Sprawiły psikusa podopiecznym Pekki Tirkkonena w sobotni wieczór. Tyszanie przegrali po dogrywce i we wtorek zjadą do Nowego Targu. Tego się nie spodziewali. Ten fakt trzeba wykorzystać. Tyszanie prowadzili w serii 3:0 i nagle zrobiło się 3:2. To może wpłynąć na psychikę naszego rywala. Tym bardziej, iż tyszanie muszą i będą pod ogromną presją. To może im sparaliżować ruchy. Podhale nie ma takiej presji, a przede wszystkim ma za sobą wspaniałych kibiców, których nawet zazdroszczą nam w piwnym mieście. Fani mogą być tym dodatkowym graczem, który poniesie zawodników na lodzie, wyzwoli w nich dodatkowe pokłady umiejętności i energii.
W dawnej stolicy polskiego odżyły wspominanie, z tych dobrych lat w wykonaniu ich ulubieńców. Wtedy kiedy hala pękała w szwach, a „Szarotki” dawały koncert gry i pędziły po kolejne tytuły. Nadal nie są faworytem w tej konfrontacji, ale sport polega na tym, by faworytom nie ułatwiać zadania. By nie tylko zaleźć im za skórę.
Daleka jeszcze droga do finału, ba do półfinału, bo w końcu nadal w lepszej sytuacji są tyszanie. Ale – jak mówił nieżyjący już komentator sportowy, Jan Ciszewski – dopóki krążek w grze, wszystko może się zdarzyć. Oby ten czarny kauczukowy przedmiot częściej wpadał do bramki tyskiej.
„Witajcie w naszej bajce” – mogą powiedzieć fani Podhala. Chcemy, by ta bajka trwała jeszcze po wtorku. Panowie zróbcie to, doprowadźcie do wyrównania.
Stefan Leśniowski