19.08.2009 | Czytano: 1840

Lekcje Gudbaja (+zdjecia)

Patryk Galica Gudbaj udziela surowych lekcji słowackim motocrossowcom, w dodatku na ich torach i na słabszym „rumaku”. Poroninianin kolejny raz postanowił spróbować swych sił w mocniejszej klasie MX1. Na swojej „250 –tce” ścigał się z „450 -tkami” i znowu zlał miejscowych jeźdźców.

Ci pałali żądzą rewanżu za ostanie baty jakie zebrali do Polaka. Człowiek „znikąd” – bo taka nazwa do niego przylgnęła – zburzył hermetyczny układ jaki panował w tym sporcie za naszą południową granicą. Odgrażali się, że tym razem mu się nie dadzą. Utworzyli koalicje przeciwko Patrykowi, ale…Na niewiele się ona zdała. Polski góral był tego dnia znowu dla nich za mocny. Dołożył drugiemu na mecie Daniela Krištofčaka, w obu biegach, ponad 50 sekund. To przepaść! Różnica co najmniej dwóch klas!

Na torze w Šečanach stawiła się cała słowacka czołówka w tym sporcie. W jednej grupie startowali zawodnicy z klas MX 1 i MX 2. Punktacja była jednak oddzielna.

- Tor był świetnie przygotowany – mówi polski jeździec. – Pogoda była upalna, ale organizatorzy zrosili tor i był bezpieczny. Nie unosiły się tumany kurzu, a to dla nas zawodników bardzo ważne. Widoczność więc była doskonała. Wyścigi trwały 32 minuty, czyli kosztowały nas sporo wysiłku, a do tego z okrążenia na okrążenie tor robił się dziurawy jak ser szwajcarski. W niektórych miejscach nie było to już dziury, ale jamy oraz koleiny i trzeba było uważać, by nie zaliczyć „gleby”. Na szczęście oba wyścigi rozegrały się bez jakiś dramatycznych przygód. W głównej mierze to moja zasługa i doskonale przygotowanego motocykla.

Warunki jakie panowały plus czas jazdy preferował zawodników o żelaznej kondycji i doskonale jeżdżących technicznie. Takich twardzieli, którzy nie boją się wysokich i długich skoków, którzy na łukach nie przymkną manetki gazu. Gudbaj ma taki góralski charakter. Nie na daremno na plastronie ma napis „No pain, no game”, co oznacza, że bez bólu nie ma zwycięstw. Wie coś o tym, bo już nieraz kontuzje eliminowały go na dłuższy okres z rywalizacji.

Już treningowe wyścigi uzmysłowiły obserwatorom, że Gudbaj jest w wielkim gazie i przechwałki Słowaków na nic się zdadzą. „Wkręcał” najlepsze czasy. Pierwszy też wjechał w bramkę startową i na takiej pozycji z niej wyjeżdżał w obu wyścigach. To były jedyne momenty, kiedy Polaka widzieli rywale. Potem przez cześć wyścigów oglądali mu plecy, by w samej końcówce stracić go z oczu.

- Po 25 minutach jazdy osiągnąłem już sporą przewagę. Drugiego na mecie wyprzedziłem o prawie pół okrążenia, a trzeciego zdublowałem. Wystartowałem kolejny raz w trudniejszej klasie i udowodniłem, że nawet w niej da się wygrywać.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama