejsze. Żeby istniał zespół na dobrym poziomie trzeba będzie znaleźć sponsora z grubym portfelem, który kupi zawodników. Młodzieży w klubie brak. Aktualnie w pierwszej drużynie trzeci atak – ostatni, bo na więcej nie ma zawodników – tworzą nawet gracze juniora młodszego. Oni też grają w MHL i w swojej kategorii wiekowej. Łatają dziury tu i tam, bo w drużynach młodzieżowych  też trudno zmontować  cztery piątki.   To efekt polityki kadrowej. Od sezonu 2018/19 stracono w klubie 42 hokeistów!  Wychowanków! Podhale stać na takie marnotrawstwo?  (analiza straconych i zatrudnionych stranieri – TUTAJ  ). Odeszli do innych klubów, a nawet za południową granicę (jeden z nich występuje już w kadrze Słowacji) lub zakończyli kariery. Z tej liczby na pewno nie wszyscy załapaliby się do gry w  seniorach, ale – patrząc na aktualny marny skład – każda dusza dzisiaj byłaby wielkim skarbem. Jeden z graczy, który zawiesił łyżwy na kołku, dostał propozycję powrotu, ale warunki finansowe ( w dwóch etapach) były na tyle niepoważne, że ją odrzucił. Pozostał w firmie, w której pracuje.   
 
Swoi musieli zrobić miejsce marnym obcokrajowcom, którzy nic nie dali klubowi. Doprowadzili zespół na samo dno ligowej tabeli.  Za to wyciągnęli sporo kasy. Obcokrajowiec miał wszystko co zapragnął -   nowy kij, sprzęt, łyżwy…, a swój musiał czekać. Narastały problemy finansowe. Żyło się ponad stan. Każdy tylko mówi, że zadłużenie przyjął po poprzednikach, ale dziwię się, że przejmując klub nie zrobił audytu. I tak z roku na rok, z każdym nowym prezesem. Winni oni – ciągle słyszę. Jacy oni?! Konkrety panowie.
 
„Póty dzban wodę nosi, póki mu się ucho nie urwie” – znacie to powiedzenie.  Ucho się urwało, bo od kilku sezonów dzban był przeciążony marnymi grajkami.  To były pieniądze wyrzucone w błoto, które można było zainwestować w młodzież.  Tylko pod jednym warunkiem, jak to jest w krajach bardziej rozwiniętych hokejowo, podpisując z nimi kontrakty co najmniej trzyletnie. By zatrzymać zawodników. Tak jak obecnie zrobiła to Cracovia z młodymi wychowankami Podhala. Aktualnie to rodzice są sponsorami swoich pociech. Jak mi powiedział jeden z  rodziców, coraz mniej dzieci garnie się do hokeja, jak się widzi co się wyprawia w klubie. Jak nie widzą perspektywy grania pociech w pierwszej drużynie. W bardzo  krótkim czasie zniszczono kuźnię talentów, która była wzorem dla innych klubów w Polsce. Jak można było   zniechęcić dzieci i młodzież do hokeja?  Mam nadzieję że kiedyś winni poniosą konsekwencje.
 
Co rok prorok, a nawet krócej
 
Czy wiecie ilu trenerów prowadziło pierwszy zespół  od sezonu 2018/19? Aż jedenastu! W dodatku były to różne szkoły – fińska, białoruska, słowacka, łotewska, kanadyjska i polska.  Tak różnorodny dobór świadczy tylko o niekompetencji rządzących.  Ta mieszanka od początku nie wróżyła nic dobrego. Podhale szukało chyba cudotwórcę i jakoś go od kilku sezonów nie znalazło. Nie pasuje ten, nie pasował tamten. Już w tym sezonie zespół prowadziło trzech trenerów – Dave Allison, Dariusz Gruszka i Marek Batkiewicz. 
 
Kanadyjczyk został skrytykowany przez wiceprezesa Krzysztofa Wajsaka   jeszcze nim sezon się nie zaczął. „Po kilku meczach będziemy wyciągać wnioski” – wyjawił po okresie sparingów. Nie lada  pospiech. Nie wiem na co liczył. Chciał postraszyć Kanadyjczyka?  Ten zapewne pomyślał „strachy na Lachy, teraz wy macie problem”. Wiceprezes swoją wypowiedzią strzelił sobie i zespołowi w kolano.   Tym bardziej, że – jak pokazuje czas – nie miał wariantu zastępczego. Do tego czasu nie znalazł następcy człowieka z kolebki hokeja.  Allison był miesiąc i okazał się świetnym obserwatorem. Zauważył to co niektórzy nie chcieli zauważyć, woleli mieć klapki na oczach. Wytknął, że włodarze obiecywali, a ich  nie spełniali. „Nigdy nie widziałem tylu ekspertów czy jak kto woli doradców wokół drużyny, ilu widziałem w Nowym Targu”  - dodał na odchodne.
 
Jego następcą został  Dariusz Gruszka, ale… też długo nie wytrzymał i strażakiem został Marek Batkiewicz, bo posiada licencję na prowadzenie drużyny. Gruszka jej nie miał. Działacze poszukują szkoleniowca, ale w tym okresie to naprawdę nie lada wyzwanie. Jeśli ktoś jest wolny, to taki, który nie sprawdził się w innym klubie ( -bach). Może być też problem, gdy przeanalizuje sytuację w zespole i klubie, i nie będzie chciał sobie dopisać do CV pracy z tak nieprzygotowanym zespołem. Okres przed sezonem został zmarnowany i widać to choćby po doświadczonych graczach. Od nich na pewno więcej oczekiwano.
 
W MMKS też nie jest najlepiej ze szkoleniowcami. Nie ma trenerów, a w boskie podczas meczów  najczęściej  stoi Gabriel Samolej i to niezależnie w jakiej lidze grają. Gdy grają u siebie z pomocą przychodzi Jarek Różański.  Na lodzie najwięcej czasu spędza Grzegorz Brejta, ale on się nie rozerwie.  Kobieca drużyna dała ogłoszenie poszukując szkoleniowca. Chętnych nie ma, bo też proponowane zarobki nie powalają na kolana.  Jak w takich warunkach szkolić i potem wymagać sukcesów?
 
Ryba psuje się od głowy
 
Od kiedy zaczęło się psuć ? Przypomnijmy. W 2009 roku  juniorzy dowodzeni przez Jacka Szopińskiego zdobyli ostatnie mistrzostwo w tej kategorii wiekowej. A więc zaplecze było. Rok później  „Szarotki” sięgnęły po mistrzostwo kraju. Była to najmłodsza drużyna w lidze. Jedni twierdzą, że psuć się zaczęło po tym sukcesie, ale niekoniecznie. Rzeczywiście po mistrzostwie  opuściło zespół sporo młodych graczy, a największa cześć przeniosła się do Sanoka. Z ich pomocą sanoczanie świętowali pierwszy w historii tytuł mistrzowski. Podhale w drugim sezonie po tytule musiało opuścić szeregi ekstraklasy. Wróciło z dziką kartą. Potem  aż trzy razy stawało na najniższym stopniu podium (2014/15, 15/16 i 17/18). Dodajmy, iż w tych zespołach  przeważali wychowankowie.
 
Sezon 2018/19 był tym, kiedy zaczęło się psuć na dobre, po względem sportowym i organizacyjno –finansowym. Klub był zadłużony, ale wesoły „autobus” dalej jechał w krainę  wizji i fantazji. Zdzisław Zaręba ma sporo za uszami. Dzisiaj po jego działalności zbieramy plony. Ale nie on pozwolił Barskiemu wyrzucić 15 wychowanków z seniorskiej drużyny, lecz Marcin Jurzec i zastępujący go Tomasz Dziurdzik, i w ich miejsce zatrudnić 18 stranieri. To był pierwszy krok, ku sportowemu  upadkowi, bo jak wcześniej napisałem za dług nie wiadomo kto odpowiada.   Ich „dzieło” kontynuowała Natalia Charyasz wspólnie z Zarębą i Mateusz Gacek. Ten ostatni wykazał się iście biznesową smykałką, bez pokrycia finansowego podpisywał kontrakty, które trzeba było później rozwiązać. Kto zatrudnia graczy nie mając pokrycia w budżecie? Chyba on i zarząd  wierzyli w cud. On nie nastąpił i PZU nie odnowiło umowy. Tego można było się spodziewać po zmianie władzy w kraju. Choćby po tym jak Grupa Azoty wycofała się z Chemika Police (mistrzynie kraju) czy drużyny siatkarzy z  Kędzierzyna, trzykrotnego zdobywcy Ligi Mistrzów. Wycofywał się też Orlen.  Brak profesjonalizmu rządzących w Podhalu było widać na każdym kroku,  w dodatku brakiem wiedzy o hokeju.  Nic więc dziwnego, że wokół nich kręcą się doradcy. Szkoda tylko, że cierpią na tym wierni kibice, którzy uwierzyli w dyrdymały prezesów.
 
Stefan Leśniowski   
 

Komentarze







reklama