06.02.2010 | Czytano: 1640

Jesteśmy w elicie! ( + zdjęcia)

- Jedziemy na mistrzostwa świata! – tak krzyczeli, tańcząc na środku boiska polscy unihokeiści. To ogromny sukces. Efekt kilkuletniej logicznej pracy z młodzieżą.

Ostatni krok zrobili biało –czerwoni zwycięstwem nad Francją, w półfinale polskiej grupy kwalifikacyjnej. Do grudniowych mistrzostw świata awans uzyskały dwie drużyny. Tym drugim teamem są Duńczycy po pokonaniu Węgrów 9:2.
Ostatni krok wcale nie był łatwy. Co prawda Polacy w towarzyskiej potyczce przed turniejem wygrali z trójkolorowymi, ale przez 40 minut wszyscy mieliśmy „mokre” ręce. To z emocji, bo Polacy byli zespołem zdecydowanie lepszym od „żabojadów”, ale nie potrafili tego udokumentować bramkami. Gradem strzałów zasypywali bramkę strzeżoną przez wysokiego, ale niezwykle sprawnego golkipera Alexandra Lange. Do 34 minuty zachowywał czyste konto.

- Nieprecyzyjnie strzelaliśmy – twierdzi kierownik polskiej reprezentacji, Dominik Siaśkiewicz. – Dużo strzałów padło jego łupem, ale także dużo szybowało obok lub nad jego bramką. Oni w całym meczu oddali cztery celne strzały na naszą bramkę, z których dwa znalazły drogę do siatki.
Spotkanie zaczęło się fatalnie dla nas, bo już w 108 sekundzie Francuzi objęli prowadzenie. Artur Kasperek strzelając na bramkę złamał kij i Samuel popędził samotnie na bramkę Strażyńskiego. Reprezentant trójkolorowych nie dał naszej ostatniej instancji najmniejszych szans obrony. Po tym golu nasi przeciwnicy zamurowali bramkę. Przez większą część meczu przebywaliśmy na połowie przeciwnika, ale graliśmy statycznie, zbyt długo przetrzymywaliśmy piłeczkę, bramkarz miał więc sporo czasu, by dobrze ustawić się w bramce. To była woda na młyn rywala. W dodatku szybka utrata gola zdeprymowała Polaków. Widać było w ich poczynaniach sporo nerwowości. Chcieli jak najszybciej odrobić straty, ale jak mówi przysłowie - „co nagle, to po diable!”

- Jestem pewien, że Francuzi pękną – twierdził Dominik Siaśkiewicz. I pękli, chociaż... na raty. Nowotarżanin Kostela w 34 minucie dopiero zmusił do kapitulacji bramkarza przeciwnika. Krajan, Augustyn pobiegł wzdłuż bandy i z krzyża dograł mu piłeczkę przed bramkę. Kostela obok nogi bramkarza posłał ją do siatki. Niestety długo nie cieszyliśmy się remisem. 114 sekund później Riibela zaskoczył naszego golkipera. 57 sekund przed drugą przerwą Hajdus doprowadził do wyrównania, a w 28 sekundzie ostatniej tercji Gaicki dał nam prowadzenie. Oba trafienia były identyczne, z pociągnięcia w okienko. Kamień z serca spadł wszystkim, gdy Kostela 52 minucie utonął w objęciach kolegów. Dwubramkowa zaliczka uspokoiła skołatane nerwy. Polacy bardzo mądrze grali do końca. Nie było szaleńczych ataków, by zdobyć kolejne gole, bo bramki w tym przypadku się nie liczyły. Po końcowej syrenie nastąpił szał radości. Szczelnie zapełniona hala eksplodowała. Było tradycyjne „sto lat”, uściski i...nagrody. Najlepszym zawodnikiem meczu wybrano obrońcę nowotarskiej Szarotki, Artura Kasperka. On też został najlepszym graczem naszej drużyny w przekroju całego turnieju. Od sterników PZU otrzymał pamiątkową statuetkę.
- Teraz idziemy świętować. Zawodnicy wykonali kawał dobrej roboty – zakończył Dominik Siaśkiewicz.

Polska – Francja 4:2 (0:1, 2:1, 2:0)
0:1 – Samuel (1:48),
1:1 – Kostela – Augustyn (33:01),
1:2 – Riibela – Andermatt (34:53),
2:2 – Hajdus – Mikulski (39:03),
3:2 – Gaicki – Mikulski (40:28),
4:2 – Kostela – Adamczak (51:27).
Polska: Strażyński; Mikulski – Lech, Kasperek – Dziurdzik, Daniel Girys - Ligas; Adamczak - Gaicki – Hajdus, Kostela – Augustyn – Damian Girys, Krzysztof Malasiewicz – Chlebda – Krystian Malasiewicz oraz Antoniak, Hantsch. Trenerzy: Oliwer Wroński i Patric Johansson.

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Dominik Siaśkiewicz (www.Floorball24.pl) i Jarosław Chlebda (www.myfloorball.eu)

Komentarze







reklama