28.04.2012 | Czytano: 1079

Klątwa Prezydenta

Pierwsza runda walki o najcenniejsze trofeum w hokeju na lodzie – Puchar Stanleya – sypnęła niespodziankami. W walce o prawo napicia się szampana ze „ Srebrnej Wazy” pozostało na placu boju już tylko osiem zespołów. Walizki na wakacje spakowali obrońcy trofeum „Niedźwiadki” z Bostonu oraz „Orki” – najlepszy team sezonu zasadniczego. Nie ma też „Pingwinów”, którzy przegrali „Bitwę o Pensylwanię”.

Gdy w 1893 roku nagroda lorda Stanleya of Preston po raz pierwszy została wręczona Montreal HC, jako główne trofeum amatorskich rozgrywek, nikt nie spodziewał się, że z czasem stanie się reliktem. „Świętym Graalem” dyscypliny, niedościgłym marzeniem wielu i spełnieniem dziecinnych marzeń dla nielicznych. Najczęściej po to trofeum sięgali hokeiści z Montrealu, aż 24 razy. Canadiens w tym sezonie zabrakło w play off.

Od sezonu 1985/86 drużyny w sezonie zasadniczym walczą o Puchar Prezydenta. Od kiedy to trofeum ustanowiono, ledwie siedem z 26 jej zdobywców zdobyło potem Puchar Stanleya (wliczając już ten sezon). Za oceanem mówi się, że to przeklęty puchar. W ostatnich siedmiu latach „za burtę” rozgrywek już w pierwszej fazie wypadły drużyny Detroit ( 2006 rok), San Jose (2009), Washington (2010) i Vancouver (2012). „Orki” po raz drugi z rzędu zdobyły Puchar Prezydenta. Przed rokiem dotarły do finału Pucharu Stanleya i dopiero po siedmiu meczach uległy „Niedźwiadkom”. W trwającym sezonie już w pierwszej rundzie nie sprostały „Królom” z Los Angeles (1:4 w meczach).

Bostończycy też zostali wyrzuceni za burtą. Okazali się słabsi w siedmiu meczach ze „Stołecznymi” z Waszyngtonu. Ich pogromcy poniżyli ich w najbardziej bolesny sposób, w ostatniej potyczce w hali mistrzów. „Katem” Bostonu okazał się Joel Ward, który w 3 minucie dogrywki zadał „Niedźwiadkom” nagłą śmierć. Jak mówią fachowcy „Niedźwiadki” wyczerpały limit szczęścia w ubiegłym sezonie. W drodze po zeszłoroczne mistrzostwo aż trzech z czterech rywali pokonali w siedmiu meczach.

Buchmacherzy najwięcej szans dawali „Pingwinom” w starciu z „Lotnikami” Drużyna z Pittsburgha dysponowała ogromnym potencjałem ofensywnym. Nazwiska Jewegienij Małkin, James Neal czy Sidney Crosby robią na każdym wrażenie. Małkin wywalczył Art Ross Trophy, nagrodę dla najskuteczniejszego gracza sezonu regularnego. Rosjanin zdobył 109 punktów, ale nie był najlepszym strzelcem ligi. Ten tytuł przypadł Sevenowi Stamkosowi z „Błyskawic”. Zdobył 60 goli. Tym samym został drugim hokeista od 1996 roku, który osiągnął magiczną granicę. Wcześniej tej sztuki dokonał Aleksander Owieczkin ( 2007/08). O niewiarygodności wyczynu Stamkosa świadczy fakt, iż drugiego w klasyfikacji Małkina wyprzedził aż o 10 goli!. Barierę 40 goli osiągnęło jeszcze dwóch graczy – Martin Gaborik z New York Rangers i James Neal z „Pingwinów”. Cóż z tego w wyczynu Stamkosa, skoro jego zespół nie awansował do play off.

Wracając do „Pingwinów”, to nie pomógł nawet powrót Crosbyego, po kilkumiesięcznej przerwie spowodowanej podwójnym wstrząśnięciem mózgu. Mecze z Philadelphią Flyers obfitowały w mnóstwo goli i przepychanek ( w potyczce nr 3 jedna tercja trwała godzinę). Bramkarze obydwu drużyn nie stanęli na wysokości zadania. W czwartej konfrontacji padło aż 13 bramek. Wygrał Pittsburgh 10:3. Tylu bramek w jednym meczu play off NHL nie zdobyła żadna drużyna od 22 lat. Ostatni raz 12 trafień odnotowano „Płomieniom” z Calgary z Los Angeles Kings.

Jedna z teorii głosi, iż mistrzowskie pierścienie NHL zdobywają zespoły z weteranami w składzie. Dlatego akcje Detroit bardzo wysoko stały. Tym bardziej, iż w sezonie „Skrzydła” pokazały perfekcyjną grę we własnej hali. Joe Louis Arenę uczyniły twierdzą niezdobytą w całej historii NHL. Wygrały 23 spotkania z rzędu!. By jednak marzyć o zaszczytach trzeba wygrywać na wyjazdach, a tam „Skrzydła” się łamały. Złamane zostały też przez Nashville Predators w pięciu meczach.

Po raz pierwszy w dziejach NHL awans do następnej rundy play off zdobył przedstawiciel Arizony – najbardziej pustynnego stanu USA. „Kojoty” z Phoenix w sześciu meczach okazały się lepsze od Chicago Blackhawks. Różnicę na ich korzyść zrobił bramkarz Mike Smith. W całej serii spisywał się rewelacyjnie, a w decydującym meczu wybronił 39 strzałów „Jastrzębi”. Chicago się smuci, bo od 2010 roku, gdy w pięknym stylu sięgnęło po Puchar Stanleya, dwóch kolejnych sezonach odpadło w pierwszej rundzie play off. Wydaje się, że na dyspozycję „Jastrzębi” miała wpływ absencja Mariana Hossy. Najskuteczniejszy ich gracz został brutalnie uderzony ramieniem w głowę w trzecim spotkaniu przez Raffiego Torresa. Za to zagranie „Kojot” został zawieszony na…25 meczów. Słowacki napastnik doznał wstrząśnięcia mózgu i został wyeliminowany przynajmniej na kilka miesięcy.

Odpadły „Rekiny” z San Jose. Zatrzymał ich najlepszy golkiper sezonu zasadniczego Brian Elitt z St. Louis Blues. W sezonie regularnym miał 94% skutecznych interwencji, przy średniej puszczonych goli na mecz 1,56. Zaliczył dziewięć „czystych kont”. Blues potrzebowali pięciu spotkań, by obłupić „Rekiny” z marzeń o najcenniejszym trofeum.

Konferencja zachodnia
Vancouver Canacks ( 1) – Los Angeles Kings (8) 1:4 (2:4, 2:4, 0:1, 3:1, 1:2D)
St. Louis Blues (2) – San Jose Sharks (7) 4:1 (2:3 D2, 3:0, 4:3, 2:1, 3:1)
Phoenix Coyotes (3) – Chicago Blackhawks (6) 4:2 ( 3:2D, 3:4 D, 3:2D, 3:2D, 1:2D, 4:00
Nashville Predators (4) – Detroit Red Wings 4:1 ( 3:2, 2:3, 3:2, 3:1, 2:1)

Konferencja wschodnia
New York Rangers (1) – Ottawa Senators (8) 4:3 (4:2, 2:3D, 1:0, 2:3D, 0:2, 3:2, 2:1)
Boston Bruins (2) – Washington Capitals (7) 3:4 (1:0D, 1:2 D2, 4:3, 1:2, 3:4, 4:3D, 1:2D)
Florida Panthers (3) – New Jersey Devils (6) 3:4 ( 2:3, 4:2, 4:3, 0:4, 3:0, 2:3D, 2:3D2)
Pittsburgh Penguins (4) – Philadelphia Flayers (5) 2:4 ( 3:4 D, 5:8, 4:8, 10:3, 3:2, 1:5).

Druga runda play off
Konferencja zachodnia
St. Louis Blues (2) - Los Angeles Kings (8)
Phoenix Coyotes (3) - Nashville Predators (4) 4:3 D.
Konferencja wschodnia
New York Rangers (1) - Washington Capitals (7)
Philadelphia Flayers (5) - New Jersey Devils (6)

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama