14.03.2020 | Czytano: 11803

Gabriel Samolej: Niedługo obudzimy się z ręką w nocniku

Sezon hokejowy przedwcześnie dobiegł końca. O jego dobrych i złych stronach rozmawiamy z Gabrielem Samolejem - olimpijczykiem, wielokrotnym reprezentantem kraju i 5-krotnym mistrzem Polski.


 

 
- Wirus wyłonił mistrza. To niecodzienna sytuacja  – rozpoczynam rozmowę z tym, który podczas igrzysk olimpijskich w Calgary zastopował Kanadę.
 
- Wytworzyła się nietypowa sytuacja do nietypowych działań.  Wszystkie ligi zawiesiły rozgrywki, z tym, że oprócz hokeja nie wyłoniły mistrza. Można było zastosować inne warianty, jak choćby  z tabeli wyznaczyć zespoły do Ligi Mistrzów i Pucharu Kontynentalnego. Niektórzy twierdzą, że z jakiej racji, skoro rozegrane zostały ćwierćfinały play off.  Można było też uznać sezon za nieodbyty i to byłoby najlepsze rozwiązanie. Uważam jednak, że jeśli rozgrywki nie zostały dokończone, nie należało ogłaszać mistrza Polski. Trudny temat, podobnie jak trudna sytuacja panuje w świecie.  Największe kontrowersje wzbudza przyznanie dwóm zespołom brązowych medali. Według mnie medal ten  powinien otrzymać klub z Jastrzębia, gdyby wzięto pod uwagę cały sezon. Działacze związkowi postanowili inaczej.
 
- Co sądzisz o lidze z tak dużą ilością obcokrajowców? Poziom się podniósł czy się tylko wyrównał?
 
- Powtórzę jeszcze raz. Opinii swojej nie zmienię.  Liga na pewno zrobiła się atrakcyjniejsza, ciekawa, ale poziom się nie podniósł, choć na pewno się wyrównał. Natomiast taki ruch władz związkowych zabija reprezentację. Prekwalifikacje olimpijskie wcale nie są wykładnikiem tego co może nastąpić. Tomek Valtonen powiedział, że to dzięki lidze open awansowaliśmy do kwalifikacji, ale uważam, że powiedział to po euforii z wygranej z Kazachstanem. Ten mecz wyszedł naszej drużynie. Murray zabronił, ale podejrzewam, że gdybyśmy stoczyli pięć potyczek z tym zespołem, to -  z całym szacunkiem - byłyby przegrane.   Wszystko wskazuje na to, że nie odbędą się mistrzostwa świata więc trudno będzie o weryfikację.  Nie mogę zrozumieć jak doszło do tego, że na turniej prekwalifikacyjny pojechał Michał Kieler, który jest rezerwowym bramkarzem w klubie i ma na koncie sześć rozegranych spotkań.  To świadczy o tym, do czego doprowadziła liga open.
 
- Nie jesteś zaskoczony, że nawet w takim klubie jak Podhale, które zawsze korzystało wychowanków, zatrudniono aż 17 stranieri?
 
- Jestem. Nikt nie zakazuje zatrudniania obcokrajowców, ale… Uważam, że nie powinno być ich  więcej niż pięciu i powinni być to gracze z górnej półki, od których powinna się uczyć nasza młodzież. Jeżeli nadal wszystkie kluby będą uprawiały taką politykę, a wszystko na to wskazuje, to reprezentacja będzie dołowała.  Chyba, że zmienią się władze PZHL i nowe  pójdą po rozum do głowy.  Rudolf Rohaczek, który przedłużył kontrakt o trzy kolejne lata z Cracovią, mówi, że Polaków nie ma. Rozumiem, że będzie robił to co robi, bo mu jest wygodnie kupić wyszkolony towar. Tym bardziej, iż Janusz Filipiak pozwala i daje pieniądze. To jest droga donikąd i niedługo obudzimy się z ręką w nocniku. Powinniśmy postawić na szkolenie młodzieży. Jak nie stać kluby na dobrych obcokrajowców, to trzeba, aby  jak najwięcej grało chłopaków własnego chowu.  Bez względu na to, czy są dobrzy czy nie. Trzeba ich chronić, bo za chwilę może się okazać, że kluby bez pieniędzy padną.
 
- Kto cię zaskoczył, a kto rozczarował w sezonie?  
 
-  Na plus wypadł zespół Unii. W Oświęcimiu znalazł się solidny sponsor. Zatrudniono trenera ze Słowenii, który ściągnął swoich rodaków do drużyny, reprezentantów kraju. Słoweńcy aktualnie prezentują wyższy poziom od naszej drużyny narodowej. Zawodnicy ci zagwarantowali w miarę stabilną grę. To nie byli zawodnicy wybitni, ale też  nie z łapanki.  Jak wspomniałem byli to reprezentanci kraju. Mamy przykład w Podhalu, że nikt nie wie co grali i jaki poziom reprezentowali zatrudnieni obcokrajowcy. Nie było wśród nich lidera, zawodnika, który  swoją grę wywarłby  pozytywne wrażenie na ekspertach.   Tak naprawdę, to dopiero w  play off wyszło szydło z worka. Okazało się,  że nic nie zaprezentowali, a najlepszymi graczami  byli nasi, abstrahując od tego czy byli w optymalnej formie.  Krystian  Dziubiński i Bartek Neupauer ciągnęli grę. Z obcokrajowców można powiedzieć, że tylko   Alexander Pettersson i Dylan Willick starali się, ale pozostali nie pokazali nic ciekawego. Gra opierała się na dobrej postawie  Przemka Odrobnego, który w play off z powrotem złapał wysoką formę. To było za mało. Jeśli nie strzela się goli, to nie ma szans na wygraną. Katowice zagrały dużo słabiej, ale  wejście do czwórki zawdzięczają polskim zawodnikom. To trzeba zaznaczyć.   Największe wrażenie na mnie zrobił zespół z Jastrzębia. Wygrał Puchar Polski i Wyszehradzki, dość długo przewodził ligowej stawce. Już w poprzednim sezonie pokazał się z dobrej strony, ale w decydującej fazie rozgrywek zabrakło młodym chłopakom doświadczenia.  Moi koledzy z lodowiska darzą sympatią ten zespół. Tam też są obcokrajowcy, choć nie w takiej ilości jak w innych klubach.  Najwięcej jest jednak Polaków. Prezesi Jastrzębia zaczęli myśleć perspektywicznie. Zostawili swoich chłopaków i dali im szansę gry. A tacy jak  Paś i  Wałęga swoją świetną postawą im się odwdzięczyli. Grali bardzo dobrze i byłem pod wrażeniem ich postawy. Jastrzębie jest największym wygranym sezonu i mogłoby sprawić psikusa możnym w dalszej części rywalizacji.  Dlatego, że Tychy nie były tą drużyną z poprzednich dwóch sezonów.
 
- Gdybyś był selekcjonerem  drużyny narodowej, a część stranieri miałaby polski paszport, to kogo wybrał być do zespołu?
 
- Szczerze. Nie ma szału.   Oprócz Murraya i tych co już mamy, choć Cichy i Szczechura nie bardzo chcą reprezentować biało -czerwone barwy,  to może znalazłoby się  dwóch, góra trzech graczy.
 
- Jaką przyszłość widzisz przed nowotarskim hokejem?
 
- Każdy z nas życzy „Szarotkom” jak najlepiej. Natomiast w tym momencie wszyscy zastanawiamy się co będzie dalej. Cała drużyna po raz kolejny się rozsypała. Podejrzewam, że wszyscy obcokrajowcy wyjechali, a nie wiadomo co  z naszymi, którzy pozostali. Obawiam się o pozycję bramkarza. „Wiedźmin”  trzymał  zespół.  Trudno wyrokować jak podejdą do budowy zespołu włodarze, a przede wszystkim czy będą pieniądze.  Jeśli nie  będzie pieniędzy, to nie widzę przyszłości Podhala w różowych kolorach. Czy zostanie zespół w jakikolwiek sposób sklecony, bo  nie mamy swoich zawodników? Ilu zostało? Czterech, pięciu? Nie ma więcej. Nie wygląda to ciekawie.
 
Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama