11.04.2017 | Czytano: 1763

Dwie zmarnowane szanse

Gdańsk okazał się mało gościnny dla nowotarskich unihokeistów. Mieli dwie szanse na mistrzostwo Polski i obydwie zostały zmarnowane. W obu przypadkach złoto tracili w identyczny sposób. Tracąc decydującą bramkę w dogrywce w osłabieniu.

Pierwsze do walki o tytuł stanęły zawodniczki MMKS Podhale. Stoczyły heroiczny bój. Jeszcze 3 minuty przed końcem regulaminowego czasu gry przegrywały 4:6 i wtedy w głównej roli wystąpiła Krzystyniak, która zdobyła dwa gole. W dogrywce góralki miały „piłki meczowe”, ale ich nie wykorzystały. Za to gdańszczanki wykorzystały okres przewagi, gdy na ławce kar przebywała Siuta.

- Ta kara była decydującą – twierdzi trener Jacek Michalski. – Chyba brakowało już sił. Dogrywka toczyła się w szaleńczym tempie. Ataki były szalone, szły w obie strony. Zespoły chciały zakończyć rywalizację w dogrywce. Zrobiliśmy wszystko na co nas było stać. Źle rozpoczęliśmy, brakowało dziewczętom pewności siebie. Przestraszyły się, popełniły kilka prostych błędów. Emocje były ogromne i chęć wgrania. Wróciliśmy jednak do gry. Wydaje się, że gdańszczanki były lepiej przygotowane, chociaż nie mamy porównania, bo z tym zespołem nie potykaliśmy się od dwóch lat. Tak skonstruowany jest system rozgrywek. Do tego jeden mecz decydował o wszystkim. Można zapytać: co to za liga? Naszym celem było mistrzostwo. Z dwóch drużyn powstała jedna mocna i można było pokusić się o wygraną. Patrząc z tej perspektywy, to uważam sezon za nieudany. Z kolei biorąc pod uwagę jak pracowaliśmy, w jakim tempie i jakiej atmosferze, to nie spodziewałem się gry w finale. Z tej perspektywy osiągnięty wynik jest bardzo dobry. Każda z dziewczyn musi uderzyć się w pierś i odpowiedzieć sobie na pytanie jak pracowała i czy wszystko robiła przez sezon, by w ostatnim meczu zagrać jak najlepiej.

W męskim finale Góralom nie udało się obronić mistrzowskiej korony. A byli tego bliscy, bo na początku trzeciej tercji prowadzili 4:1. Niestety nawet takie prowadzenie nie wystarczyło. Kilki błędów, głupie kary i Zielonka doprowadziła do dogrywki, a w niej Górale złapali karę za sześciu graczy na boisku. Głupia kara, która kosztowała ich złoty medal.

- Obrona mistrzowskiego tytułu była naszym głównym celem. – twierdzi grający trener Górali, Bartosz Gotkiewicz. - Niestety nie udało nam się go zrealizować. Panuje w nas złość i smutek po porażce w najważniejszym meczu sezonu. Myślę jednak, że za jakiś czas, gdy emocje opadną i przeanalizujemy cały sezon, będziemy dumni z osiągniętych przez nas wyników. Był to dla nas trudny sezon. Zmiany w regulaminie oraz systemie rozgrywek, polegające m.in. na likwidacji umowy szkoleniowej, spowodowały, że zawodnicy Wiatru Ludźmierz, którzy stanowili o sile naszego zespołu w mistrzowskim sezonie 2015/16, obecnie reprezentowali macierzysty klub w seniorach. Nie mogliśmy również skorzystać z pomocy Patryka Wronki i Damiana Tomasika. Zespół wzmocnił Damian Krugiołka, Maciek Szewczyk oraz Grzesiek Wątorek. Niektórzy zawodnicy zostali zmuszeni, by występować na nowych pozycjach i wywiązali się z nowej roli bardzo dobrze. Regionalny podział ligi sprawił, że w naszej grupie potykały się bardzo mocne drużyny. Wygraliśmy „grupę śmierci”, bez problemu ograliśmy Katowice w pierwszej rundzie play off, a w ćwierćfinale spotkaliśmy się z Wiatrem Ludźmierz, z którym graliśmy w rundzie zasadniczej. Były to bardzo zacięte i wyrównane spotkania, z których jednak wyszliśmy zwycięsko. Mecze półfinałowe również dostarczyły sporo emocji i również byliśmy lepsi od rywali z Babimostu. Indywidualnie docenieni zostali zawodnicy naszego klubu, z których aż trzech znalazło się w najlepszej „szóstce” sezonu, wybranej przez trenerów wszystkich drużyn ekstraligi. Na zakończenie chciałbym podziękować za pracę całemu zarządowi, na czele z prezesem Tomaszem Rusnakiem oraz wiceprezesem Mariuszem Sąderem, władzom Miasta Nowy Targ za wsparcie finansowe i organizacyjne oraz Pawłowi Batkiewiczowi (firma Gazda), Pawłowi Korczakowi oraz Dawidowi Jagielle za pomoc materialną pomocną w wyjeździe do Gdańska.

Wyprawa nad morze zakończyła się sukcesem Szarotki. Ona wygrała mecz o brązowy medal, ale jest to miejsce niżej niż w poprzednim sezonie.

- Cieszymy się, że udało się wygrać medal, jednak czujemy spory niedosyt po półfinale, gdyż niewiele zabrakło do sprawienia niespodzianki i wyeliminowania Zielonki – mówi Lesław Ossowski. - Obiektywnie jednak patrząc w półfinałach prezentowaliśmy się ciut gorzej od aktualnego mistrza. Cieszy, że z takim zaangażowaniem podeszliśmy do meczu o brąz, bo wynik wcale nie był taki oczywisty. Przeciwnik nie był łatwy, grał bez obciążeń, gdyż dla niego byłby to pierwszy medal w seniorach. Sezon sportowo na początku zapowiadał się trudny. Po odejściu sześciu podstawowych zawodników z Ludźmierza oraz wyjeździe do Czech Łukasza Chlebdy, musieliśmy budować na nowo drużynę. Słyszałem głosy, że nie będziemy grać w pierwszej czwórce. Wzmocniło nas dwóch byłych graczy Górali, a do tego w połowie sezonu powrócił Łukasz Chlebda i znów biliśmy się o czołowe miejsca w lidze. Muszę zaznaczyć duży wpływ Łukasza na naszą drużynę, nie tylko w grze na boisku, ale także ogromne zaangażowanie w treningi, które prowadził. Z doświadczenia wiem jak trudno jest grać i jednocześnie trenować drużynę, a Łukasz świetnie z tym sobie radzi. Czego więc zabrakło? Dłuższej ławki, a w szczególności rywalizacji na treningach. Rywalizacja podnosi poziom, powoduje, że każdy daje z siebie jeszcze więcej, bo czuje na plecach oddech kolegi z drużyny, który także chce grać. Szkoda, że kilku zawodników – z różnych względów - musiało w trakcie sezonu przerwać treningi. Liczymy na nich w przyszłości. Ponadto uważam, że każdy z nas musi dołożyć coś ekstra od siebie w przygotowania, bo dwa treningi na sali w tygodniu to jednak za mało. Nad przygotowaniem fizycznym każdy musi popracować sam, bo minęły bezpowrotnie czasy kiedy Szarotka wygrywała z wszystkimi tylko dzięki wysokim umiejętnościom zawodników. Plus, mimo wąskiej kadry, to stworzenie super drużyny, w której przyjemnie było grać. Widać w nas ambicję i chęć dążenia do celu jakim jest złoto. Jeżeli poprawimy kilka elementów, to wierzę, że w końcu tytuł wróci do Szarotki. Nie mogę pominąć naszego bramkarza. Jastrzębski kolejny sezon był dla nas wsparciem i pomocą. To czołowy polski golkiper. Imponuje mi, że dojeżdża do nas tyle kilometrów, poświęca czas i finanse, by grać w naszym klubie. Jego zaangażowanie może być wzorem dla nas wszystkich. Na koniec pragnę podziękować naszemu głównemu sponsorowi firmie Gorący Potok za ogromne wsparcie. Dziękuję również zarządowi, a głównie Witoldowi Tomalakowi i Bogdanowi Chowańcowi, bo bez ich pomocy prawdopodobnie byśmy nie mieli okazji rozwijać swojej pasji. Liczymy na dalsze wsparcie i obiecujemy walkę o złoto w przyszłym sezonie.

Mnie osbiście system rozgrywek nie przypadł do gustu. Trudno, żeby przypadł, jeśli w lidze gra się w kółko z tymi samymi zespołami, a byli przeciwnicy, z którymi się nie potykano lub raz jak Górale z Zielonką w finale. Jeden mecz decydował do wszystkim. Gdy doszło do fazy pucharowej, to spotkania kończyły się bardzo, ale to bardzo wysokimi rezultatami. Wrzucenie zespołów do jednego koszyka wcale nie podniosło poziomu unihokeja (potwierdziły to mecze o medale), a wręcz przeciwnie, obniżyło co prawda koszty klubów, ale czy o to ma chodzić? Zainteresowanie unihokejem spadło, co było widać w Nowym Targu. Nawet derby nie zgromadziły takiej widowni jak dawniej.

- System rozgrywek miał swoje plusy i minusy –zauważa Bartosz Gotkiewicz. - Po stronie plusów należy wymienić zmniejszenie kosztów podróży w sezonie zasadniczym (regionalny podział ligi) oraz popularyzację dyscypliny na terenie całej Polski. Minusem na pewno był brak wolnych terminów między meczami seniorów, juniorów starszych i weekendami zgrupowań reprezentacji. Zdarzały się problemy z obsadami sędziowskimi, ponieważ w jednym dniu rozgrywanych było 6 spotkań w kategorii seniorów, nie wspominając o innych kategoriach wiekowych. W przypadku naszej grupy drabinka w ćwierćfinale play off kojarzyła drużyny, które grały ze sobą w sezonie zasadniczym. Czy zmiany okazały się trafne i skorzystał na nich polski unihokej? Trudno powiedzieć. Na pewno wyniki dwucyfrowe nie podnoszą poziomu sportowego ligi i nie są atrakcyjne dla kibiców. W rozmowach z zawodnikami, trenerami i działaczami pojawia się sporo pozytywnych jak i negatywnych komentarzy na temat systemu rozgrywek. Nowy sezon pokaże czy w dalszym ciągu będzie takie zainteresowanie klubów udziałem w rozgrywkach Salming Ekstraligi Seniorów.

- Mam pozytywne odczucia – twierdzi Lesław Ossowski. - Dla nas ten system był idealny. Mocno ograniczył koszty, a jednocześnie przez wysoki poziom naszej grupy graliśmy wymagające mecze. Nawet ostatni w grupie Kraków prezentował się całkiem nieźle, co potwierdził eliminując w pierwszej rundzie ply off najlepszą drużynę z grupy śląskiej. I tu dochodzimy do drugiej strony medalu, a mianowicie dużych dysproporcji pomiędzy najlepszymi, a najsłabszymi. Wyniki I rundy play off były bardzo wysokie, do tego nikt nie spadał, więc nie wiem czy to ma dobry wpływ na rozwój poszczególnych drużyn. Niespodzianką były dobre występy dawnych pierwszoligowców w konfrontacji ze starymi ekstra ligowcami i wyprzedziły teoretycznie wyżej notowane ekipy. Pewne jest, że nie ma systemu idealnego, wszystkim się nie dogodzi, zatem gdyby to ode mnie zależało, to utrzymałbym ten system. Chwała dla działaczy, że podjęli taką próbę. Jedyne co mnie zastanawia, to czy konieczne było, aby drużyny z naszej grupy trafiły na siebie już w ćwierćfinale? Gdyby nie tak ułożona drabinka, to zapewne trzy ekipy z Podhala grałyby o medale, a to chyba nie wszystkim na rękę. Za duży plus uważam również, że liga kończy się już w kwietniu, bez zbędnych przerw jakie były w latach poprzednich. Sezon był krótki i w miarę intensywny z możliwie dużą ilością meczów, a to głównie chodzi. Ogólnie w tym względzie idziemy do przodu i widać dobrą pracę Zarządu Polskiego Związku Unihokeja.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama