23.02.2013 | Czytano: 3376

Tak upada hokej(+zdjęcia)

Niewiele brakowało, a nie doszłoby do konfrontacji „Szarotek” z Janowem. Zresztą i tak zapewne będzie walkower. Przeciwnik już pozycji przed play off nie poprawi, więc doszedł do wniosku, że można zaoszczędzić. A aspekt sportowy? – ktoś zapyta. Któżby nim się przejmował. W tej materii powinien być oczywiście najważniejszy, ale nie w naszym hokeju.

Nie raz udowodniliśmy, że schodzi na dalszy plan. Dlatego nie dziwmy się, że nasza reprezentacja gra w trzeciej światowej lidze.

Janowianie zastosowali wymówkę z stylu „paluszek i główka”, a więc starą ograną płytę, z szalejącą epidemią grypy w tle, w co nie wszyscy chcieli uwierzyć. - Być może rzeczywiście są jacyś chorzy, ale nagle cała drużyna? – pytali zawiedzeni kibice. - Tyle już było różnorakich wymówek w naszym hokeju, że trudno dać wiarę – wyjaśniali. 

Niemal cała drużyny (czternastu) w piątek załapała groźnego wirusa, gorączkowała i położyła się do łóżek. Z nakazu lekarza mieli je opuścić trzy dni przed rozpoczęciem play off. Przyparci do muru, przez działaczy PZHL, cześć graczy wyzdrowiała i w sile siedmiu zawodników z pola plus dwóch bramkarzy przyjechała do byłej stolicy polskiego hokeja. Regulamin jednak wyraźnie mówi, że zespół musi mieć minimum dziesięciu graczy zgłoszonych do meczu. Janowianie przyjechali, by nie płacić za niestawienie się na meczu, bo zapewne w kasie nie ma pod dostatkiem pieniędzy i być może nie zdążyliby przed play offem uregulować należność w Związku. Trzeba się poważnie zastanowić komu jest potrzebna taka liga. Gra się w sezonie po 24 spotkania. Jeśli oczywiście wszystkie się odbędą, bo przypomnę, iż HK Gdańsk też nie chciał grać z Podhalem. Wymówka: brak składu. W takiej sytuacji mieliśmy kolejną farsę w wydaniu lodowym.

- Najstarsi górale nie pamiętają takiej parodii jaka jest w tym sezonie – skomentował wieloletni kierownik drużyn hokejowych Podhala z lat świetności, Ryszard Bajerski.

- Dawno nie spotkałem się z taką sytuacją – dodaje trzykrotny olimpijczyk, Gabriel Samolej. - Mecz bez sensu. Przeciwstawić się w siedmiu przeciwko Podhale w pełnym składzie, to niemożliwe.

Naprzód był skazany na pożarcie. Zastanawiano się na jak długo starczy mu sił. Trzeba jednak przyznać obiektywnie, że janowianie nie poddali się. Nie „padli”, mimo iż w trzeciej tercji zostało ich tylko pięciu. W boksie stali tylko trenerzy. Zawodnicy co jakiś czas podjeżdżali do boksu, by napić się wody. W połowie odsłony trenerzy poprosili o czas, by zawodnicy mogli na chwilę usiąść i złapać oddech. Siedem minut przed końcem zostało ich już tylko czterech. Przez 5 minut grano czterech na czterech, bo P. Ziętara otrzymał pięciominutową karę plus karę meczu. Trzeba ich naprawdę podziwiać, bo nawet potrafili zdobyć gola.

Od początku gra głównie toczyła się w ich tercji obronnej, ale nie ograniczali się li tylko do wybijania „gumy” byle dalej od własnej bramki, ale także próbowali wyprowadzać kontrataki. W pierwszej tercji mieli trzy sytuacje sam na sam (dwa razy Pohl, raz Gryc). W drugiej zaś, całkiem przyzwoicie rozgrywali przewagi.

A Podhale? Nie zachwyciło. Sporo było chaosu w poczynaniach górali, wiele podań nie znajdowało adresata, brakowało koncentracji.

– Zamiast dobić słabego rywala, by następnym razem miał pełno w gaciach, to zabawili się w Samarytanina. Jeszcze dwóch nabawiło się kontuzji ( Bryniczka i Voznik pojechali do szpitala – przyp. aut). Taką postawą podbudowali psychicznie rywala, który skoro w takim składzie może, to w pełnym będzie mógł więcej - przekonywał jeden z kibiców.

- Nie było motywacji, by z osłabionym rywalem kreować grę, pokazać się z jak najlepszej strony – tłumaczy zespół Bartłomiej Neupauer. – Nie jesteśmy w rytmie meczowym, dużo treningów, przygotowań, ale to nie zastąpi meczu. Dlatego ta potyczka tak wyglądała. Nie pokazaliśmy nic dobrego. Mam nadzieję, że za tydzień przyjdzie optymalna forma.

- Spodziewałem się takiej gry - rwanej, szarpanej – mówi trener Podhala, Marek Ziętara. – To efekt braku meczów przez cztery tygodnie. Szczęście, że dzisiaj nie rozpoczynał się play off, bo mogło być różnie. Dlatego tak nalegałem, by ten mecz się odbył. Żaden trening nie zastąpi meczu. Mam w zespole nowych graczy i chciałem ich zgrać z pozostałymi.

Niżej podpisany od 1958 roku ogląda zmagania hokeistów i po raz pierwszy spotkałem się z sytuacją, że drużyna kończy mecz w czwórkę. – Ja też – przyznał trener Naprzodu Krzysztof Kulawik i rozkładał ręce.

Naprawdę bardzo, ale to bardzo źle dzieje się w polskim hokeju. Dodajmy jeszcze, że sekundę przed końcem meczu Adamovičs nie wykorzystał karnego.

MMKS Podhale Nowy Targ – Naprzód Janów 8:1 (3:0, 3:0, 2:1)
1:0 Stypuła (Tomasik) 3:18
2:0 Tomasik (D. Kapica) 6:46
3:0 Ziętara (Bomba, Voznik) 9:25 w przewadze
4:0 Łabuz (Biela) 25:20 w przewadze
5:0 Wielkeiwicz (Talaga) 27:25 w przewadze
6:0 Zarotyński (Neupauer) 39:33
7:0 D. Kapica (Bomba) 43:45
7:1 Kostromitin (Gryc) 56:17 w przewadze
8:1 Bomba 59:40 w przewadze

Sędziowali: Heltman – Wieuckii i Byczkowski (wszyscy Gdańsk).
Kary: 35 - 6 min.

MMKS Podhale: Rajski – Mrugała (2), Łabuz, Biela (2), Naupauer, Zarotyński – Adamovičs, Wojdyła, F. Wielkiewicz (2), Bryniczka, Ćwikła – Talega, Landowski, Bomba, Voznik, P. Ziętara (27) – Gaczoł, Tomasik, Ištocy, D. Kapica (2), Stypuła. Trener Marek Ziętara.
Naprzód: Blot – Prakopczyk (2), Kosakowski, Gryc, Pohl, Kozłowski (4) – Bajer, Kostromitin. Trener Krzysztof Kulawik.

Polecamy FELIETON: http://www.sportowepodhale.pl/index.php?s=tekst&id=6009

 

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Mateusz Leśniowski

 

Komentarze







reklama