10.02.2010 | Czytano: 2210

Gajewskiemu wiele zawdzięczam

Artur Kasperek, unihokeista nowotarskiej Szarotki, został wybrany najlepszym polskim zawodnikiem w kwalifikacjach do mistrzostw świata. Przypomnijmy, iż biało –czerwoni wywalczyli historyczny awans do światowej elity, po zwycięstwie nad Francją 4:2.

- To jeden z największych sukcesów w naszej karierze – twierdzi Artur Kasperek. – Otrzymaliśmy szansę gry w najlepszymi na świecie. Jeśli uda nam się awansować do ćwierćfinału, a szanse są realne, to wtedy z jeszcze lepszymi przyjdzie nam wojować. Motywacja do pracy jest ogromna. Trzeba będzie przez 10 miesięcy porządnie zasuwać, by znaleźć się w gronie szczęśliwców jadących do Suomi. Trzeba też przywyknąć do twardej męskiej gry ciałem, bo jak przekonaliśmy się, sędziowie na znacznie więcej pozwalają niż w naszej lidze.

Droga do Helsinek nie była łatwa. Trzeba było pokonać czterech rywali. Najważniejszy był ostatni pojedynek z Francuzami.

- Było ciepło – wspomina Artur Kasperek. – Mieliśmy przewagę. Przez 80% czasu gry byliśmy w posiadaniu piłeczki, ale nic nie chciało wejść. Bramkarz rywala miał dzień konia. W dodatku już w pierwszej ofensywnej akcji straciliśmy gola, z winny...mojego kija. Miałem idealną sytuację, więc strzelałem i...wtedy mi się złamał. Francuzi wyprowadzili dwójkową akcję sam na sam. Trenerzy nie mieli do mnie żalu, po prostu złośliwość przedmiotów martwych. Po świetnym meczu z Duńczykami, początkowo z Belgią się męczyliśmy. Okazało się, że nie byli to wcale „kelnerzy”, ale dobry zespół oparty na siedmiu naturalizowanych Szwedach. Gdy zagraliśmy na dwie piątki, dopiero złapaliśmy właściwy rytm gry.

Kasperek to wychowanek trenera Dariusza Gajewskiego, który nie pracuje już w tym zawodzie, a...szkoda. W wieku 10 lat rozpoczął unihokejową przygodę. Był w drużynie, którą nazywano często „chłopcami z ulicy”. – Gajewskiemu mam wiele do zawdzięczenia. Pomógł mi nie tylko w sporcie, ale także w życiu – przekonuje.

Kasperek od początku przejawiał wielki talent. Szybo znalazł uznanie w oczach selekcjonerów reprezentacji. Od lat zaliczany jest do grona najlepszych defensorów w kraju. Kiedyś razem z Arturem Burkatem tworzyli parę nie do przejścia, najlepszą w kraju.

– Tak o nas mówiono – potwierdza. – „Bury” przestał grać, ale mamy nadzieję, że wróci. W turnieju grałem razem z Michałem Dziurdzikiem i świetnie nam się współpracowało. Najmniej bramek straciliśmy. Szwedzcy trenerzy wystawiali nas na przewagi i osłabienia. Docenili nasze umiejętności. To oni tej drużynie zaszczepili ducha waleczności. Kadra praktycznie była ta sama, ale dużo lepiej się prezentowała na boisku. Wiedzieliśmy co i kiedy mamy robić na boisku. Przede wszystkim mają charyzmę i chce się dla nich walczyć.

Kasperek ma na swoim koncie sześć tytułów mistrza kraju, udziały w mistrzostwach świata i finałach Klubowego Pucharu Europy. Może się więc wypowiadać, czy bliżej, czy dalej nam do światowej czołówki?

- Szwecja, Finlandia, Szwajcaria i Czechy są poza zasięgiem, ale kolejne drużyny prezentują podobny poziom. Szwedzcy trenerzy pochwalili zawodników z naszej ligi, że graliśmy na równi, a nawet lepiej od naszych naturalizowanych Skandynawów. Wydaje mi się, że Szarotka robi stałe postępy, uczy się od najlepszych. Potrafimy powalczyć z najlepszymi klubowymi drużynami Europy, ale już w finale Pucharu Europy ciężko było nam ugrać choćby punkt. Europejskie drużyny to pełny profesjonalizm, a my nie możemy trenera znaleźć. Więc jak tu się równać. Z finansami nie jest źle, bo sponsoruje nas firma Blast.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama