17.01.2010 | Czytano: 1452

Bez litości (+zdjecia)

Pogromczynie „Białej Gwiazdy” w kadetkach, nazajutrz urządziły sobie poligon strzelecki w kategorii młodziczek ( właściwej do wieku) z Zeliną Jurków. Setka pękła już pod koniec trzeciej kwarty.

Za brak dyscypliny u trenera Mirosława Ćwikla trzeba słono płacić. Rachunek wystawia nawet na rozgrzewce. Nie wykonywały tego czego od nich wymagał, więc „pompowały” dziesięć razy. Trener zdawał sobie sprawę, że trudno mu będzie zmobilizować zespół po wiktorii ze słabeuszem ligi, dlatego szybko wziął go w karby. Opłaciło się, bo od pierwszych sekund meczu realizowały w stu procentach jego pomysł na grę. Przyjezdne nie mogły wyprowadzić piłki spod własnego kosza, bo już tam były naciskane. Starta piłki, przechwyt i rzut do kosza – tak wyglądała gra. Każda próba przeciwnika przejścia z piłką przy linii bocznej kończyła się autem, bo były umiejętnie spychane. Różnicą punktowa rosła bardzo szybko, a trener nadal z boku mobilizował - „naciskamy”, „ nie odpuszczamy”. Taki był scenariusz pierwszej kwarty, po której można było śmiało pójść do domu. Nowotarżanki wygrały ją 46:3 (!). To prawdziwy nokaut.

Od drugiej kwarty można więc było ćwiczyć różne warianty gry. Najczęściej tematem zajęć był „ciasny aut”. Raz wychodził, drugi raz trener musiał brać zawodniczkę na bok i indywidualnie jej tłumaczyć o co mu chodzi. Jak „zajarzyła” i wykonała to na parkiecie, to szkoleniowiec bił brawo. Przewaga nadal rosła, chociaż i Zelina wyprowadzała skuteczne kontry. Ta ćwiartka wygrana została tylko (!) różnicą 11 punktów.

- Udowodnijcie, że to co grałyście z Wisłą w trzeciej kwarcie, to był wypadek przy pracy. Dostajecie szanse rehabilitacji – mówił przed rozpoczęciem trzeciej części gry, Mirosław Ćwikiel, który wystawia w niej najlepsze zawodniczki. Z „Biała Gwiazdą” zagrały wielką kichę i rywalki odrobiły straty. - Nie potrafią ze sobą grać. Nigdy w tej kwarcie, albo bardzo rzadko, odjeżdżaliśmy przeciwnikowi, bądź utrzymywaliśmy poziom gry z pierwszej połowy – tłumaczył.

Sam chyba nie wierzył, iż powtórzą sobotni scenariusz. Przeciwnik nie był mocny i w realizacji planów nie mógł przeszkodzić. Tak też się stało. Jak nie pressingiem nowotarżanki go wykańczały, to szybkim atakiem. Wygrały kwartę 32:8.

Wysokie prowadzenie sprawiło, iż góralki miały momenty rozluźnienia. Najwięcej w ostatniej części meczu. Od razu reagował trener. – Gramy jakby było 0:0 – wrzasnął. I szybko wszystko wracało do normy.

- Chciałem sprawdzić, czy zawodniczki są w stanie grać pressing na całym boisku po ciężkim pojedynku z krakowską Wisłą – mówi Mirosław Ćwikiel. – Oprócz kilku błędów, udało nam się na tyle uniemożliwić grę przeciwnikowi, że praktycznie miał mało okazji do zdobywania punktów. Większość zdobył z kontrataku, co oznacza, że dobrze kryliśmy. Były chwile dekoncentracji i one powodowały, że dziewczęta nie grały tego co chciałem. Trzeba jednak przyznać, że rywal miał kilka zawodniczek młodszych. Myślę, że trzeba nagrodzić zespół za waleczność, że wielokrotnie szukały piłki, rzucały się na nią. Generalnie nie odpuszczały, co jest bardzo trudne, gdy wygrywa się bardzo wysoko. Jachna i Przybyło pokazały, że mają ogromny potencjał, który stosunkowo rzadko wykorzystują. Być może po tym spotkaniu uwierzą w swoje umiejętności. Najlepsze na boisku - Rokiciak, Piędel i Jachymiak - po raz kolejny udowodniły, że można na nie liczyć w każdych okolicznościach.

Gorce Steskal Nowy Targ – Zelina Jurków 135:36 (46:3, 25:14, 32:8, 32:11)
Gorce Steskal: D. Cyrwus 8, Jachna 14, Piędel 26, Długopolska 6, Przybyło 12, S. Cyrwus 6, Szopińska 2, Kubowicz 6, Rokiciak 31, Wolska, Jachymiak 24, Pudzisz. Trener Mirosław Ćwikiel.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama