23.01.2010 | Czytano: 3250

Odkrywca Justyny Kowalczyk

Kto wie, czy dzisiaj mielibyśmy okazję zachłystywać się osiągnięciami Justyny Kowalczyk, gdyby nie jeden człowiek, który w najważniejszym momencie podał jej pomocną dłoń. Mowa o jej pierwszym trenerze i – jakby to dziś nazwano – menadżerze, Stanisławie Mrowcy.

Pamiętam jak pewnego czerwcowego lata 1999 roku na nowotarskim lotnisku odbywały się wojewódzkie biegi przełajowe. Podszedł do mnie Stanisław Mrowca i powiedział: – Pogadaj z tą dziewczyną, to wielki talent. Kiedyś będzie mistrzynią świata i złotą medalistką olimpijską. Wierz Staszkowi, on się nigdy nie myli.

- Cieszę się, że pamiętasz tę scenę – rozpoczyna ze mną rozmowę bardzo wzruszony Stanisław Mrowca. – Nikt jej wtedy nie chciał pomóc. Gmina i Miasto Mszana Dolna odwróciły się do niej plecami. Zostałem sam na placu boju, a Justyna chciała się uczyć w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem. Mimo, iż dzierżyła tytuł mistrzyni Polski młodziczek, musiała sama zabezpieczyć się w kosztowne narty i częściowo opłacić internat. Rodzicom się nie przelewało. Uważałem, że trzeba pomóc temu dziecku. Rozpocząłem poszukiwania sponsora. I udało się. Znalazłem go w Nowym Targu. Było to PZU Życie SA. Dzisiaj serdecznie im dziękuję, bo oni dołożyli cegiełkę pod budowę aktualnych osiągnięć Justyny. Wtedy pomoc była najważniejsza, by nie stracić „perełki”.

Mrowca z wykształcenia jest matematykiem, ale porzucił ją dla sportu. - Jako młody nauczyciel uczyłem matematyki i wychowania fizycznego, potem proporcje się zmieniały i wreszcie ... zostałem trenerem –śmieje się. – Matma pomaga mi w logicznym myśleniu, a takiego potrzebuje sport. Matematyka pomaga w ustaleniu strategii działania, przewidywaniu pewnych zdarzeń. Niektórym się nawet nie śni jakie przewiduję rzeczy ( śmiech). Tylko praca z głową daje wyniki. W tym, że zostałem trenerem nie było żadnego przypadku, bo sport zawsze płynął w moich żyłach. Miałem studiować na AWF, ale zdecydowałem na trudniejsze wyzwanie.

Pracę szkoleniową w narciarstwie biegowym rozpoczął w Słopnicach. Do wyczynowego klubu Maraton Mszana Dolna wciągnął go Adam Kasiński, bo zauważył, iż po dwóch latach pracy w Słopnicach osiągnął z młodzieżą wyśmienite rezultaty. Powierzono mu pracę w sekcji naborowej w Niedźwiedziu. Wszyscy z niedowierzaniem wtedy patrzyli, skąd ten człowiek się wziął. Życie Adamowi potoczyło się nie tak jak zakładał i zmuszony był zrezygnować z Maratonu. Mrowca zajął jego miejsce, jako najlepszy szkoleniowiec w tym rejonie. Po dwóch latach Maraton był najlepszy w kraju, a po kolejnych dwóch połowę kadry narodowej stanowiły jego zawodniczki.

- Z tego klubu wywodzi się Justyna Kowalczyk – wyjawia. - Przeniosłem się do Nowego Targu, ale nie zaprzestałem współpracy z Maratonem. Justyna to moja największa nagroda za 25-letnią pracę w tym klubie. Wielki talent, ale to za mało, by odnosić sukcesy. To była i jest dziewczyna nieprzeciętna jeśli chodzi o wydolność, wytrzymałość i cechy charakteru. Jest konsekwentna i uparta w dążeniu do wyznaczonego celu. W dodatku jest osobą niezwykle inteligentną. Kiedyś mówiło się, że inteligencja przeszkadza w bieganiu. Justyna jest absolutnym zaprzeczeniem tego. Inteligencja pomaga jej w rozwiązywaniu taktycznym biegów, w rozgryzaniu konkurentek, które w końcu są najlepsze w świecie. Do tego tytan pracy. Od 13 roku życia ciężko i bardzo mądrze pracuje. Podkreślam mądrze, bo każdy, jak się uprze, może ciężko pracować, ale nie będzie efektów. W ciągu roku przebiega ponad 14 tysięcy kilometrów. To przeciętnemu zjadaczowi chleba w głowie się nie mieści. Taką pracę wykonuje piękna dziewczyna. Niech Polska się cieszy, że ma tak wspaniałą dziewczynę. Ona w ubiegłym roku pokonała w pojedynkę całą koalicję skandynawskich, rosyjskich i włoskich biegaczek. To ogromny sukces. Spodziewałem się, że będzie robić wielkie wyniki, ale nie spodziewałem się, że tak szybko i w takim rozmiarze. Można się zapytać, czy nie za szybko? Chociaż z drugiej strony, gdy się jest tak „poukładanym”, to czas nie gra roli. Justynie woda sodowa do głowy nie uderzy. Znam ją i wiem, że teraz stawia sobie nowe szczyty do zdobycia. Złoto olimpijskie jest jej marzeniem. Jestem niemal pewny, że je zrealizuje w Vancouver, szczególnie w stylu klasycznym.

Mrowca wyspecjalizował się w pracy z dziewczynami i jest zaniepokojony, że.... – Olimpiada za pasem, a tymczasem niezła grupa dziewcząt - Paulina Maciuszek, Kornelia Marek i Sylwia Jaśkowiec - które pojadą do Vancouver zostały rozpuszczone do domów – grzmi. - Takiego błędu nie popełnia się w przygotowaniach byle jakiego klubu, a co dopiero w kadrze olimpijskiej na pięć dwunasta przed startem. Te dziewczyny za kilkanaście dni będę musiały zmierzyć się z potęgą narciarstwa biegowego. Będą dobrze przygotowane?

Justyna jest super szybką lokomotywą polskiego narciarstwa. Do niej powinni dołączyć inni. Czy sukcesy Justyny zwiększyły zainteresowanie bieganiem na nartach?

- Zwiększyło się zainteresowanie bieganiem rekreacyjnym – twierdzi Stanisław Mrowca. - Dobrym przykładem jest Nowy Targ. Na trasach wokół lotniska spaceruje i biega coraz więcej ludzi. Organizowany jest duży i mały bieg papieski. Wierzę, że sukcesy Justyny na olimpiadzie sprawią, że będzie jeszcze więcej biegających nie tylko w stolicy Podhala, ale w całym kraju. Obecnie szacuje się, że na nartach porusza się 2 mln. Polaków. Z drugiej strony pchnie młode dziewczęta i chłopców do uprawiania tego sportu. Jestem na każdych zawodach młodzieżowych z racji pełnienia swojej funkcji i widać sporo 13, 14- latków, którzy chcą naśladować Kowalczyk. O niej ciągle rozmawiają. Stała się dla nich idolem. Myślę, że odpowiedzialni za sport w kraju, w miastach i gminach, sprawią, iż Justyna będzie szybkobieżną lokomotywą, która pociągnie młodzież i sprawi, iż powstanie szerokie zaplecze kadry olimpijskiej.

Tekst + foto Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama