Czempionat amatorów w Krynicy był ostatnim akordem tegorocznego sezonu hokejowego. Tytuł mistrzowski obronił Sielec Sosnowiec, a Amatorzy Podhale Nowy Targ wrócili do domów z brązowymi krążkami.
– Mamy niedosyt – twierdzi trener, Franciszek Klocek. – Żal szczególnie półfinałowego spotkania. Obserwatorzy pojedynek z sosnowiczanami okrzyknęli przedwczesnym finałem. Był niezwykle zażarty i dramatyczny. Dwukrotnie obejmowaliśmy prowadzenie 1:0 i 2:1. Wydawało się, o awansie zadecyduje dogrywka. Tymczasem 26 sekund przed syreną kończącą trzecią tercję rywal zadał nam decydujący cios. Miał sporo szczęścia. Praktycznie całą trzecią tercję graliśmy w osłabieniu. Sędziowanie było katastrofalne. Broniliśmy się dzielnie, ale… Siła złego na jednego. Posypał mi się także skład. Już w drugiej zmianie straciłem Piotra Japoła, któremu wsadzono nogę do gipsu. Zmuszonym byłem przemeblować pierwszą formację. W dodatku rywal był średnio o 10 lat młodszy.
- To nas nie usprawiedliwia – włącza się do rozmowy Piotr Japoł. - Był to dla nas najważniejszy turniej w sezonie. - Przygotowaliśmy się do niego poprzez udział w lidze nowotarskiej i zmaganiach o Puchar burmistrza ( w obu zwycięstwa – przyp. SL) oraz w Pucharze Polski ( drugie miejsce – przyp. SL). Z eliminacje jesteśmy zadowoleni, przeszliśmy je jak burza, aplikując rywalom 20 goli, a sami straciliśmy zaledwie jedną. Najtrudniejszy rywal był na „dzień dobry” – Krynickie Diabły. Mieliśmy jeszcze w pamięci porażkę z sprzed tygodnia w Warszawie o Puchar Polski. Ponadto dodatkowym ich graczem miała być publiczność. Wyciągnęliśmy wnioski z porażki, trener wymielił genialną taktykę i gospodarze byli w szoku. Gospodarze po prostu nie istnieli. Graliśmy systemem 2-1-2. Przesunęliśmy strefę obroną bardzo wysoko i już w tercji środkowej przeciwnik miał wielkie problemy z zawiązaniem akcji ofensywnej. W naszej tercji bardzo rzadko gościł. Kryniczanie oddali znikomą ilość strzałów na naszą bramkę . Potem było z górki. W ćwierćfinale trafiliśmy na wymagającego rywala, ale…egzotycznego. Nigdy z nim nie graliśmy, nie mieliśmy też pojęcia jak się prezentują. Tafla potwierdziła, iż prezentują solidny hokej.
Brązowy medal góralom nie przyszedł łatwo. Oprócz Piotra Japoła ze składu wypadł Gębacz. Trener zmuszony był grać na dwie pary obronne. Do pierwszego ataku przeszedł Fus. Wojownicy z Oświęcimia tanio skóry nie chcieli sprzedać. – Przegrywali 0:2, 1:3, a po dwóch tercjach 3:4, ale walczyli do upadłego i zdołali doprowadzić do dogrywki. Nas szczęście w niej okazaliśmy się lepsi – mówi Franciszek Klocek.
- Tworzyliśmy na lodzie i poza nim zgrany i rozumiejący się kolektyw – twierdzi Piotr Japoł. – To był klucz do zwycięstw. Każdy wiedział po co pojechaliśmy pod Górę Parkową i bardzo konsekwentnie dążyliśmy do wyznaczonego celu. Coraz więcej drużyn podchodzi bardzo poważnie do mistrzostw. Zatrudnia się trenerów, a więc i gra jest poukładana. W ostatnich dwóch sezonach wyeliminowaliśmy 69 ligowców, którzy próbowano przemycić w amatorskich drużynach. Skończyły się czasy kiedy decydowali o wyniku spotkania. Atmosfera się oczyściła, a poziom się nie obniżył. Bardziej jest wyrównany, o czym świadczą wyniki. Chcemy podziękować trenerowi Franciszkowi Klockowi za dobre przygotowanie do turnieju oraz Urzędowi Miasta i burmistrzowi za udostępnienie lodu.
Stefan Leśniowski
Czwarty medal w ostatnich pięciu latach
- Były to udane dla nas mistrzostwa, mimo iż celowaliśmy w „złoto”, a nie udało się go zdobyć. To czwarty nasz medal w ostatnich pięciu sezonach – mówi o zakończonych mistrzostwach Polski amatorów kapitan Podhala, Piotr Japoł.
