01.08.2017 | Czytano: 3730

Agata Michalska: Obcokrajowca nie traktujemy wyjątkowo

Agata Michalska pasjonuje się wspinaczką górską. Zdobyła już szczyt Mont Blanc i Gerlach, ale przed pięciu laty wybrała się na najtrudniejszą wyprawę. Szczyt PHL nie zalicza się do ośmiotysięczników, ale zdobyć go nie jest łatwo. By na niego się wspiąć nie potrzeba czekana i lin. Więc czego?

- By wspiąć się na Mont Blanc trzeba być dobrze przygotowanym fizycznie. W przypadku, o którym mowa, potrzeba czegoś więcej – przyznaje prezes KH Podhale, Agata Michalska. - Worka pieniędzy, determinacji w tym co się robi i nieprawdopodobnej siły charakteru, by przeciwstawić się wszystkim przeciwnościom losu. Czasami wydaje nam się, że zmierzamy w dobrym kierunku, a tymczasem następuje mocne potknięcie, czy też ktoś się wycofuje i wracamy do punktu wyjścia. To powoduje, że cały czas jesteśmy w pogoni za budżetem.

- „Sukces nigdy nie jest efektem słomianego zapału, trzeba przejść przez prawdziwy ogień” – ta sentencja prezydenta USA Jamesa Madisona nie oddaje sytuacji, w jakiej Pani się znalazła?

- Oddaje. Sukces to składowa wielu czynników. Jednym z nich jest każde odniesione zwycięstwo, bo ono niewątpliwie motywuje. Jest jednak druga strona budowania sukcesu – to umiejętność przechodzenia przez porażki, nie tylko wynikające z gry, ale także funkcjonowania klubu. Trzeba umieć na nie odpowiednio reagować, by cokolwiek osiągnąć. I przede wszystkim nie można się poddawać.

- No to jak to jest z tymi wychowankami? Reprezentanci kraju są drożsi czy tańsi od obcokrajowców?

- Zależy w jaki sposób na to popatrzymy. Jeśli tylko przez pryzmat wynagrodzeń, to można je analizować – i w tym roku tak się zdarzyło, że wychowankowie byli drożsi. Natomiast w pozostałych aspektach, to koszty są stałe. Każdy zawodnik zużywa kije (w dzisiejszych czasach nie ma możliwości gry sklejonym kijem – to po prostu niemożliwe), musi zjeść, wyjechać na mecz… Nie oznacza to, że mam żal do naszych wychowanków. To jest ich pięć minut. Sportowiec ma swój czas i swoją cenę. Kosztuje tyle, ile ktoś mu chce zapłacić. Jeśli mielibyśmy więcej pieniędzy, to mielibyśmy więcej wychowanków, którzy grają w innych klubach.

- Czy doczekamy się, że wszyscy nasi najlepsi zagrają jeszcze w Podhalu?

- To jest moje marzenie. Zabolała mnie wypowiedź Andrzeja Słowakiewicza, że nie byliśmy nimi zainteresowani. Jak mógł takimi kategoriami myśleć. Od czterech lat powrót naszych wychowanków jest moim priorytetem. Zawodnicy muszą jednak chcieć wrócić, by pokazać na co stać Podhale. Potencjał jest duży. Bez obcokrajowców, swoimi zawodnikami poradzilibyśmy sobie w lidze.

- Byłoby pięknie.

- Przepięknie. Zapewne jest to marzenie nie tylko moje, ale każdego kibica „szarotek”.

- A co z cichymi umowami z obcokrajowcami, o których wspominał Andrzej Słowakiewicz? Dostają dodatkowe gratyfikacje, a może – jak było w Sanoku – życzą sobie, by grać w pierwszej formacji i wchodzić na przewagi?

- Nie ma takich umów. Staram się nie wyróżniać nikogo. Być może jakieś doświadczenie z przeszłości sprawiło, iż Andrzej Słowakiewicz o tym wspomniał. Jeszcze raz powtarzam, nie ma takiego wyznacznika. Obcokrajowiec nie jest przez nas traktowany w sposób wyjątkowy. Dotychczas trafialiśmy na zawodników o dużej osobowości. Nie tylko byli dobrymi hokeistami, ale także sympatycznymi ludźmi, z którymi przyjemnie się rozmawiało i przebywało. Potrafili się też dobrze wpisać w klimat drużyny. Nigdy nie słyszałam, żeby nasi zawodnicy mieliby jakieś „ale” w stosunku do obcokrajowców i odwrotnie. Nie było też mowy, żeby ktoś wymuszał grę w pierwszej formacji. Trenerzy potrafili obcokrajowca przesunąć nawet do trzeciej piątki jeśli wymagała tego sytuacja, bądź gracz nie był w dobrej formie. Trzeba też pamiętać, że po to się zatrudnia stranieri, by można było się od nich uczyć, a nie by grali w czwartej piątce. W tym roku są nowi obcokrajowcy, ale żaden takiego warunku gry w określonej formacji nam nie postawił.

- Widać, że wypowiedzi Andrzeja Słowakiewicza uraziły Panią.

- Widocznie myślmy w inny sposób. Pomimo to darzę szacunkiem Andrzeja Słowakiewicza. Zawsze dobrze mi się z nim rozmawiało. Potrafi się sprzedać i nawet przyjemnie się go słucha, ale nie odbiera. Jego wywiad sprawił, że mnie zdystansowało do niego. Co stało na przeszkodzie, żeby przyprowadzić sponsora, o którym wspomina w wywiadzie? W dodatku sponsora spółki skarbu państwa. Co stało na przeszkodzie, by wspomóc młodzieżowy klub, gdy w nim pracował? Co dzisiaj stoi na przeszkodzie, jeśli rzeczywiście ma taki dobry kontakt, a zależy mu na dobru hokeja, żeby ów sponsor mógł z nami się związać? No co …..? Nie mogę tego zrozumieć. Jak mam wierzyć, że są to prawdziwe słowa? Nie ma większego absurdu jak posądzenie mnie o kurczowe trzymanie się stanowiska. Uważam, że zmiany powinny nastąpić. Nowy człowiek, będzie miał inne spojrzenie, nowe pomysły i koncepcje. Jeśli się tylko pojawi jakakolwiek inna koncepcja funkcjonowania Klubu związana ze zmianą prezesa, to jestem na nią gotowa. Ja bez problemu na to przystanę. Przez cały okres mojej prezesury robię wszystko co w mojej mocy, żeby hokej był na odpowiednim poziomie. Żeby w ogóle był, bo w ostatnim czasie tylko o tym się mówi. Słowa Andrzeja Słowakiewicza mnie zabolały i uważam, że są nieprawdziwe. Jeżeli Andrzej Słowakiewicz chce pracować, to zawsze może wspierać nowotarski hokej. Prawdziwą pomoc nie mierzy się stanowiskami, tylko realnymi chęciami.

- Trudno znaleźć sponsora tytularnego, który wyłożyłby „banieczkę” na sezon?

- Nie ma dnia, żeby nie odbywały się rozmowy z potencjalnymi sponsorami. Codziennie mamy z nimi przynajmniej jedno spotkanie. Czasami trzeba kilkanaście razy zapukać do tych samych drzwi, żeby coś osiągnąć. To jest ogromnie trudne zadanie. Nie mogę słuchać wypowiedzi, że nic nie robimy w tym zakresie. Czasem mam wrażenie, że ludzie jak mnie widzą, to uciekają. „Boją się”, że przyszłam po pieniądze. W tym roku mam takie odczucie, że jest taka reakcja na mój widok. Odpieram też zarzut, że nie szukamy szerzej sponsora. Wychylamy się poza Nowy Targ i okolice. Szukamy różnych rozwiązań. Hokej w Polsce lepiej się rozwija i jego medialność rośnie – to nasze argumenty. Jeśli chodzi o sporty zimowe, to hokej zajmuje drugie miejsce pod względem wartości marketingowej. Od 2013 r. wzrosła ona trzykrotnie, a w stosunku do ubr. o 21% To jeden z argumentów, który wykorzystujemy w negocjacjach. Minusem jest, że są w kraju obszary puste – bez hokeja, jak Polska centralna. Można się promować w rejonach gdzie nie ma hokeja, ale musimy mieć wsparcie centralnych władz hokejowych. Można w tych miejscowościach rozgrywać Puchar Polski czy Superpuchar – tym samym promując naszą dyscyplinę.

- Budżet będzie wyższy niż w poprzednim sezonie?

- Praca nad budżetem cały czas trwa. To nie jest tak, że w pewnym momencie się zatrzymuje. Cały czas dogrywamy umowy. Jeśli będzie taki jak w poprzednim sezonie, to będziemy zadowoleni, więcej oznaczać będzie sukces.

Stefan Leśniowski
Tekst autoryzowany
 

Komentarze







reklama